Capitulo Seis

4.6K 275 48
                                    

Spojrzała przed siebie. Nie wiedziała
gdzie powinna się udać. Zadawała sobie pytanie, jak oboje mogli o niej zapomnieć? Przecież zapewniali kilkakrotnie, że bardzo zależy im na dzisiejszym spotkaniu. Jednak czy się nie przeliczyła? Z każdym dniem czuła jak pomiędzy nimi wyrasta mur, którego żadne z nich nie umie zburzyć.
Nina miała dosyć, chciała oderwać się od rodzinnych spraw. Poszła za dźwiękiem gitary, już po niespełna dziesięciu krokach znalazła się na przeciwko gitarzysty. Przez jej plecy przeszedł dreszcz. Gaston siedział tak blisko, grał jakby muzyka była jego całym światem. Mogła do niego podejść, przecież to nic wielkiego. Jednak zadając sobie pytanie, wybrać serce czy rozum zdecydowała się na to drugie. Tak jak zawsze. Nie chciała z nim rozmawiać, nie była dobra w nawiązaniu znajomości. Do tego diametralnie się różnili, a ona doskonale zdawałam sobie sprawę z konsekwencji takich znajomości.
Spojrzała na niego jeszcze raz, nie mogła jednak przewidzieć, że kilkanaście metrów przed nią pojawią się jej rodzice. Ricardo i Ana jak zwykle w ostatnim czasie, prowadzili zaciętą sprzeczkę. Plany nastolatki zmieniły się diametralnie, mogła zrobić wszytko aby tylko nie musieć w tym uczestniczyć. Szła tyłem, nadal patrząc na ową parę.
- Nina? - usłyszała za sobą głos Gastona, nawet nie zauważyła braku muzyki - Coś się stało?
- Nie, to znaczy tak - stanęła z nim, twarzą w twarz - W pewnym sensie.
- Czy to nie są twoi rodzice? Występowali raz na Open'ie, prawda?
- Tak, to oni. Właśnie w tym rzecz, że nie chce z nimi rozmawiać. A tym bardziej brać udziału w ich kolejnej kłótni - poprawiła okulary spuszczając wzrok.
- No to mamy problem. Właśnie się do nas zbliżają - pokazał na nich palcem, a dziewczyna szybko schowała się za jego plecami. - Chodź - złapał jej rękę ciągnąc ją za sobą.
Przeszli pomiędzy drzewami i małymi krzaczkami. Opuszczając park nadal trzymali się za ręce, dopiero stając na chodniku opuścili je.
- Czemu nie chcesz z nimi rozmawiać? - zapytał siadając na schodach budynku przeznaczonego do wynajmu.
- To skomplikowane - siadła obok niego - Oni cały czas się kłócą, doszukują swoich wad. A kiedy chodzi o mnie, nawet nie interesuje ich moje zdanie - westchnęła.
- Zgaduje, że są po rozwodzie.
- Tak właściwie to nie. Nigdy nie byli małżeństwem - speszyła się.
Nie miała zamiaru z nim rozmawiać, opowiadać o takich rzeczach. Nawet nie myślała co robi, nie bała się wypowiadać tych słów. Teraz zdenerwowanie powróciło.
- Mam nadzieje, że jakoś sobie z tym radzisz. Jest bardzo ciężko?
- Zależy. Oni po prostu ogromnie się różnią, nie mogą dojść do porozumienia - ściszyła głos.
- Ale ja się pytam o ciebie - jego głos był miły a zarazem jakby smutny- Jak się z tym czujesz?
- Och - zdziwiła się - Ja... ja się już przyzwyczaiłam. Przez kilka lat było lepiej, teraz znowu wszystko się psuje. Najgorsze jest to, że ja nie umiem...Nie potrafię naprawić naszej rodziny - powiedziała zakrywając twarz rękoma.
- To nie twoja wina - zapewnił kucając przed nią.
- Może gdybym była bardziej odważna, stanowcza, byłoby inaczej. Ale ja nie umiem, po prostu jestem niewidzialna - chłopak słysząc bardzo ciche słowa dziewczyny zrozumiał dlaczego jest taka skryta. To najprawdopodobniej przez swoich rodziców, jej samoocena była równa zeru. Twierdziła, że wszytko jest jej winą, że nikt jej nie zauważa. Ale nie miała pojęcia, że Gaston obserwował ją już długi czas. Potrafił przez pół przerwy śledzić jej ruchy, utkwiła w jego myślach. A teraz miał okazję zbliżyć się do niej, poznać ją i zrozumieć dlaczego zdaje się być tak wyjątkowa.

Oparł podbródek o jej głowę i lekko wypuścił powietrze. Lewą ręką delikatnie gładził jej plecy. Prawą zaś odgarniał aksamitne pasma włosów z zapłakanej twarzy, która nadal wsparta była o jego ramię. Cisza wokół nich nie była niezręczna, znaczyła więcej niż jakikolwiek słowa, które wypowiedzieli w ostatnim czasie. Stali tak na środku chodnika, nikomu jednak to nie przeszkadzało. W owej chwili ta część parku była pusta, jakby zarezerwowana tylko dla nich. W tym momencie byli bliżej siebie niż mogliby stwierdzić. Nie tyle fizycznie, co mentalnie.
Matteo zaczął nucić piosenkę, która wpływała na nastrój Luny niezwykle kojąco. Nie rozpoznała jednak melodii, nigdy nie słyszała nic podobnego. Czuła jego zapach, słyszała bicie serca. Każde z tych doznań było nowe, jakby zachęcające do poznania go bliżej. Tak właściwie znali się już kilka miesięcy, jednak nigdy nie zobaczyła go z takiej strony, ewentualnie widziała jej przebłyski. Zaciekawiła ją nagła zmiana chłopaka. Nie zachowywał się jak paw, był opiekuńczy, w pewnym sensie wrażliwy. Najgorsze było jednak to, że nie miała pewności czy ta strona była tą właściwą. Czy to ten prawdziwy, szczery Matteo, który po prostu ukrywa się pod maską króla wrotkowiska. W głębi serca miała nadzieję, że tak właśnie jest, że kiedyś wszyscy będą mogli poznać jego, jako zwykłego chłopaka.
- Matteo - szepnęła zachrypniętym głosem.
- Tak? - powiedział jej do ucha, patrząc na nią z boku.
- Przepraszam - odparła, nadal nie wychylając twarzy - I bardzo dziękuję.
- Ale za co? - spytał zdziwiony.
- Boje się wrócić na tor - powiedziała od razu, ignorując jego pytanie.
Spojrzała mu prosto w oczy. Już nie mogła wytrzymać, każde słowo z czasem było trudniejsze do wypowiedzenia. W końcu musiała wyjawić prawdę.
- Od wypadku zdarzają mi się ataki paniki, nieważne co robię. Boję się jeździć, boje się spojrzeń ludzi i tego, że to uczucie powróci - dokończyła szybko chowając twarz w dłoniach.
Każde z nich musiało to przemyśleć. Luna była tak zagubiona, w pewnym sensie nie wiedziała co jest słuszne. Chciała pokonać strach, z drugiej strony zupełnie nie wiedziała jak ma to zrobić. Musiałaby się z nim zmierzyć a nie była pewna czy jest na to gotowa. Matteo był zaskoczony tą informacją, doskonale wiedział ile wrotki znaczyły dla szesnastolatki. A ona znaczyła dużo dla niego samego. Chciał jej pomóc i być może, gdyby tylko mógł się zastanowić wymyśliłby na to sposób.
Dotknął jej dłoni i odsunął je od buzi Luny. Uśmiechnął się i pstryknął ją w nos.
- To jeszcze nie powód do płaczu!
- Ja wcale nie płaczę - obruszyła się - Nie masz pojęcia ile to mnie kosztuje. Nie wiem czemu ci o tym opowiedziałam!
Chciała odejść, jednak Balsano zatrzymał ją.
- Przecież żartuję! Chciałem cię rozweselić, kelnereczko.
- A jak myślisz, udało ci się? - zapytała zirytowana.
- Luna, przecież wiesz, że chcę ci pomóc. Po prostu chciałem znowu zobaczyć twój uśmiech - przybliżył się do niej - uwielbiam go - dokończył ledwo słyszalnie.
Nastolatka mimo woli uśmiechnęła się, pokazując rząd białych zębów.
- Jesteś głupi!
- Może, ale potrafię poprawić ci humor, kelnereczko.
Zaśmiała się i uniosła brwi. W każdym razie to co powiedział, było prawdą bez względu na jej starania. I tak właściwie w pewnym stopniu podobało jej się to. Jednak, nie mogła oprzeć się myśli, że przez to wszystko chłopak może zbliżyć się do niej aż za bardzo. A w rezultacie nieodwracalnie zawładnąć jej uczuciami, a nawet sercem.

~♡~

Halo, halo! Niespodzianka!^^ No to mamy 6 rozdział Kwiatuszki! 💕 Mam nadzieję, że się spodoba chociaż ja nie jestem do niego przekonana :/ Jesteście dla mnie ogromnie ważne, dajecie mi największą motywację 💞

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Halo, halo! Niespodzianka!^^ No to mamy 6 rozdział Kwiatuszki! 💕 Mam nadzieję, że się spodoba chociaż ja nie jestem do niego przekonana :/ Jesteście dla mnie ogromnie ważne, dajecie mi największą motywację 💞

Lutteo | Soy Luna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz