Rozdział 34.

664 50 21
                                    

Witajcie, moje Aniołki ❤ Zacznę od tego, że planowałam wstawić ten rozdział w okolicach weekendu, ale że wena od pewnego czasu nie zamierza mnie opuścić, oto jest 😉 Zanim zaczniecie czytać, uprzedzę, że w rozdziale wystąpi sporo wulgaryzmów. Zastosowałam je po to, by podkreść zarówno sytuację, jak i osobę Diany (wtajemniczeni wiedzą, o co mi chodzi ❤) Wolałam uprzedzić, bo być może, komuś to będzie przeszkadzać, a chcę uniknąć wszelkich "spin" 😉 Bądź co bądź, takie słownictwo lekko odbiega od mojego dotychczasowego sposobu pisania, ale mam nadzieję, że przywykniecie :) Moi bohaterowie dojrzewają, jak to zwykle w życiu bywa 😉 No dobra, koniec mojego ględzenia, zapraszam serdecznie do czytania ❤

Siedziałam w samolocie, byłam w drodze do Polski. Prawdę powiedziawszy, nie miałam pojęcia, gdzie powinnam się udać. Wiedziałam, że jeśli wrócę do rodziców, usłyszę od mamy tekst w stylu: ,,A nie mówiłam?" Mało tego, pewnie straci do Michaela resztę szacunku, gdyż zarzekałam się, że mnie nie skrzywdzi i, że już zawsze będę z nim szczęśliwa. Podparłam głowę na dłoni. Kolejna łza spływała po moim wilgotnym policzku. Nie zwracałam już nawet uwagi na ludzi, kotłujących się wokół mojego fotela i wpatrujących we mnie z oczarowaniem. Byłam sama, bezradna, skrzywdzona i nie miałam zielonego pojęcia, gdzie mam się podziać. Kochana przez miliony gwiazdeczka, cudowne objawienie, dziewczyna niepowtarzalnego Króla Popu, skończy pod mostem? Prawdę mówiąc, chyba już była dziewczyna... Nie mogłam znieść tego bólu, który rozsadzał moją duszę i wbijał kolejny kolec w krwawiące z żalu serce. Otworzyłam podręczny bagaż i wyjęłam z torebki jakieś prochy, które swego czasu zabrałam z szafki Michaela. Opakowanie było pełne i miałam pewność, że to środki na uspokojenie. Bez wahania wyjęłam dwie tabletki i popiłam je wodą, następnie odwróciłam twarz w stronę okna, ułożyłam głowę wygodnie na poduszce, zamknęłam oczy i zanim się obejrzałam, zasnęłam. Obudziło mnie lekkie szarpanie o ramię. Uchyliłam niechętnie powieki i zerknęłam pytająco na osobę, która wyrwała mnie tak brutalnie ze snu. Nade mną stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z lekkim zarostem. Sądząc po jego ubiorze, stwierdziłam, że jest pilotem samolotu.
- Yhm... Pani Jackson, jesteśmy już na miejscu.
Nie nazywaj mnie tak - wycedziły moje myśli.
Co to za głupi nawyk mówienia do mnie po nazwisku, którego posiadaczem jest mój chłopak? Były chłopak... Nie jesteśmy małżeństwem i najwyraźniej, nigdy nie będziemy.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się lekko, powstrzymując się od złośliwych komentarzy.
Wstałam i wysiadłam z samolotu. Rozejrzałam się. Byłam na lotnisku w Warszawie, kojarzę dobrze to miejsce. Szybko nasunęłam okulary przeciwsłoneczne na nos i, modląc się w duchu, by nikt mnie nie poznał, pognałam po odbiór bagaży. Kiedy już udało mi się, bez problemu, odzyskać swoją ukochaną różową walizkę, usiadłam na niej i zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem. Co mam zrobić? Gdzie powinnam się udać? W końcu, naszła mnie pewna myśl. Diana! Przecież mieszka zaledwie kilka kilometrów od Warszawy! Na pewno zgodzi się, bym się u niej zatrzymała. Przynajmniej na jakiś czas. Podniosłam się z walizki i, ocierając wilgotne policzki, doczłapałam do najbliższego telefonu. Pospiesznie wybrałam numer do przyjaciółki.
- Halo? - Po chwili usłyszałam jej głos, który napełnił mnie spokojem i odrobiną nadziei.
- Cz...część - wyjąkałam drżącym głosem.
- Martyna?! Kurczę, nie spodziewałam się, że zadzwonisz o tej porze, w dodatku z nieznanego mi numeru... Co tam słychać?
- Jestem na lotnisku - oznajmiłam, bez owijania w bawełnę.
- O matko! Przyleciałaś do Polski?!
- Tak, ale...
- Co się dzieje?
- Zerwałam z Michaelem.
- Co? Jak to? Przecież...
- Nienawidzę tego gnoja! - wykrzyknęłam w słuchawkę i po chwili poczułam na sobie spojrzenia kilkunastu osób na lotnisku.
- ...Ale co się stało?
- Mogę się u ciebie zatrzymać?
- Pewnie, jasne, tylko wiesz...
- W porządku, wymyślę coś innego. Nie chcę ci się zwalać na głowę...
- Nie o to chodzi, skarbie. Po prostu, moi rodzice pracują za granicą i dobrze by było, aby wiedzieli, że będę miała współlokatorkę.
- W porządku, coś wymyślę... Zatrzymam się w hotelu, pod mostem... Gdziekolwiek, ale do rodziców na pewno nie wrócę.
- Dobra, kotek... Przyjeżdżaj.
- Serio? No, a co z twoimi rodzicami?
- Oni zawsze cię lubili, więc poinformuję ich jak już będzie po fakcie.
- Na prawdę, nie chcę ci sprawiać kłopotu.
- Weź przestań...
- Będę się dokładać do czynszu...
- Nie pierdol, tylko przyjeżdżaj. - Zaśmiała się, mimowolnie również lekko się uśmiechnęłam. - Pamiętasz adres? Trafisz sama? Może jednak po ciebie przyjadę. Taka gwiazda jak ty nie może szlajać się sama, bez ochrony.
- Nie przesadzaj, dam radę.
- Na pewno?
- Tak. Dziękuję ci bardzo, kochana. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła...
- Nie ma sprawy, kocico. Zbieraj się, a ja wyskoczę po jakieś dobre wino...
- Sprzedadzą ci? Przecież jesteś niepełnoletnia.
- Spokojnie, ja mam swoje sposoby.
Uśmiechnęłam się lekko, po czym odłożyłam słuchawkę.
Ekstra, teraz trzeba załatwić jakiś transport - westchnęłam w duchu. Taksówka to jedyne, co przyszło mi wtedy do głowy. Wiedziałam, że cena za nią nie będzie mała, ale po paru występach z... Miałam gruby portfel i pełną kartę kredytową. Przeszłam na parking taksówek, z trudem ukrywając swoją tożsamość pod okularami i wielkim kapeluszem zasłaniającym twarz. Wybrałam najekskluzywniejszy model i powoli wsiadłam do środka. Podałam kierowcy adres, starając się jak najlepiej zmienić barwę swojego głosu. Na szczęście, mężczyzna nic nie podejrzewał. Nie miał zielonego pojęcia, że wiezie w taksówce osobistość. Byłam z siebie na prawdę bardzo dumna, że udało mi się ukryć swoją prawdziwą tożsamość. Być może po prostu nikt nie spodziewał się, że zjawię się w stolicy, dlatego też nie wzbudziłam większego zainteresowania. Dzięki Bogu. Być może nasze rozstanie przebiegnie bezboleśnie. Przynajmniej jeśli chodzi o media. W końcu dojechałam pod blok Diany. Zapłaciłam taksówkarzowi, podziękowałam za bezpieczną jazdę i zabrałam z bagażnika swoją walizkę. Ruszyłam w stronę jej mieszkania. Otworzyłam drzwi prowadzące na klatkę schodową i ruszyłam na górę. Diana mieszkała na drugim piętrze. W końcu dotarłam pod drzwi mieszkania numer 27 i niepewnie wcisnęłam dzwonek. Przyjaciółka otworzyła mi dosłownie po kilku sekundach. Diana jest brunetką o piwnych oczach. To niższa ode mnie dziewczyna, która może pochwalić się wieloma atutami. Moja przyjaciółka miała na sobie luźny top, szare dresy i czarne skarpetki. Wyglądała naturalnie, zupełnie tak, jak ją zapamiętałam. Kiedy tylko zobaczyłam ją w drzwiach, momentalnie puściłam rączkę walizki, rzuciłam się jej na szyję i zaczęłam głośno płakać.

Marzenia się spełniają {ZAKOŃCZONE, W TRAKCIE POPRAWY}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz