Wreszcie odnaleziony

15.9K 785 159
                                        

Prawie każdą chwilę spędzałam z Draconem. Chyba bałam się, że któregoś dnia do szkoły wpadną rodzice i na prawdę nie będę mogła się z nim spotykać, dlatego wykorzystywałam każdą sytuację, żeby być z nim. Żartowaliśmy sobie z Gryfonów, pomalowaliśmy kotkę Filch'a na zielono i podrzuciliśmy do gabinetu Snape'a, jako przypomnienie o wcześniejszym. wybryku Dracona. Poszliśmy też na błonie, żeby uciec od wściekłego woźnego, który gonił nas po całej szkole. Spotkaliśmy tam Blaise'a, Crabbe'a i Goyle'a. Pośmialiśmy się jeszcze chwilę, ale pech chciał, żeby wpadł na nas Nevill i już mi nie było tak do śmiechu.
- Uważaj jak chodzisz, sieroto - warknął Malfoy.
Znowu odezwała się w nim ta chamska strona, której tak nienawidziłam.
- Nic ci nie jest, Nevill? - zapytałam puszczając mimo uszu komentarz blondyna.
- Zostaw go Jess, zaraz mu pokarze jak się powinno chodzić.
Draco jednym zaklęciem skleił Longbottomowi nogi.
Chłopak uciekł tak szybko, że nawet nie zdążyłam nawet zaproponować pomocy.
Ślizgoni poprostu zwijali się ze śmiechu, a ja pokazałam gestem, żeby się pukneli w łeb.
Poszłam za biednym Nevill'em, nie zwracają uwagi na protesty chłopaków.

Za nim go dogoniłam, zdążył się doczołgać do pokoju wspólnego Gryfonów, chciałam już go zostawić, bo uznałam, że jest w dobrych rękach, ale usłyszałam Harre'go:
- Znalazłem go, znalazłem Flamela!
Od razu chciałam wejść do dormitorium, nie zważając, że jestem z innego domu, ale zatrzymał mnie czyjś uścisk na nadgarstku.
- Nie wchodź tam - powiedział Draco.
Wyrwałam się.
- Bo co?!
- Nie pozwalam ci.
- Nie potrzebuję twojego pozwolenia - oznajmiłam.
- Jess, proszę cię, nie wchodź tam- jego głos był prawie błagalny.
- Spadaj stąd - syknęłam.
- Jeśli tam wejdziesz to koniec naszej przyjaźni - zagroził.
Coś mnie zakuło w sercu.
- Zjeżdżaj! - warknęłam.
Poszedł, a ja już nie byłam pewna czy powinnam tam wejść...
Obraz był nadal otwarty, Nevill źle go zamknął, ja... wychyliłam głowę i zawołałam przyjaciół.
- Wchodź - zaprosił mnie Ron do środka.
- Hmmm... nie mogę, możecie do mnie przyjść? - zapytałam, nie chciałam ulegać Draconowi, ale... eh...
Zaszyliśmy się w toalecie Jęczącej Marty i podzielili się ze mną nowo zdobytymi informacjami.
- Więc Flamel stworzył z Dumbledore'm kamień filozoficzny? - upewniłam się.
- Tak.
- A co on daje? - zapytałam.
Hermiona przewróciła oczami i zaczęła nam tłumaczyć, jak jakimś kretynom.
- Sprawia, że człowiek staje się nieśmiertelny.
- Snape chce być nieśmiertelny? - rozmyślał Ron.
- Może ten kamień nie jest potrzebny jemu - podsunął myśl Harry. - Aż mnie na wymioty wzbiera jak pomyślę o jutrzejszym meczu.
- A co? - zapytałam zdezorientowana.
- Snape sędziuje - wytłumaczył Ron.
- Daj sobie spokój z tym meczem, nie idź - przekonywałam go.
- Muszę - odpowiedział krótko.

W towarzystwie Milicenty, która nie dawno wróciła do Hogwartu, poszłam do salonu Ślizgonów, gdzie czekał na mnie Draco. Byliśmy sami, Milicenta specjalnie poszła do pokoju, żeby dać nam chwilę prywatności.
- Zależy ci na mnie - powiedział pewny siebie i zadowolony Draco.
Zaczerwieniłam się aż po cebulki włosów.
- Skąd takie podejrzenia? - zapytałam przybierając obojętny wyraz twarzy.
- Nie weszłaś - uśmiechnął się.
- Nie z twojego powodu - skłamałam.
- Oh, no nie dąsaj się, dobrze wiem, że ci zależy - poruszył brwiami, a ja przewróciłam oczami.
- Nie zależy! - protestowałam.
- Taaak? To kto się pokłócił o mnie z Pansy i rodzicami?
Nic nie odpowiedziałam, więc on powiedział:
- Nie martw się, mnie też na tobie zależy.
Wyszłam z pokoju, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na moją twarz.
- I z czego tak rżysz, Watson? - warknęła Pansy.
- Humorek nie dopisuje, Parkinson? - zapytałam sztucznie przesłodzonym głosem, co doprowadziło ją do szału.

*Draco*

Obserwowałem ją. W pewnej chwili się zawahała i myślałem, że wejdzie, ale nie zrobiła tego. Nie obchodziło mnie to, że właśnie spotkała się z Potter'em, szlamą i rudzielcem, ważne, że tak wysoko ceniła naszą przyjaźń. Powiedziałem jej, że mi zależy, bo to prawda.
Jednak na mojej drodze wciąż stał Potter. Trzeba się go pozbyć. Wiem, że namawia Jess, żeby dała sobie ze mną spokój. Gdyby tak... no nie wiem... wyleciał ze szkoły...
- Nie wywalą go to Chłopiec-Który-Przeżył. Stary, Dumbledore pilnuje go jakby był oczkiem w głowie - stwierdził Blaise.
- Faktycznie. Prędzej mnie wyrzucą - przyznałem mu rację.
- Poza tym Jessica cię lubi, a gdybyś próbował... no wiesz... jego wywalić, ona się wkurzył - dodał chłopak.
- Wiem.
Nie ma szans, nie wyrzucę Potter'a ze szkoły.

*Jessica*

Strasznie martwiłam się o Harre'go. Właśnie zaczął się mecz. Usiedliśmy z Ronem i Hermioną jak najbliżej Snape'a.

Harry właśnie wszedł na boisko. Dumbledore siedział na trybunach, pewnie dla bezpieczeństwa. Ron zauważył obecność dyrektora.
- Snape się nie odważy rzucić zaklęcia, nie przy nim... auuu.
Coś rąbnęło w łeb rudzielca. To był Malfoy.
Blondyn zaczął żartować z ostatniego wypadku Potter'a na miotle i z rodziny Rona. Kazałam mu przestać, ale on nie zwracał na mnie uwagi, jakby wiedział, że i tak będzie miał ze mną pogadankę.
- Draco! Przestań! - warknęłam.
- ... Potter nie ma rodziców, ty, Weasley nie masz pieniędzy, a Longbottom rozumu...
- Jestem wart tyle co tuzin, takich jak ty, Malfoy - krzyknął wkurzony Nevill.
Ślizgoni ryknęli śmiechem. A ja złapałam Gryfona za rękę i przyznałam mu rację. Chłopak zrobił się prawie tak samo czerwony z zawstydzenia, jak Draco ze złości.
Jednak blondyna tylko to nakręciło.
- Longbottom, gdyby mózgu były ze złota byłbyś biedniejszy od Weasley'a, a to już wyczyn.
- Zamknij się, Draco. Nie słuchaj go, Ron - powiedziałam.
Harry zanurkował właśnie w dół, ku ziemi.
- Poszczęściło ci się, Weasley, Potter chyba właśnie znalazł monetę.
Rudzielec nie wytrzymał i rzucił się na Malfoya, a zaraz za nim Nevill skoczył na Crabbe'a i Goyle'a.

*Draco*

Czemu ona musi mi to robić? Myślałem, że jest na tyle solidarna, że będzie kibicować Ślizgonom. Zresztą nie ważne komu kibicuje, myślałem, że chociaż usiądzie ze mną. Wolała szlamę i rudzielca. Więc jednak jest ktoś, kogo przekłada ponad naszą przyjaźń.
Poczułem takie dziwne uczucie w sercu.
- Zazdrosny? - zapytał rozbawiony Blaise.
- Nie - skłamałem.
Musiałem sobie ulżyć, a że Weasley i Longbottom byli w pobliżu... tylko to wykorzystałem, wiedziałem, że Jess będzie wściekła.
Wyśmiewałem się z Gryfonów przez dobre parę minut.
- Draco! Przestań! - wtrąciła się Jessica.
Ona karze mi przestać? Wybrała ich zamiast mnie, a teraz mam przestać?
Zabrałem się za Longbottoma, ale kiedy Jess złapała go za rękę, poprostu wyszedłem z siebie.

O, tak, teraz jestem zazdrosny!

Wystarczyło jeszcze jedno zdanie, by wyprowadzić z równowagi Weasley'a.
Blaise próbował nas rozdzielić, ale coś mu nie wychodziło. Kiedy walnąłem Weasley'a na tyle mocno, że polała się krew. Poczułem, że unoszę się w powietrze, dosłownie, już raz coś takiego czułem, wiem, że to zaklęcie Wingardium Leviosa. Nie pomyliłem się, Jess celowała we mnie różdżką. Zmiękłem widząc strach, złość i rozpacz na jej twarzy.
Chwilę później opóściła mnie na ziemię. Chciałem zrobić... cokolwiek, ale Potter właśnie złapał znicz i nasz kontakt wzrokowy przerwał tłum zadowolonych Gryfonów.

*Jessica*

Znowu to zrobił. Ma gdzieś to, o co go proszę. Przesadził. Jeśli on tak stawia sprawę i woli zabawiać kolegów znęcanie się nad innymi, to znaczy, że moje zdanie dla niego się nie liczy. Myślałam, że jestem dla niego chodź trochę ważna.
Kiedy tłum się zerwał, wykrzykując imię Harre'go, ja znikłam Draconowi z oczu. Rodzice mieli rację, on nie zasługuje na przyjaźń.

Slytherin... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz