Rozdział 15

23 2 2
                                    

Wstałam z mokrą twarzą od łez. Leżałam na wielkim, puchowym łóżku z ciemną pościelą. Teraz zauważyłam, że mam w komnacie drugie drzwi. Wytarłam twarz i podeszłam do drzwi. Była to łazienka, i dziwo była w jasnych kolorach. Postanowiłam wziąść kąpiel. Gdy weszłam do wody zobaczyłam obok płyny, sole i olejki do kąpieli. Wzięłam jeden z nich i przeczytałam:
- Czarna truskawka i czekolada z kwiatu Haryzmy... ciekawe...
Wlałam płyn do czystej wody i poczułam piękny zapas. Nie umiem powiedzieć do czego jest podobny, ale piękny. Zauważyłam koszyk płatków czerwonych róż. Wrzuciłam je do wanny i zaczęłam się relaksować. Słodkie zapachy i płatki róż lekko muskające moje ciało, uspokoiły moje nerwy. Po godzinie odprężającej kąpieli wyszłam i w ręczniku poszłam zobaczyć co mam w tej gigantycznej szafie. Było w niej mnóstwo sukienek, a ja ich nie cierpię. Zobaczyłam dżinsy z dziurami, bluzkę z kwiaty i czarne trampki w czaszki. Wyszłam powoli i cicho z pokoju. Nie było straży, więc mogłam wyjść. Wielkie, brązowe drzwi w złotej ramie wydawały mi się drzwiami wyjściowymi lecz były drzwiami od sali tronowej.
Na tronie siedziała królowa. Zauważyła mnie i powiedziała:
- M! Może chciałabyś pójść na spacer?
Kiwnęłam głową.
Z "kartą wyjścia" udałam się do wyjścia. Chciałam zobaczyć miasto. Wyszłam i zobaczyłam wielu ludzi chodzących w różne strony. Poszłam w stronę parku, były moimi ulubionymi miejscami. Weszłam do rozległego terenu zielonego i poszłam szukać drzewa pod, którym mogłabym usiąść. Znalazłam, była to wierzba płacząca. Wygodnie usiadłam, promienie słońca tańczyły po mojej twarzy. Oglądałam grupy przyjaciół śmiejących się razem. Zrobiło mi się przykro. Nagle pięcio osobowa grupa zbliżyła się do drzewa. Nie widzieli mnie, usiedli po drugiej stronie pnia. Chcąc nie chcąc usłyszałam ich rozmowy. Było trzech chłopaków i dwie dziewczyny. Siedziałam cicho nic nie mówiąc, nie chciałam by się dowiedzieli, że tam jestem. Nagle przed moją twarzą pojawił się Gold.
- Cześć księżniczko! Ładnie to tak podsłuchiwać?
Bez zastanowienia wstałam i ze zgrozą zobaczyłam, że pozostała czwórka wampirów już stoi obok mnie. Spojrzałam na Gold'a.
- Pójdę już. Nie chce mi się gadać że Zdrajcą.
Przewrócił oczami. Dziewczyny popatrzyły na mnie i GoldenGuard'a.
- Gold czy to twoja księżniczka? Przyszła Pani Royal?- chihotały.
Prychnęłam z pogardą posyłając im czarne oczy. Zmieniły się w czarne oczy z białymi kropkami, które znikły i lewe zaczęło świecić niebieskim kołem. Obie odskoczyły z przerażeniem. Chłopaki zaś, włącznie z Gold'em byli totalnie zdziwieni. GG nie wiedział, że jestem hybrydą. Moje oczy znów stały się tęczowe. Miałam ich dość choć przebywam z nimi 5 minut. Mijając ich i nie zwracając uwagi na miny wyrażające strach i zdziwienie odchodziłam. A przynajmniej próbowałam. Jeden z nieznajomych chłopaków złapał mnie za nadgarstek i przewrócił. Moje oczy zapłonęły płomienną pomarańczą. Miałam dość. Wstałam całkowicie opanowana i dając upust furi walnęłam chłopaka pięścią. Spojrzał na mnie i powiedział:
- Nieźle księżniczko.
- Nie nazywaj mnie tak albo oberwiesz jeszcze raz.
Odeszłam. Mam nadzieję, że już ich nie spotkam. Poszłam dalej i zobaczyłam sklep, stary, antyczny sklep. Weszłam do niego. W środku było mnóstwo starych rzeczy. Chodziłam po nim aż zobaczyłam starą broszkę w kształcie serca. Było niczym serce błękitnego świtu o, którym czytałam. Kupiłam ją, założyłam i postanowiłam wrócić do zamku. Weszłam do mojej komnaty. W środku znalazłam ołówki, gumki, kartki i kredki. Ucieszył mnie ich widok. Zaczęłam rysować. W godzinę narysowałam konia, kota, wschód słońca i morze. Położyłam się do łóżka, ile bym dała by teraz zobaczyć Cam, Kayle lub innych... mam nadzieję, że w końcu się z tąd wydostanę. Czekałam na następny dzień. Słońce ciągle nie wschodziło. Księżyc ciągle świecił wraz z gwiazdami. Ubrałam się już o 2, w ubrania cioci, które miałam na sobie w dniu porwania. Była 3.30. Wciąż zagłębiałam się w czarnych myślach, już nigdy nikomu nie zaufam... myślałam o wszystkim co przeżyłam w SaveHaven. Łzy swobodnie ściekały po policzkach. Czekałam na cud. Na coś lub kogoś kto mnie stąd zabierze. Wyszłam na balkon i zaczęłam obserwować niebo, w pewnym momencie zauważyłam małego chłopca chodzącego po mieście bez opieki. Miał może 4 lata. Myślę, że wolał mamę, chyba się zgubił kilka godzin temu. Wokół mojego tarasu nie było już pola, więc wyskoczyłam i dzięki pomocy zmiany w geparda wylądowałam bezszelestnie. Zmieniłam się w siebie i podeszłam do dziecka.
- Zgubiłeś się? Mam na imię Marika, miło mi cię poznać.
- Mam na imię Rubin.- odpowiedział chłopczyk przez łzy.
Jego żółte oczy były pełne łez.
- Chodź Rubin, znajdziemy twoją mamę dobrze?
- Tak...
Wypytałam malucha jak wygląda jego mama, jak dawno się zgubił i czy zna swój adres. Mieszkał na ulicy księżycowej 13, zgubił się wiele godzin temu, a jego mama miała niebieskie włosy, oczy i bladą skórę (Któż by zgadł?~ dop. autorki). Pomyślałam, że przecież nikt nie uwierzy gdy dziecko powie, że ktoś się w coś zmienił.
- Nie będziesz się bał jak coś zrobię?
Pokiwał głową.
- Dobrze. Nie powiesz nikomu co zobaczyłeś? Obiecasz mi?
- Obieciuje.
Pomyślałam sobie o skrzydłach. Myślałam i myślałam aż w końcu poczułam coś na plecach. Spojrzałam na plecy. Miałam skrzydła z granatowej mgiełki, która miała gwiazdy. W oczach Rubina lśniły gwiazdki fascynacji. Wzięłam chłopca na ręce i poleciałam nad miasto. Po chwili patrzenia chłopczyk wskazał na ulice. Rozumiem czemu nazywała się księżycową, jej droga była srebrna i lśniąca. Wylądowałam i zaczęłam szukać domu z numerem 13. Znalazłam, był to mały domek z kwiatami na oknach. Zniknęłam skrzydła i zadzwoniłam do drzwi. Usłyszałam szybkie kroki, prawie bieg i nagłe otwarcie drzwi. Rubin, który dotąd trzymał moją rękę, wbiegł w ramiona mamy. Płakała. Wstała i spojrzała na mnie.
- Dziękuję... Bardzo dziękuję.- powiedziała we łzach.
Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że to nic.
- Jest 4°°, może wejdziesz do środka i przenocujesz u nas?- spytała kobieta.
Pomyślałam, że się wyrwę z tamtej klatki i się zgodziłam. W domu Pani Elior było przytulnie, ciepło i jasno. Rubin nie chciał spać. Pani Elior powiedziała, że zawsze wstaje o 4.30.
- Muszę iść do pracy, a Rubin odstraszył ostatnią opiekunkę w mieście!
- A przedszkole? Przecież jest już dosyć duży do przedszkola.- zasugerowałam.
- Przedszkola tu niema, bo jest za mało miejsca i wielu mieszkańców. Plus są szkoły, park, kina, sklepy... Dzieci do 6-7 lat mają zostawać pod opieką opiekunek lub rodziców. - odpowiedziała Pani Elior.- Królowa się stara, ale nie może powiększyć obszarów królestwa. Do tego ma już ponad 300 lat i potrzebuje dziedzica.
Aż 300 lat?! To faktycznie czas na dziecko. Ale czemu nie może sobie z mężem zrobić lub adoptować?
- Czemu z mężem się nie postarają lub adoptują?- spytałam.
- Królowa Emma nie ma męża! Nie znalazła miłości. Zbytnio się nami przejmuje zamiast sobą.- odpowiedziała P. Elior.
Zdziwienie. Po pierwsze Emma? Drugie nie ma męża? Trzecie bardziej przejmuje się nimi niż sobą?
- Mogę się nim zająć. Jeśli mi Pani ufa.
Spojrzała na mnie i uśmiechając się potwierdziła, że mogę. Wyszła w wielkim pośpiechu, a jej syn już na swoim terenie zaczął być nie miły.
- Ja chce ciasteczko!- zaczął krzyczeć.
- Nie.- odpowiedziałam całkowicie opanowana.
Wiedziałam, że chłopiec jest za mały by do czegoś sięgnąć. Usłyszawszy odpowiedziedź przeczącą Rubin padł na ziemię i zaczął się wić. Krzyczał, że królowa zrobi mi krzywdę za znęcanie się nad przyszłością królestwa. Szczerze w to wątpię. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni, wyjmującąc notes i ołówek. Usiadłam w miękkim fotelu i zaczęłam szkicować Jacka. Brakowało mi go. Naszych wspólnych lekcji gotowania (i tak zawsze był lepszy) i obserwowania gwiazd. Rubin widząc, że go ignoruje usiadł na kanapie i zaczął się przyglądać moim ruchom. Ołówek delikatnie sunął po kartce notesu, to zataczając koła, robiąc zawijasy i tworząc linię proste jak druty. Pewnie w mojej naturze jest też rysująca małpka. Hah... lubię w ten sposób wyjaśniać sobie moje zdolności. Dzieciak obserwował mnie z każdą chwilą przybliżając się. W końcu zobaczył skończonego Jacka i westchnął.
- Chciałbym tak rysować.
Pogłaskałam malca po głowie i powiedziałam:
- Pamiętaj, że marzenia się spełniają jeśli w to wierzysz kiddo.
(kido)

Hello! Ciacha mam kryzys twórczy. Ale spoko zaraz mi minie... jak zawsze. No, ale już mam parę pomysłów ;-). Małe info:
Rozdziały będą się pojawiać w środy i piątki. Lub częściej.
Myślę nad zaczęciem kolejnej książki. Dajcie znać w komach co o tym myślicie. Bye.

Strażniczka (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz