Prawda o Black'u

12.2K 626 180
                                    

Iść czy nie iść?
Od kilku minut stoję pod dormitorium chłopców z prezentem w ręce, który kupiłam w Hogsmeade kilka dni temu. To fałszoskop. Wiem prezent nie jest idealny, wręcz beznadziejny, ale nie mam pojęcia co mogłabym mu dać. Przecież to syn Lucjusza Malfoya, spadkobierca fortuny, może mieć wszystko.

Draco wyjeżdża do domu na ferie, a tam nie będzie możliwości, żeby mu go wysłać.
Mogę dać mu go teraz, ale dobrze wiem jak reaguje na moje przyjacielskie gesty. Między nami ostatnio dzieje się wiele, a zarazem nic, bo gdy tylko napięcie między nami rośnie, ja skutecznie ochładzam atmosferę, wystarczy moje jedno lodowate spojrzenie.

Nie wejdę. Skończy się jak zwykle.

Miałam się wycofać, kiedy drzwi się otworzyły.
Blaise. Spojrzał na mnie, na prezent, znów na mnie. Uśmiechnął się kpiąco i, zanim zdążyłam zareagować, zawołał:
- Malfoy, chyba ktoś do ciebie.

No i po wszystkim.

Weszłam bez zaproszenia do środka. W pokoju panował chaos. Wszyscy wyjeżdżali, więc każdy z chłopców na zawał szukał zagubionych ubrań. Draco właśnie wcisnął ostatnią rzecz do walizki. Usiadłam na jego łóżku, a on obok mnie.
- Prezent na święta - wytłumaczyłam dając mu pudełko. - Nie otwieraj teraz.
Pocałował mnie w policzek i szepnął:
- Też coś dla ciebie mam.
Wyjął z szafy prostokątny pakunek, wręczył mi go. Było lekkie jak piórko, strasznie mnie kusiło, żeby od razu rozpakować.  
- Wesołych świąt, Jess.
- Wesołych świąt, Draco.

Prawie wszyscy uczniowie wyjechali. Zostali tylko Weasley'owie, Harry, Hermiona i jakiś Ślizgon z piątej klasy.

Taaa, szykują się wspaniałe święta... chyba nawet lepsze niż w zeszłym roku.

Zamek był dziwnie opustoszały. Wszyscy odjechali. Darowałam sobie obiad i skierowałam się do biblioteki, żeby na czczo pochłaniać wiedzę.
Tak naprawdę myślałam tylko o jednym: zostałam sama w dormitorium, więc dopadnie mnie Black. To ta optymistyczna wersja.

Koło godziny drugiej, nie mogłam już skupić się na książce, bo brzuch burczał mi tak głośno, że nawet bibliotekarka pomyślała, że sobie z niej żartuję wydając z siebie niezidentyfikowane odgłosy. Zostałam więc wyrzucona za zbyt głośne zachowanie.

Zaszyłam się w jednym z korytarzy i dalej studiowałam transmutacje.
- Eh... hej, Jess - z amoku wyrwał mnie dziewczęcy głos.
- Cześć, Hermiona - przywitałam się smętnie.
- Zostałam sama w dormitorium - wypaliła nagle Gryfonka.
- Ja też - odpowiedziałam nie odwracając wzroku od książki.
- To znaczy Ginny się do mnie przenosi - poprawiła się. - Wiesz, jak chcesz... możesz się do nas przyłączyć. Załatwię to u McGonagall.
- Naprawdę? - zapytałam z lekkim niedowierzaniem.

Czyżby mój problem z noclegiem właśnie został rozwiązany.
- Czyli zgadzasz się? - upewniła się dziewczyna.
- No jasne!
- To zabierz swoje rzeczy i... kaput draconis - dodała.

Pobiegłam do dormitorium zabrać parę niezbędnych rzeczy i pokonałam trzy piętra, żeby stanąć przed obrazem Sir Jakoś-Tam.
- Kaput draconis - powiedziałam, a obraz bluzgając strasznie wpuścił mnie do środka.

George, który siedział w Pokoju Wspólnym, razem z Fredem pijąc piwo kremowe, na mój widok oplół brata napojem.
- Co ty tutaj robisz? - zapytali jednocześnie.
- Ja ją zaprosiłam - wtrąciła się Hermiona, która stała na szczycie schodów. - Tędy.
Poszłam za nią zostawiając Weasley'ów w całkowitym osłupieniu.
- Załatwiłam wszystko z McGonagall, możesz zostać do końca ferii - wytłumaczyła mi dziewczyna, zapraszając do swojego dormitorium.
Całkiem różnił się od naszego, ślizgońskiego pokoju. Tu było przytulnie i miło.
- Dzięki, Hermiona. Odkąd Syriusz Black jest na wolności, nigdzie nie czuję się bezpiecznie, a już szczególnie sama.
Gryfonka chrząknęła lekko.
- Lepiej nie wspominaj o Black'u przy Harry'm, to... drażliwy temat. Opowiem ci jutro.

Slytherin... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz