A więc to on...

34K 1.4K 473
                                    

1 września

To zdecydowanie najpiękniejszy dzień mojego życia. Jestem na peronie 9 i 3/4. Przeciskam się przez tłum, pośpieszając rodziców. Stoję przed pociągiem, czekam aż mama i tata mnie dogonią. Kiedy już to zrobili, rzucam się im na szyję, gryzę się mocno w język, żeby się nie rozpłakać. Wchodzę do expresu i wpadam do najbliższego, pustego przedziału. Wychylam się przez okno, żeby po raz ostatni zerknąć na rodziców. Odjeżdżamy.
Dużo osób błąkało się jeszcze szukając wolnych miejsc, więc nie zdziwiłam się słysząc jak otwierają się drzwi do mojego przedziału. Przestałam czytać książkę, żeby zobaczyć kto to.
W drzwiach stał nie kto inny tylko Harry Potter.
- Możemy się dosiąść? - zapytał nieśmiało chłopak.
- Jasne - odparłam.
Dopiero później zauważyłam rudego chłopaka, tuż za Potter'em. Wróciłam do lektury, ale nie na długo.
- Jesteś Jessica, prawda?
Odgarnęłam blond loki, które leciały mi na twarz.
- Tak.
- Ja jestem Ron - przedstawił się rudzielec.
Uśmiechnęłam się do nich przyjaźnie, ale w rzeczywistości chłopcy powoli mnie drażnili.
Rozmawiali bardzo głośno, kilka razy padło nazwisko Voldemorta. Harry wykupił wszystkie słodycze ze sklepiku.
- Do którego domu chcielibyście trafić? - zapytał Ron po raz kolejny przerywając mi książkę.
Harry zawstydził się i zapytał o jakie domy chodzi.
Rudzielec wytłumaczył mu że są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Ron wyraźnie gardził tym ostatnim.
- Ja na pewno będę w Gryffidorze - chwalił się. - Każdy w mojej rodzinie tam jest.
Wtedy zaczęłam żałować, że nie mam na kim się wzorować. Zawsze chciałam mieć starsze rodzeństwo, które wprowadziło by mnie do Hogwartu. Moi rodzice nie chodzili do tej szkoły, więc na poważnie zaczęłam się zastanawiać nad wyborem domu.
Drzwi wagonu ponownie się otworzyły. Stał w nich przystojny blondyn o nie ziemskich oczach.
- Kogo my tu mamy? - prychnął chłopak. - Ale się dobrali: rudzielec, bliznowaty i...
Przyglądał się mi ze zdziwieniem i dziwnym błyskiem w oku. Blondyn faktycznie był przystojny, ale nie toleruje chamstwa...
Na mojej bladej cerze w końcu zaczęły odznaczać się czerwone plamy, jednak nie mogłam oderwać wzroku od tych pięknych, szarych jak mgła oczu.
- Draco - trzepnął go w ramię jeden wielkich, grubych goryli za chłopakiem.
Blondyn otrząsnął się z transu.
Draco... coś mi mówi to imię... Draco...Draco...Draco...Malfoy.
Poczułam delikatną odrazę, chłopak jest niesamowicie podobny do rodziców... z charakteru pewnie też...
Opuściłam głowę i schowałam się za włosami.
- Wynoś się, Malfoy! - warknął Ron.
Draco rzucił mu jedno mordercze spojrzenie i wrócił do mnie.
- Jestem Malfoy, Draco Malfoy - odezwał się i wyciągnął do mnie rękę.
Miałam podać rękę jednemu z Malfoyów? Przecież ja i moi rodzice od lat gardzimy jego rodziną, on mi podaje rękę?!

*Draco*

Spojrzała na mnie wyraźnie zdezorientowana, bawiła mnie, ale wiem, że gdybym teraz się zaśmiał wszystko bym przekreślił, od razu na starcie, a tego bym nie chciał. Ta dziewczyna na mnie jakoś dziwnie działa, co jest po części fascynujące, a z drugiej strony irytujące... chociaż... nie, zdecydowanie nie irytujące... Ja przecież w ogóle jej nie znam! Zastanawiam się czy w końcu poda mi tą rękę...

Slytherin... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz