Nie odzywam się do Dracona już od tygodnia. Tak, to najdłuższe i najgorsze 7 dni w moim życiu. Może zachowuje się jak dziecko, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że mu wcale na nas nie zależy i to właśnie mnie tak pogrąża. Dużo o nim myślę, właściwie to cały czas. Od jakiegoś czasu przestał mnie przepraszać, zwykle przestawał dopiero jak mu wybaczałam. Może naprawdę się tylko mną bawił?
Siedziałam akurat na błoniach.
- Co masz takiego doła? - zapytał Harry. - To przez tego tlenionego...
- Przestań, Harry. Moja mama jest chora - skłamałam, nie wiem dlaczego tak łatwo to robię.
- Chodź - pociągnął mnie za sobą. Weszliśmy do składnika, z którego Potter wyciągnął swojego Nimbusa i Kometę, dla mnie.
- Chyba nie możemy - burknęłam, nadal oburzona jego zachowaniem.
- Od kiedy tak trzymasz się zasad? - zaśmiał się.
Pozwoliłam sobie na pół-uśmiech.
Wsiadłam na miotłę i poleciałam, a Harry za mną. Lubię Harre'go, ale oddałabym ostatniego galeona za bycie tu z Draconem.
- Patrz - wyrwał mnie z zamyśleń.- To Snape?
Faktycznie, profesor kierował się w stronę Zakazanego Lasu. Lecieliśmy za nim.
Okazało się, że był już z kimś umówiony. Z Quirrell'em.
- ...nie-e w-w-wiem d-dlaczego chciałeś się z-ze mną s-s-spotkać w t-t-t-takim miejscu, Severusie - jąkał się profesor.
- Nie chciałem mieć świadków - warknął Snape.
Nauczyciel eliksirów pytał o Kamień Filozoficzny, o to jak przejść obok psa i czy już mu się to udało.
- Quirrell, chyba nie chcesz mieć we mnie wroga, co? - syknął Snape.
- N-n-nie.
- Powtórzymy tę rozmowę.
Nauczyciele rozeszli się w różne strony, my z Harrym także.Wracając do zamku rozmawialiśmy dużo o kamieniu i nauczycielach, przynajmniej na chwilę mogę zapomnieć o Draconie. Przerwała nam Hermiona.
- Gdzie byliście? - zapytała.
Harry powiedział, że wszystko wytłumaczy jej i Ron'owi, więc ja poszłam do swojego pokoju wspólnego.Była dopiero 16.00. Z braku zajęcia, zadzwoniłam do Alice opowiedziałam jej o Draconie, bójce i Harrym, a potem położyłam się na łóżku i zasnęłam słuchając piosenki "I hate everything about you", nie wiem dlaczego tekst pasuje do mojej aktualnej sytuacji życiowej. (macie ją wyżej).
Hermiona i Harry wymyślali coraz więcej historii i podejrzeń związanych ze Snape'm i Quirrell'em. Ja raczej się im tylko przysłuchiwałam. W końcu Ron zaproponował, żeby spotkać się z Hagridem.
Byliśmy właśnie w drodze do chatki gajowego. Tylko on może nam teraz pomóc, chodź nie łatwo będzie go do tego przekonać.
Zapukaliśmy do drzwi. Otworzył nam pół-olbrzym i zaprosił do środka.
Zadaliśmy mu parę pytań o Puszku, kamieniu i tego co jeszcze go strzeże, ale gajowy nie miał zamiaru nic powiedzieć.
- A kto jeszcze chroni kamień? Komu jeszcze Dumbledore tak ufa? - zapytała Hermiona przymilnym głosem.
- No... chyba nic się nie stanie jak wam powiem...eh... no więc... niektórzy z profesorów rzucili zaklęcia... profesor Sprout, Filwick... Hmmm... McGonagall, Quirrell, nawet Dumbledore... i, no tak... Snape.
- Snape?!
- Tak. Dyrektor ufa Snape'owi.
Nie zdążyliśmy nic więcej powiedzieć, bo Hagrid zaczął pierwszy.
- Chciałem wam coś pokazać.
Gajowy wyciągnął z garnka wielkie, czarne jajo.
- Co to jest? - zapiszczał ze strachem Ron.
- Smok. Wygrałem go - pochwalił się.
Nie zdążyłam przetworzyć wszystkich informacji, kiedy jajko zaczęło pękać.
- Wykluwa się! - ucieszył się Hagrid.
My jednak nie podzieliliśmy jego entuzjazmu.
Ze skorupki wyszedł Norweski Kolczasty, gajowy nazwał go Norbertem.
15 minut później wychodziliśmy już z chatki zastanawiając się nad zachowaniem gajowego, kiedy zauważyliśmy oddalającą się postać Dracona.
- Cholera - zaklął Ron. - Myślicie, że coś słyszał?Z pewnością słyszał, bo przez kolejny tydzień uśmieszek z twarzy Dracona nie chciał zejść. Miałam wziąść się w garść i z nim pogadać, ale za każdym razem kiedy go widziałam, panikowałam. Więc zostało nam tylko jedno - przemówienie Hagridowi do rozumu.
- Poprostu go wypóść - oznajmiłam.
Nie słuchał mnie. Smoczek kichnął ogniem przypalając gajowemu brodę, a ten tylko się rozczulił. To koniec. Hagrid już się w nim zakochał.Przechodziliśmy do Hagrida codziennie przez tydzień, próbując wybić mu z głowy pomysł macierzyństwa.
W końcu zrozumiał, że za niedługo Norbert będzie wielkości jego chatki, a Draco prędzej czy później doniesie dyrektorowi.
- Możemy go wysłać do Charlie'go, do Rumunii - zaproponował Ron.
- Tak - zgodził się gajowy, wycierając wielkie łzy z policzków. - To chyba dobry pomysł.Już kilka dni później mieliśmy już cały plan ewakuacji smoka ze szkoły. W niedzielę o północy mięli go zabrać przyjaciele Charlie'go. My mieliśmy dojść tylko na wieżę astronomiczną, w środku nocy, ze smokiem, nie zwracając na siebie uwagi - proste.
Była niedziela popołudnie, odważyłam się właśnie na rozmowę z Draco. Tchórz ze mnie, wiem, ale lepiej późno niż wcale...
*Draco*
Nie rozmawiamy ze sobą od meczu. Wiem, że się głupio zachowałem, ale zwykle po kilku godzinach mi wybaczała. Strasznie za nią tęsknię i wiem, że ona za mną też.
Spotyka się z Gryfonami, wie, że to dla mnie cios poniżej pasa. Przyłapałem tego durnego gajowego ze smokiem. Co za debil, szczerze to myślałem, że już głupszy być nie może, a jednak...
Niestety w tej chatce razem z Cud-Chłopcem, szlamą i rudzielcem była także Jessica, tylko dlatego zwlekam z naskarżeniem, ona nie może zostać przyłapana. Właśnie zdobyłem idealną szansę na wyrzucenie Potter'a, to o czym marzyłem od początku roku. Jednak Jess jest ciągle za blisko tej sprawy, muszę ją od tego odciągnąć.Właśnie nadarzyła się okazja. Siedziałem z kolegami na błoniach, kiedy podeszła do nas blondynka.
- Idźcie - rozkazałem, a chłopaki rozeszli się, tylko Blaise został chwilę dłużej. Popatrzył na Jessicę znacząco i poklepał mnie po ramieniu. Odszedł, jak pozostali.
- O co chodzi? - zapytałem ukrywając pod maską obojętności to, co tliło się we mnie przez ostatnie 2 tygodnie.
Usiadła obok mnie, była spięta, chyba się denerwowała. Ja też. Nie chcę znowu wszystkiego zniszczyć
- Widziałeś smoka, prawda? - zapytała.
- Tak - przyznałem.
- Nie możesz nikomu powiedzieć- wypaliła.
- Tyle masz mi do powiedzenia po tych dwóch tygodniach? - stwierdziłem, może trochę zbyt ostro. - Zostawiłaś mnie dla tych kretynów, a ja jak debil na ciebie czekałem. Zastanawiałem się czy mi wybaczysz, a ty przychodzisz do mnie i mówisz, że mam im darować? Jesteś niemożliwa!
- Draco, prosiłam cię, żebyś ich zostawił. Czy naprawdę tak mało znaczy dla ciebie moje słowo i... ja...?
Wcale, że nie, ona znaczy dla mnie bardzo wiele. Tyle, że dobrze wiedziała jak mi zależy, żeby przestała się zadawać z Gryfonami, też mnie nie posłuchała.
- Lepiej dzisiaj nie chodź w ich towarzystwie, jeśli nie chcesz zostać przyłapana - ostrzegłem ją.
Wkurzyła się. Nic nie powiedziała, tylko poprostu poszła.
Eh... wspaniały ze mnie przyjaciel.*Jessica*
Jeszcze się zdziwi, ja nie zawiodę przyjaciół, tak jak on to zrobił.
Nie widziałam już go później, kiedy wybiła 23.30 wyszłam z lochów i skierowałam się do umówionego miejsca. Harry, Ron i Hermiona już na mnie czekali. Ukryliśmy się wszyscy pod peleryną niewidką. I zabraliśmy Norberta od Hagrida, który rozstał się ze smokiem z wielkim bólem serca.
Ciągle wypatrywałam Dracona, wiedziałam, że nie odpóści takiej okazji.
Jednak do wieży astronomicznej doszliśmy bez większych problemów. Przekazaliśmy Norberta znajomym Charlie'go.
Byliśmy bardzo dumni, że zrobiliśmy coś dla szkoły, smoka i Hagrida.
Krótko trwało nasze szczęście, bo z ciemności wyszła profesor McGonagall z... Draconem.
Auć, zabolało.
- Potter, Weasley, Granger, Watson? Co wy tu robicie? - zapytała pani profesor.
Draco się nie odezwał, tylko wpatrywał się we mnie. Chyba był zły i zawiedziony. To ja powinnam tak się czuć, tymczasem miałam tylko wyrzuty sumienia. Wiem, że chciał mnie chronić, ale ja nie zostawię przyjaciół.
- Cała piątka za mną - rozkazała nauczycielka.
CZYTASZ
Slytherin...
FanfictionCały świat staje na głowie. W jej życiu pojawia się ktoś nowy, właściwie to wszyscy są tu nowi. 11-letnia Jessica dostaje swój wymarzony list z Hogwartu... Czeka ją ciężka próba pogodzenia dwóch wiecznie skłóconych domów... Okładka: AndyAngel91 ~ Na...