Rozdział 24

10 1 0
                                    

Od mojej imprezy minęły trzy dni. Było całkiem spokojnie. Siedziałam na fotelu w salonie i oglądałam z Rubinem jakieś bajki. Były dosyć ciekawe. Po chwili do domu wróciła Cam.
- Hej mamo! Jak w pracy?
- Ciężko. Wszyscy myślimy jak wzmocnić barierę.- powiedziała opierając się o ścianę- Zaraz czy ty mnie nazwałaś mamą?
Zamieniłam się w kamień. Poczułam lekki rumieniec. Znałam idealne wyjście z tej sytuacji. Jak wariatka ruszyłam w stronę najbliższego okna i przez nie wyskoczyłam. Dosłownie w ostatniej chwili zamieniłam się w sowę, piękną, białą sowę. Powoli, ostrożnie zaczęłam machać skrzydłami i spokojnie wzbiłam się. Przysiadłam na skraju lasu i zmieniłam się w siebie. Czemu to jest dla mnie takie dziwne? Takie trudne? Nigdy nie poznałam mojej prawdziwej mamy, więc czemu nie mogę dać innej osobie tego cudownego uczucia? Uczucia, że ktoś nazywa cię matką? Może, tylko może to dlatego, że tyle słyszałam o Zarynie. O tym jaka była cudowna, jaka była miła, jaka zdolna. Czy to przez te historie nie umiem dać Cam szansy bycia matką? Widziałam cierpienie na twarzach Fabiana i Karmina, Zeharaian'a, niektórych sprzedawcy... mojego taty. Kiedy żył i byłam mała nie rozumiałam dlaczego często był smutny. Dlaczego gdy na mnie patrzył, patrzył z troską i żalem. Czasem miałam wrażenie, że miał do mnie żal, bo mamy z nami nie ma. Zawsze szybko odpędzałam te myśl. A, może ona nie była tak daleka prawdy? Siedziałam na tym drzewie i rozmyślałam co przerwał mi czyjś zdziwiony głos.
- Co taka ślicznotka robi tak daleko od miasta?
Spojrzałam w dół. Uśmiechnęłam się widząc znajomą twarz.
- Wiesz rozmyśla nad sensem życia i myśli o swoich problemach.- odpowiedziałam zadziornie.
Damian uśmiechnął się. Nagle jego mina bardzo się zmieniła, ale ja doskonale wiedziałam, że coś kombinuje. Nie zdążyłam się przygotować, a on złapał mnie w talii i zaczął gdzieś nieść. Krzyczałam i próbowałam się wydostać z jego uścisku.
- Damian! Odstaw mnie na ziemię!!!
Nawet Nie nie słuchał tylko biegł dalej w głąb lasu. Jak się zatrzymamy to go ukatrupie. Nagle zobaczyłam małe jeziorko, miało idealną taflę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak bliskie spotkanie z nią przeżyje. Dam wrzucił mnie do jeziora jak wór ziemniaków do piwnicy.
- Damian...- powiedziałam cała przemoczona.
Wymyśliłam dwa idealne plany. Odpłacę mu się za 1. Wrzucenie mnie do jeziora, zwłaszcza, że nie umiem pływać 2. Głośne śmianie się ze mnie 3. Nazwanie mnie pięknością (co zrobił po drodze) i 4. Za noszenie mnie jak worek kartofli. Miał farta, że blisko brzegu jezioro było płytkie. Zanużyłam się i udawałam, że się utopiłam. Spod wody słyszałam przerażone krzyki Damiana. Gdy już miał wskoczyć i mnie "uratować" wynurzyłam się z głośnym 'Boo' i go przestraszyłam. Plan A zrealizowany, teraz plan B. Wyszłam z wody i stanęłam przed przyjacielem.
- Nie rób tak! Bałem się!
- Oj. Czyżbym wystraszyła księcia Dreemuur'a?- powiedziałam śmiejąc się cicho- Nie dąsaj się.
Powiedziałam i nim chłopak mógł zareagować mocno go przytuliłam. Dzięki mnie był cały mokry, ale jednego nie wzięłam pod uwagę. Jest demonem, a z czym kojarzą się demony? Z ogniem. Był bardzo ciepły i zaraz wyschnął, a ja nadal byłam przemoczona. Damian się zaśmiał i mnie przytulił. Po chwili oboje byliśmy suszi. Wróciłam do domu po jakiejś godzinie. Mama spała, więc po cichu weszłam do pokoju. Ahh. Jak ja lubię usiąść na łóżku żeby potem z niego spać.
- Marika!- usłyszałam krzyk mamy.
- Co się stało?!
- Atakują!
To ten moment. Mama wbiegła do pokoju z Rubinem na rękach i chwyciła mnie za nadgarstek. Zaczęłyśmy biec. Wbiegłyśmy do szkoły i zaraz obok mnie byli nauczyciele. Karmin i Fabian trzymali w zębach kryształy. Mama dała mi Rubina.
- Co wy chcecie zrobić?- spytałam przerażona.
- Wysyłamy was w bezpieczne miejsce.- powiedział Zeharaian.
- Nie, nie, nie! Nie zgadzam się!
Nic zdążyli zareagować kryształem dotknęłam Rubina i zniknął. Nie dali rady mnie dotknąć. Wyrosły mi skrzydła i uciekłam. Poszłam znaleźć Kayle. Muszę ją ostrzec. Gdy znalazłam się w jej domu okazało się, że już ją odesłali. Gdy rozmawiałam z przerażoną mamą Kayli od tyłu Fabian tknął mnie kryształem. Poczułam ostre szarpnięcie, grunt osunął mi się spod nóg. Czułam jakby ktoś trzymał mnie w rozpędzonej karuzeli. Zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam zobaczyłam raj. Wielkie, gigantyczne drzewo na którym jest całe miasto. Może nie tak duże jak SaveHaven, ale i tak bardzo rozległe. Domki zawieszone na gałęziach wyglądały jak wygrążone owoce. Wokół wisiały lniany. Ptaki latały jakby wokół zaraz nie miało być wojny. Gdy się rozglądałam podbiegła do mnie Kayla i mnie mocno przytuliła.
- Jak mogłaś mnie tak wystarczyć?!- krzyknęła.- Rubin teleportował się sam i powiedział, że ty się nie miałaś zamiaru tu przenieść!
Wysłuchałam jej monologu. Spokojnie ją uciszyłam. Niebawem pojawili się też chłopcy. Okazało się, że nawet Damian tu jest. Jego rodzice chcieli by ich dziedzic i jedyny syn był bezpieczny. Byłam roztrzęsiona. Wszyscy tam zostali. Mama, Fabian, Karmin, Zeharaian... Wszyscy. Zostali tam by chronić naszego domu, a ja siedzę tu bezczynnie. Kay zaprowadziła mnie do jednego z domków.
- To twój domek.- powiedziała z uśmiechem.
Wiedziałam, że był wymuszony. Nikomu tu nie było do śmiechu.
- Chcę żeby Rubin był ze mną.- to było jedyne na co było mnie stać.
Nim wyszła kiwnęła lekko głową. Po chwili do domku wpadł Rubin. Płakał. To ciężkie przeżycie dla tak małego dziecka. Mocno go przytuliłam. Jak to się skończy? Jak skończy się wojna? Kto przeżyje? Może powinnam zadać to pytanie inaczej. Kto zginie? Szczerze życzę by ci co zniszczyli mi moje, w końcu szczęśliwe życie zginęli najboleśniejszą z śmierci. Niech smażą się w piekle. Za zniszczenie mojego życia. Życia moich przyjaciół. Życia mojej rodziny. I życia wszystkich niewinnych ludzi. Nikt z nich nie zasłużył na śmierć, cierpienie czy ból. Nikt...

Strażniczka (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz