Rozdział 12

18 2 3
                                    

Stałam w ciemnej uliczce, odwrócona plecami do zbliżających się obcych. Co mogą mi zrobić? Wszystko. Porwać mnie, uderzyć kamieniem w głowę albo zadźgać nożem. Nie wiem jakie mają zamiary, ale niech wiedzą jedno... łatwo sobie ze mną nie poradzą! Kroki były coraz bliższe. Trzech chłopaków szło w moim kierunku. Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam trzy cienie.
Zobaczyłam owego chłopaka, który niegdyś zaatakował Jacka. Miał złoty kolor i niebieskie oczy. Z sobą miał dwóch innych chłopaków. Jeden z nich był czarnym fenkiem, jego oczy miały czerwono-pomarańczowy kolor, a na oku miał plamę, a drugi był granatowym kotem z złotym uszami. Każdy z nich miał naszyjnik z czerwoną czaszką. Zaczęło mocniej padać. Czego oni chcą? Dostać wpierdol? Na sam widok chłopaka o niebieskich oczach czułam złość. Stanęli metr ode mnie. Deszcz zmoczył moje włosy, a kropelki ściekały po mojej grzywce. Blądyn spojrzał na mnie i powiedział:
- No nie wierzę! Ja i moja kicia się znów spotykamy! Trochę minęło mała, nie sądzisz?
Zaśmiałam się co go zdziwiło, pewnie oczekiwał, że się wścieknę. Cóż nie... zagram w tę grę.
- Och...- powiedziałam przestając się śmiać- Masz rację, trochę minęło kochasiu.
Zarumienił się i opuścił uszy. Szybko zrozumiał w co gram i powiedział żebym się nie wygłupiała i ruchem głowy kazał kolegom coś zrobić. Podeszli do mnie i każdy chwycił za rękę po czym przygwoździli do ściany. Blondyn podszedł gdy próbowałam się wydostać. Nie miałam pojęcia co ma zamiar zrobić. Zbliżył się bardzo do mojej twarzy z lekkim uśmiechem. Chciałam go zamordować albo poważnie uszkodzić. Kot o złotych uszach zaczął coś szeptać i puścił, ale moje ręce były dalej przymocowane do ściany podobnie jak nogi. Jakby niewidzialne kajdany trzymały mnie na miejscu. Jedną z rzeczy, które się nie zmieniły to zbytnie przybliżenie twarzy chłopaka z moją. Przyglądał mi się uważnie. Po chwili spojrzał na mój amulet z zainteresowaniem. Jeśli go dotknie to niech jest pewny, że go ze skóry obedrę.
- Odsuń się ode mnie albo pożałujesz, że w ogóle dzisiaj z domu wyszedłeś.
Chłopak na przekór mojej groźbie nie odsunął się. On chce żebym się wściekła, nie wiem jeszcze po co, ale nie dam się tak łatwo.
- No dobra... Czego chcesz?
- O nic specjalnego, tylko się dowiedzieć jak zmieniłaś się w kota, anioła i wilka.- powiedział całkiem spokojnie i pobłażliwie.
- Nic specjalnego... Po prostu taką mam moc. Mogę się w te trzy zmieniać.
Spojrzał na mnie i powiedział, że Krwawe Czaszki chętnie by kogoś takiego przyjęły. Ruchem ręki znów coś nakazał kotu. On coś wyszeptał i niewidzialne kajdany znikły. Otarłam bolące nadgarstki i złożyłam jedna rękę w pięść. Z całej siły walnęłam blondyna w twarz, a ten upadł. Fenek pomógł mu wstać, mimo uderzenia i krwawiącego nosa uśmiechnął się i powiedział:
- Ok. Nie to nie. Miłego dnia kiciu.
Odeszli. Uff co za ulga. Mogłam wrócić do domu czego zresztą chciałam. Kiedy doszłam była 20, więc poszłam spać. Nie miałam siły już nic robić. Nic mi się nie śniło, widziałam ciemność... głęboką czarną ciemność. Spałam jak dziecko, gdy tak jak kiedyś coś wyświetliło mi dziwny sen. Czekałam na kolejny wstrząs i nową szokująca wiadomość. Zamiast tego zobaczyłam moją mamę uśmiechniętą od ucha do ucha. Była bardzo szczęśliwa, miała może 20 lat. W ręce ciasno trzymała jakiś papier, być może dostała awans. Szła w kierunku małego domu na wzgórzu między drzewami. Weszliśmy do domu i mama zaczęła wołać tatę. Tata podszedł leniwie do mamy i zapytał o co chodzi. Mama uśmiechnęła się jeszcze szerzej i powiedziała:
- Zgadnij kto jest w ciąży?
Tata był zszokowany, ale potem się uśmiechnął i podniósł mamę i zaczął się kręcić, a potem ją pocałował. Przeniosło mnie w inne miejsce. Był tu kominek i było bardzo ciepło. Mama siedziała na miękkim fotelu i robiła muszelkową ramkę, była w 8 miesiącu ciąży i było widać jej okrągły brzuch. Nagle ugieła się z niezbyt radosnym wyrazem twarzy.
- Marika ciśniesz się na świat, ale nie martw się już tylko miesiąc.
Była uśmiechnięta. Tata przyszedł zaraz potem, pocałował mamę i położył rękę na jej brzuchu mówiąc ,,Tata wrócił,,.
Cała ta scena była piękna, ciepła i urocza, ale po chwili wszystko znów stało się czarne i obudziłam się. Był to przyjemny sen, ale trzeba było wrócić do prawdziwego życia. Wyszłam z domu i poszłam do szkoły. W szkole siadłam z Goldem co najmniej zdziwiło Kayle i chłopaków. Rysowałam, a Gold uważnie mnie obserwował i co chwila podawał mi propozycję co mogę dorysować. Choć sam nie umiał rysować to miał dobre pomysły i chętnie ich używałam. Cały dzień z nim siedziałam, a po lekcjach poszliśmy do kina, było super. Z Goldem jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.

*
Kolejny tydzień, powoli zbliżał się kwiecień. Damian chodzi z burzową chmurą nad głową, pewnie coś stało się u niego w domu, może ojciec go dobija. Zill i Kayla nie spędzają ze sobą zbyt wiele czasu, a Jack ciągle przesiaduje w obserwatorium. Karmin siedział w strefie zakazanej jak więzień. Cóż w takim stanie nie mogę za dużo z nimi gadać, bo zaraz się flustrują. Jedyną nadzieją na rozchmurzenie byłyby jakieś dobre, nowe wieści, ale chyba nic takiego nie nadchodzi.
- Drodzy uczniowie- powiedział Zeharaian podczas naszej lekcji- będziecie mieli okazję aby opuścić SaveHaven i zobaczyć dzikie lasy.
W klasie podniósł się podekscytowany szept. Można było słyszeć teksty typu "Wow to niesamowite" lub "Jak wyjdziemy? Nawet dyrektor nie rozumie tego pola". Chyba nikt nigdy nie wyszedł poza pole. Mogę się założyć, że Fabian nas wypuści, a Karmin też skorzysta z tej okazji. Wiem jedno moi przyjaciele się znów uśmiechają. Tak, po szkole poszłam do strefy labiryntów żeby pogadać z wujkiem. Był z niego świetny słuchacz i nawet był przyjacielem. Kiedy przyszłam uśmiechnął się i niestety widząc jego kły zapiekła mnie rana na szyi i chwyciłam za nią. Karmin stracił uśmiech i powoli wstał, podszedł do mnie i powiedział:
- Przepraszam...
Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam, że już dawno mu wybaczyłam. Zaraz potem powiedziałam mu o tym, że będziemy mogli wyjść poza granicę pola. Karmin uśmiechnął się szeroko lecz zaraz spoważniał i powiedział:
- To bardzo niebezpieczne. Obce, zagrażające gatunki mieszkają właśnie tam, a oni po prostu was tam prowadzą na wycieczkę. Mam nadzieję, że dobrze to przemyśleli.
Widziałam na jego twarzy, że nie ma zamiaru wtedy tu siedzieć. Rozmawiałam z nim jeszcze długo, a potem poszłam do domu. Już nie mogę się doczekać tej wycieczki.

Komentujcie i oceniajcie. Narazie ciasteczka.
Ps. Pozdro dla Oniacza i reszty załogi :)

Strażniczka (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz