Śmierć początkiem nowego końca

19.3K 684 103
                                    

Dalej sprawy potoczyły się bardzo szybko:
Harrego przejął Moody co było błędem, bo jak chwilę później odkryto był on przez cały czas zbiegłym śmierciożercą na usługach Voldemorta, który odrodził się na nowo zaledwie parę chwil temu. Owym przestępcą był Barty Crauch Jr , który podejrzany jest o zabójstwo swojego ojca, wrzucenie karteczki Pottera do czary ognia oraz uprowadzenie go, dodatkowo pomoc w powstaniu Czarnego Pana i wiele innych równe haniebnych przestępstw.

Nawet gdy wywieziono tego  zbrodniarza do Azkabanu, bliznowaty nadal był otępiały i nieobecny. Nie potrafiłam z nim rozmawiać, nikt nie potrafił. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić jak się czuł z tym, że widział śmierć Cerdrica, że po cześci z jego winy powstał z ledwo żyjących najgroźniejszy czarnoksiężnik świata. Hermiona oczywiście dołowała się razem z nim, Ron próbował ich oboje pocieszyć, a ja nie potrafiłam się wpasować w tę niecodzienną sytuacje - nie przeżywałam śmierci Diggory'ego, bałam się Voldemorta obrastającego gdzieś w ciemności w potęgę. Nie chciałam się przyznawać, ale ciężko mi było sobie wyobrazić, że ktoś prawie nie żywy powstał za pomocą kości, krwi i uciętej ręki - bez sensu. Nikomu nie przyznałam się do swoich wątpliwości, bo oficjalnie wierzyłam Harry'emu.

Tak czy inaczej teraz wracamy do domu, nie chcę się więcej dręczyć wyrzutami, bać się najcichszego odgłosu. Jedyne co wiem, że budynek, który zastanę w miejscu, gdzie kiedyś był mój dom w żadnym stopniu nie zastąpi mi Hogwartu, gdzie czuje się najbezpieczniej.

- Jess, proszę, usiądź ze mną w wagonie - poprosił Harry.
Nie potrafiłam mu odmówić, w jego oczach widziałam troskę.
- Nie na długo, Harry - nie będę widziała Dracona przez dwa tygodnie, chcę tylko z nim spędzić ten czas tutaj.
- Jak się dowiesz coś co ci powiem to zostaniesz.
Brzmiało to bardzo niepokojąco, więc kazałam mu prowadzić.
Wybrał jeden z przedziałów w przedostatnim wagonie.
Nie rozsiadałam się za bardzo koło okna usiedli Ron i Hermiona, a przy wyjściu Potter i ja.
- To o co chodzi?
Bliznowaty patrzył bez celu w okno, jakby udawał, że nie słyszy mojego pytania. Może wcale nie chciałam go zadawać.
- Więc opowiadałem ci jak to było na cmentarzu - zaczął chłopak z gorzkniałą gulą w gardle, nadal jest to dla niego ciężki temat. - Kiedy... on... wezwał Śmierciożerców zaczęli się pojawiać w maskach, mówiłem ci, tak? - nic mu nie odpowiedziałam, nawet nie wiedziałam co w takiej sytuacji się mówi. Nie chciałam, żeby wspominał bolesne chwile, to zbyt wielki szok i trud dla nastoletniego chłopca... - On zaczął ich karać... wymieniać nazwiska - wziął głęboki wdech - tam był Nott, Goyle, Crabbe... i Malfoy.
- Co? - poczułam jak ciało odmawia mi posłuszeństwa i powoli drętwieje.
- Tam był Lucjusz Malfoy, powiedział, że jego wiara już się nie zachwieje, że znowu będzie dobrym podwładnym, najlepszym! - powtórzył ze złością bliznowaty.
- To nie możliwe, Draco by mnie nie okłamał, pytałam go przecież! - odpowiedziałam wrzaskiem na wrzask.
Nie winiłam za nic Harrego, po prostu nie potrafiłam uwierzyć, to było dla mnie zbyt abstrakcyjne. Przecież znałam ich synów! Kocham jednego z nich!
Uciekłam z przedziału, żeby nie rozpocząć kłótni między nami.
Przebiegłam jeden wagon, drugi i trzeci i kolejne. Nie mam pojęcia co chciałam osiągnąć i przed czym uciec, ale nie miałam już siły.
- Jess! - słyszałam Dracona za mną, musiał mnie zauważyć.
Miałam znowu ruszyć w maraton, chodź wiem, że i tak by mnie dogonił, lecz pani z wózkiem zatarasowała mi przejście.
Poczułam jego chłodne ręce na nadgarstku i siłę, która napierała na mnie wciskając do najbliższego przedziału - przepełnionego pierwszoklasistami.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam.
- Co jest, skarbie?
- Nie chcę cię znać! - mówiłam te straszne słowa przez łzy.
- Możecie znaleźć sobie inne miejsca? - warknął blondyn na przestraszonych jedenasto-latków.
W tym momencie wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się w stronę, z której wcześniej uciekałam.
- Porozmawiajmy, proszę cię. Jess, potrzebuję cię, nie zostawiaj mnie - wyglądał na zdołowanego, więc postanowiłam z nim wyjaśnić sytuację.
Zaprowadziłam go do pierwszego lepszego pustego wagonu.
Oparłam się o zimną szybę, założyłam ręce na piersi i patrzyłam na niego ze smutkiem.
- Szczerze, kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć? - rzuciłam ze złością.
- O czym, kochanie, proszę nie wściekaj się na mnie, nawet nie wiem co zrobiłem - wyglądał na przestraszonego.
- O twoim ojcu, o tym, że jest śmierciożercą! - wyrzuciłam mu.
Zatkało go, otwierał i zamykał usta jakby szukał odpowiednich słów, ale w tej sytuacji nie znajdzie takich.
- Nigdy - odparł szczerze i cicho.
- Wiedziałam - jedyne o czym marzyłam to wyminąć go i uciec.
Nawet nie udało mi się zrealizować pierwszego z wyżej wymienionych marzeń.
- Proszę, musisz mnie zrozumieć! Ja nie miałem na to wpływu, sprawdź, ja taki nie jestem - pokazał mi prawą dłoń, która była bielsza niż zwykle. - Jessica, proszę, jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. O ojcu dowiedziałem się rok temu, chciałem cię ochronić, starałem się, jak widać Potter mi to utrudnia, ale jakoś szło przez ten cały czas - złapał mnie za rękę, myślałam, że się rozrycze. - Bardzo cię kocham, naprawdę, wiem że kłamałem i to dużo, ale to dla twojego dobra. Nie wiem co ci jeszcze powiedzieć, żebyś mi wybaczyła.
- Zostaw mnie na razie samą.
- Oczywiście, kocham cię.

Wybaczyłam mu jeszcze za nim otworzył buzię, nie chciałam go stracić, ale jeśli mu pokażę, że można mnie okłamywać to będzie to robił nałogowo. Wiem, że nie ma najmniejszej szansy na zmianę decyzji ojca, co do tego kim ma się stać na warunkach Voldemorta. Fakt, trochę mnie to wszystko przerażało i stłamszało, ale jak to mówią: co będzie...
Wyszłam na korytarz, tuż obok drzwi siedział zamyślony Draco, odniósł się na mój widok.
- Mój ojciec nic ci nie zrobi, przysięgam - zapewnił mnie.
- A co z innymi ludźmi? Oni nie będą mieli tyle szczęścia?
- Nie mam na to wpływu - przyznał. - Ale ja naprawdę zrobię WSZYSTKO, żebyś była bezpieczna...

Niepokoiło mnie to "wszystko".

- Kocham cię - powiedziałam, nie byłam pewna czy to może nie za wcześnie, że bardziej powinnam go przycisnąć, poczekać.
Jednak jego usta na moich wargach rozwiały wszelkie wątpliwości. Wpijał się zachłannie, a z mojego umysłu wyparowała każda jedna nieczysta  myśl. Oddałam pocałunek.
- Nie wracam do domu - powiedział między moimi buziakami.
Odchyliłam się, nadal trzymając ręce w jego włosach.
- Jak to? - zdziwiłam się.
- Nie wiem jeszcze gdzie się zatrzymam, ale przed chwilą postanowiłem: nie wrócę tam.
- Dlaczego?
- Po prostu.
- Z domu nie ucieka się tak po prostu!
- Dam sobie radę, mam u kogo się zatrzymać. Mam dużo znajomych.
- Ojciec będzie cię szukał.
- I pewnie znajdzie.
- Nie lepiej już tam przetrwać te dwa miesiące?
- Nie chcę się stać taki jak on - wydusił.

Zmarszczyłam brwi. Przecież on nie jest jak ojciec.

- Teraz jestem lepszy, bo jesteś ty, ale tam ciebie nie będzie, boje się, że mnie zmieni.

Podskoczyłam i skrzyżowałam nogi na jego plecach, rozpoczęłam całuśną wędrówkę po jego ciele. Nigdy mi czegoś takiego nie powiedział, wyrażało to więcej niż "kocham cię", dużo więcej. Byłam szczęśliwa, jak nigdy, poczułam chyba po raz pierwszy, że jestem naprawdę wyjątkowa, że nigdy, przenigdy nie byłam "każda".
Oparł mnie o szybę, cały czas łapszywie mnie całując, poczułam jego dłoń na moim tyłku, ale szybko się stamtąd ewakuowała, gdyż wiedział jak reaguje na tego typu zaczepki. Oparł więc obie ręce po moich obu stronach i wciąż składał mi namiętne buziaki.
Po dłużej chwili chyba mu nogi zcierpły, ale nie był ani trochę zniechęcony do naszej zabawy, więc przeniósł się na siedzenie, usadzając mnie okrakiem na sobie. Lubiłam jak mnie całował po szyji, to było moje delikatne miejsce, kiedyś mu to powiedziałam przez sen i od tego czasu zawsze pamiętał o dopieszczaniu tej części ciała.
W końcu nasze czułości zaczęły przyciągać uwagę przechodzących uczniów, co sprawiło, że się zamieszkałam z kolei Dracona to bawiło "niech mi zazdroszczą" - mówił, ale ja wiedziałam, że jemu nie mają czego: to na mnie dziewczyny patrzą jakby pragnęły zatopić nóż w moim gardle.
Więc to by było koniec naszych romansów.
Usiadłam obok niego, tylko od czasu do czasu skradając z jego ust całusa albo dwa.
Położyłam mu nogi na udach i moje myśli pochłonęły najbliższe dwa miesiące. Podziwiałam Dracona za jego odwagę - ucieczka z domu? Nielada wyczyn.

Dojazd na King's Cross zajął nam krócej niż myślałam, z ubolewaniem przyjęłam ten fakt.
- Skarbie, spotkamy się, dopilnuje tego, nie zapomnij o mnie.
- Nie zapomnę.
Przez okno widziałam tłumy stęsknionych rodziców, nasi wcale nie tęsknili.
- Przyjdę po ciebie - zanurzył twarz w moich włosach. - Kocham cię.
- Ja ciebie też.

------------------------------------------------------------

Koniec części pierwszej!

Zapraszam tutaj 👇👇👇👇👇👇👇👇

Zapraszam tutaj 👇👇👇👇👇👇👇👇

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Już wkrótce pierwsza część !!!

Slytherin... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz