Rozdział 1.

2.2K 94 128
                                    

Nareszcie nadszedł długo przeze mnie wyczekiwany dzień, dzisiaj mogą spełnić się wszystkie moje marzenia. Obudziłam się wcześnie rano. Promienie gorącego słońca delikatnie przedzierały się przez śnieżnobiałe firanki, rozświetlając jasnożółte ściany mojego pokoju. Przetarłam zaspane oczy i zrobiłam głęboki wdech. W powietrzu czuć było urodzinowy klimat, a z kuchni wydobywał się zapach mojej ulubionej jajecznicy i ciasta czekoladowego. Przeciągnęłam się, wstałam z łóżka, nałożyłam swoje ciepłe kapcie z błękitnym puszkiem i poszłam do kuchni, gdzie rodzice szykowali pyszne śniadanie. Nie mogłam się już doczekać urodzinowej niespodzianki, lecz ku mojemu zdziwieniu w salonie nie było żadnych prezentów. Zaczęłam chodzić po całym domu, w poszukiwaniu jakiejś małej paczuszki, choćby niewielkiego zawiniątka... Na próżno.

- A gdzie są prezenty? - wypaliłam, wchodząc do kuchni, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

- Może najpierw dzień dobry? - spytała z wyrzutem mama, mierząc mnie wzrokiem.

W jej głosie wyczułam, że jest rozczarowana moim zachowaniem, nie dziwiłam jej się. Nigdy dotąd nie upominałam się o prezenty, ale w tym roku miałam przeczucie, że czeka na mnie wyjątkowa niespodzianka.

- Przepraszam- próbowałam się usprawiedliwiać- po prostu, jestem strasznie podekscytowana. Wiecie, że uwielbiam niespodzianki, a już szczególnie te urodzinowe...

Uśmiechnęłam się niewinnie, z nadzieją, że dowiem się w końcu, gdzie rodzice schowali dla mnie prezent.

- Musisz uzbroić się w cierpliwość- odparł swoim stanowczym tonem tata.-Prezenty dostaniesz, dopiero gdy zdmuchniesz wszystkie świeczki z tortu.

- To może przyniesiecie już ciacho, bez zbędnego zamieszania? Usiądziemy do stołu, zjemy jajecznicę, a ja będę spokojniejsza, co? - Posłałam w ich kierunku błagalne spojrzenie.

- Ne wymyślaj-odparła stanowczo mama.-Jak co roku, tort będzie po obiedzie i koniec, kropka.

Zrobiłam naburmuszoną minę i z całej siły opadłam na krzesło stojące przy stole, krzyżując ręce na piersi.

- Możesz nam pomóc ze śniadaniem? - spytał po chwili tata.

- Odechciało mi się już jeść-odparłam, po czym wstałam od stołu i wyszłam do swojego pokoju.

Zamknęłam za sobą drzwi i rzuciłam się na łóżko. Może wydać się wam, że jestem rozkapryszoną nastolatką, która obraża się na rodziców, gdy nie dostanie tego, o czym marzy. Jednakże nie to było przyczyną mojego zachowania. Odkąd pamięta, nie dogadywałam się z rodzicami, a już w szczególności z mamą. Zresztą, wśród rówieśników też nie łatwo mi było się odnaleźć. Zawsze czułam się inna od reszty, a sposób, w jaki mnie traktowano, dodatkowo potęgował moje odczucia. Moja mama nigdy nie była i nie będzie ze mnie zadowolona. Wiedziałam to. Pragnęła stworzyć sobie idealną córeczkę, ale nigdy nie pytała, czego ja chcę. Nie pozwalała mi decydować o swoim życiu i traktowała jak skończonego debila. Miałam jej to za złe, żałowałam, że nie mogę się jej zwierzyć ze swoich problemów. Bałam się. Leżałam na łóżku, po raz kolejny czując, jak do oczu napływają mi łzy. Nad moją głową wisiał ogromny plakat Michaela Jacksona-jedynej osoby, której w sposób pośredni zwierzałam się ze swoich zmartwień. Mike był moim idolem ładnych parę lat. Imponował mi jego charakter, osobowość, to, jak silnym, a zarazem wrażliwym był człowiekiem. Piosenkarz, który mógłby kupić sobie pół świata, w pierwszej kolejności troszczył się o innych, dopiero później o siebie. Michael wiele przeszedł, miał trudne dzieciństwo, a w zasadzie, w ogóle go nie miał... Ojciec, tyran i despota, zmuszał go do nieustannych treningów, ponad jego siły. Joseph pragnął, by jego syn był idealny, zupełnie tak, jak moja matka... Z każdym dniem coraz bardziej zagłębiałam się w życiorys Jacksona i zanim się spostrzegłam, pokochałam go, lecz nie taką niewinną miłością fanki do idola. Było to zupełnie inne uczucie, fascynujące, przepiękne, a zarazem absurdalne. No, bo jak można zakochać się w kimś, kogo nigdy nie poznało się osobiście? Brzmi irracjonalnie, prawda? Też tak myślałam, próbowałam wyprzeć Michaela ze swojego umysłu, odciąć się od niego... Do czasu. Teraz pragnęłam tylko go zobaczyć, stanąć przed nim twarzą w twarz, zagłębić w czekoladowe tęczówki i powiedzieć, ile dla mnie znaczy. Choćby mnie wyśmiał, choćby uznał mnie za skończoną idiotkę i psychofankę, która potrzebuje leczenia na oddziale zamkniętym, musiałam wyznać mu swoje uczucia. Nocami, śniło mi się, że moje marzenia się spełniają, że Michael kocha mnie tak, jak ja jego, że zabiera mnie od moich rodziców i troszczy, jak o największy skarb. Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie i skierowałam swój wzrok ponownie na plakat. Michael ubrany był na nim w śliczną pozłacaną marynarkę i błyszczące, skórzane spodnie. Jego stopy, jak zwykle, ozdabiały białe skarpetki i czarne, połyskujące w świetle reflektorów, buty. Patrzył na mnie swoimi cudownymi ciemnobrązowymi oczami, pełnymi ciepła i miłości. Kręcone czarne włosy lekko spływały mu po ramionach, a białe jak perły zęby rozświetlały cudowną twarz.

Marzenia się spełniają {ZAKOŃCZONE, W TRAKCIE POPRAWY}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz