Koniec roku

11.8K 791 141
                                    

Byłam rozdarta: wejść czy nie wejść. Widziałam, że Ron też się waha, ale 10 minut później wszystkie nasze zwątpienia się rozwiały. Harry leciał z Ginny na feniksie. Poczułam na policzku łzy szczęścia. Ja, Ron i Lockhart doczepiliśmy się do ogona ptaka, wiem, że potrafi unieść duże ciężary, więc zrobiłam to bez wahania.
Wylecieliśmy tą samą drogą, którą przyszliśmy.
Z łazienki, gdzie czekała na nas Marta, od razu skierowaliśmy się do pokoju profesor McGonagall. Stanęliśmy w drzwiach i od razu rozległ się szloch pani Weasley:
- G-g-ginny! - krzyknęła przez łzy.
Oboje rodzice uściskali czule swoją córkę. Jednak jedyną osobą, która mnie interesowała to Draco. Przerwał rozmowę z Dumbledore'm i spojrzał na mnie tymi pięknymi, szarymi oczami, które wyrażały mieszaninę wielu sprzecznych emocji np. bólu i ulgi. Oboje wpadliśmy sobie w ramiona, a ja rozpłakałam się w jego koszulkę. Potrzebowałam go, a on tu jest.
Przytulał mnie, nawet gdybym chciała (a nie chciałam) nie potrafiłabym wyrwać się z jego uścisku. Głaskał mnie po włosach rozczesując je palcami. Szepnęłam mu do ucha:
- Bałam się.
- Ja też.
- Uratowaliście ją, Ron! Harry! Jessica, jak to zrobiliście?! - szlochała pani Weasley.

Dobre pytanie, ja sama chciałabym znać odpowiedź, nie wiem czy się działo z Harrym po tym jak się rozdzieliliśmy.

- Myślę, że wszyscy chcemy się tego dowiedzieć - powiedziała McGonagall drżącym głosem, ale przepełniony ulgą.

Harry przez pół godziny opowiadał nam jak wspomnienie, które spotkał w dzienniku okazało się być Lordem Voldemortem i tak dalej, niestety ja się wyłączyła po 5 minutach. Byłam już zmęczona. Oparłam się o Dracona i zasnęłam.

Tańczyłam w rytm muzyki. Ja jedna, w pustej sali. Miałam na sobie piękną złotą, suknię, która błyszczała w świetle lamp. Poruszyłam się z gracją, tak rzadko u mnie spotykaną. Muszę być nieco starsza, bo jestem znacznie wyższa i ładniejsza. Blond włosy spadały mi falami na plecy. Poczułam czyjś oddech na karku. Ten zapach...
- Jesteś śliczna - usłyszałam jego cichy głos przy uchu.
Nie widziałam twarzy chłopaka, ale wiem kim jest.
Złapał mnie jedną ręką w talii i obrócił delikatnie, tak, żebym spojrzała mu w twarz. Drugą ręką złapał mnie za rękę. W wtuliłam się w niego.
Tańczyliśmy. Sami.
Poczułam jego delikatne pocałunki na szyji. Przez moje ciało przeszła niekontrolowana fala ciepła. Uśmiechnął się i dalej mnie całował, dopóki nie zatrzymał się przy uchu.
- Kocham cię - powiedział.
Ja też go kocham i to cholernie mocno. Z całej siły. Moich uczuć nie da się opisać konkretnymi słowami. On jest po prostu całym moim światem.

- Jassica... wstawaj - obudził mnie George.
Próbowałam odratować mój sen, chciałam go ponownie odtworzyć w myślach, ale nie pozwolono mi. Rudy chłopak potrząsnął mną brutalnie, a ja już nie miałam szans na ponowny sen.
- Co jest? - zapytałam tłumiąc grymas sztucznym uśmiechem.
- Śniadanie ci przepadnie - stwierdził.
Przewróciłam się na drugi bok, zamykając oczy.

Jak to było? Złota sukienka... piękna fryzura... Draco...

- Chodź - powiedział, ale kiedy nie zareagowałam, wziął mnie na ręce i wyciągnął z łóżka.
Dopiero zauważyłam, że jestem w dormitorium chłopców... z Gryffindor'u.
- Ja tu spałam?! - prawie krzyknęłam.
- Taaa. Sama. Zostawiliśmy ci pokój tylko dla siebie - potwierdził.
- Możesz mnie już puścić - stwierdziłam.
Nie słuchał mnie. Jak księżniczkę, wniósł mnie do Wielkiej Sali, gdzie właśnie uczniowie jedli śniadanie.
- George, postaw mnie - błagałam.
Nie słuchał mnie. Zaczął skandynować moje imię. Parę osób podłapało jego plan, a już po kilku minutach cała szkoła.
Czułam się strasznie głupio, przede wszystkim dlatego, że uratowanie Ginny to nie moja zasługa. W ogóle to ja nie za wiele zrobiłam w całej tej historii.
Zobaczyłam Dracona w tłumie uczniów. Opierał się o stół i patrzył na mnie uśmiechając się smutno.
Praktycznie wyrwałam się z rąk George'a. Pobiegłam do chłopaka i wpadłam mu w ramiona.
Blondyn syknął z bólu, ale przytulił mnie.
- Co jest? - zapytałam nieco wystraszona.
- Miałem... eee... wypadek - oznajmił.
Podwinęła mu bluzkę, żeby zobaczyć bark. Stał nieruchomo, pozwolił mi się rozebrać, mimo wielu wścibskich spojrzeń. Nie wyglądał najlepiej. Miał posiniaczony cały bark. Zakryłam sobie usta ręką.
- Kto ci to zrobił? - zapytałam, a moje ciało zadygotało ze wściekłości.
- Nikt ważny - burknął.
Poczułam czyjąś dłoń na plecach.
- Chodź, Jess, Harry o ciebie pyta - oznajmił George.
- Draco. Powiedz - naciskałam na chłopaka.
- Jessica...
- Cicho bądź, George!
- Jess...
- Nie teraz - uciszyłam go ponownie.
- Jessica - szepnął Draco.
Spojrzałam mu w oczy, a on uśmiechnął się lekko.
- To byłem ja - przyznał się George.

Nie wierzę.

- Przepraszam, Jessica, ale... - nie dałam mu dokończyć, wymierzyłam mu cios pięścią prosto w twarz.
Zamroczony zrobił kilka kroków do tyłu i upadł na podłogę, a Draco przytrzymał mnie w pasie, jakbym miała ponownie rzucić się na chłopaka, rozważałam to przez chwilę, ale Draco szepnął mi coś do ucha:
- Nie rób tego. Nie chcę, żebyś miała przeze mnie problemy.
Posłuchałam go, wyciągnął mnie z tłum, który stał nad George'm.
- Piękny cios - powiedział Draco, kiedy szliśmy przez korytarz, ale widząc moją minę od razu się poprawił. - Nie martw się, Jess, nic mu nie będzie.
Jednak blondyn miał minę jakby marzył, żeby coś mu było.
- Co się wczoraj stało?

*Draco*

- Co się wczoraj stało? - zapytała.

Bliznowaty opowiadał właśnie jak to sprytnie załatwił Voldemorta po raz drugi. Nie dziwię się, że Jessica zasnęła. Ja też nie słuchałem, bawiłem się jej kosmykami. Kiedy skończyli i upewniłam się, że Jess nie będzie miała kłopotów za złamanie połowy zasad regulaminu, wszyscy się rozeszli. Potter i jego wierna fanka - Weasley'ówna poszli do szpitala razem ze swoją szlamowatą rodzinką, a Jessica mogła już wrócić do dormitorium. Postanowiłem wykorzystać to, że spała i zaprowadzić ją do siebie. Na drodze stanęli mi dwaj debile, którzy szli po siostrzyczkę. Ten kretyn, George, kocha się w Jess i chyba od razu zrozumiał gdzie chcę ją zabrać. Poczułem jak blondynka wyślizguje mi się z rąk i leci w stronę rudzielców. Nie trzeba było długo czekać by doszło do rękoczynów. Dostałem w bark tak mocno, że i tak nie zdołałbym jej unieść, ale to ostatecznie Blaise mnie od nich odciągnął. Nie chciałem się bez niej ruszyć, ale zjawiła się McGonagall i odjęła mi 20 punktów. Stara wiedźma.

- Nic ciekawego, trochę się pokłóciliśmy - oznajmiłem.
- Pokaż mi jeszcze raz tą rękę - poprosiła.

Nie mam nic przeciwko.

- Poczekaj aż wejdziemy do dormitorium - uśmiechem się pod nosem.
- Zdrajcy krwi - podałem hasło.
Jessica przewróciła oczami.
Rozłożyłem się na czarnych kanapach, a ona usiadła obok mnie.
Po raz drugi podwinęła mi bluzkę. Tym razem zatrzymała się na chwilę na mojej klatce, co przyjąłem z satysfakcją, lecz chwilę później znów powróciła do mojego barku. Wyciągnęła różdżkę i powiedziała jakieś dziwne zaklęcie, nie wiedziałem jakie, bo za bardzo się skupiałem na niej, ale poczułem przyjemny chłód.
- I jak, moja uzdrowicielko, przeżyję? - zapytałem.
Popatrzyła na mnie z lekkim rozbawieniem.
- Jeśli nie przestaniesz się bić to nie wiem czy następnym razem cię uratuję - powiedziała.
- Biję się tylko po to, żebyś mogła mnie potem uratować - oznajmiłem.
Jessica zarumieniła się lekko.
Nastała chwila ciszy, więc postanowiłem to wykorzystać.
- Hmmm.... Jess... mój ojciec był znowu w szkole - zacząłem niepewnie.
Nie wiem czy mogę jej to powiedzieć. Ufam jej, ale... nie wiem czy mnie znienawidzi za taką rodzinę.
- Co jest, Draco? - zapytała, a ja pomyślałem: teraz, albo nigdy.
- On podrzucił Ginny Weasley ten dziennik - wyrzuciłem to z siebie.
Patrzyła na mnie lekko zszokowana. Chyba te informacje są przerosły, a jeszcze nie powiedziałem wszystkiego. Wstała z sofy, pewnie, żeby wyjść z pokoju, ale zatrzymałem ją, łapiąc za nadgarstek.
- Jess, mogę przysiąść, że nie wiedziałem co to jest - przyrzekłem. - Słowo.
Wróciła na swoje miejsce, ale nic nie powiedziała, więc kontynuowałem:
- Do niedawna miałem skrzata domowego, Zgredka. Potter sprawił, że mój ojciec niechcący go uwolnił. Lubiłem go - przyznałem zgodnie z prawdą. To było chyba jedyne stworzenie w tym domu, które traktowało mnie po ludzku, mimo, że ja nie zawsze byłem dla niego dobry.
Jessica nie odzywała się przez dłuższy czas. Obraziła się, albo nie chce mnie już znać, ale to nie moja wina, że mam taką rodzinę, a pewnie gdyby nie ona to... byłbym taki sam.
- Jess... przepraszam.
- Nie. To nie twoja wina.
Uśmiechem się do niej.
- No, tak - przypomniałem sobie. - Granger się obudziła.
Jess aż podskoczyła.
- Wyszła ze szpitala? Jest zdrowa? - pytała dziewczyna.
Zaśmiałem się na widok jej przejętej miny.
- Możemy do niej iść?
- Myślę, że na mój widok się nie ucieszy, ale ciebie chętnie zobaczy.
Nie robię tego, żeby Granger miała towarzystwo, tylko, żeby Jess była już o nią spokojna.

-------------------
Wow, naprawdę się wzruszyłam - wybiło ponad 3 tys wyświetleń i ponad 300 gwiazdek. Dziękuję wszystkim 😙
Rozdział jest przeznaczony dla J.K.Rowling i Harre'go Portera, jako prezent urodzinowy 😉

Slytherin... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz