Poranne promienie słońca przedostawały się przez kuchenne okna rezydencji pani Benson.
Luna lekko zaspana siedziała przy stole opierając głowę na dłoniach. Przyglądała się poczynaniom matki, czekając tym samym na swoje śniadanie.
Wczorajszej nocy nawiedzały ją niespokojne sny. W jednym ponownie przeżywała wpadek, w innym gubiła swój wisiorek. Dopiero ostatni sen pozwolił jej odetchnąć i dospać do rana. Nie potrafiła przestać o nim myśleć. Przymknęła oczy przywołując tym samym wspomnienia, związane właśnie z nim.
Brawa ucichły. Światła skierowały się na jej posturę. Doskonale wiedziała co powinna zrobić, jednak nie mogła zmusić się do wykonania choćby jednego kroku. Coś ją blokowało, nie była gotowa. Wszyscy czekali, czuła ich wzrok na swoim ciele.
Kolejne światło rozbłysło. Znajdowało się na końcu sali, raziło w oczy. Powoli zbliżało się ku niej. Z każdym centymetrem zaczynało słabnąć, krył się za nim człowiek. Rozpoznała go od razu. Był tak blisko niemal mogła go dotknąć. Nie zrobiła jednak tego, bała się zbytnio, że rozpłynie się w powietrzu.
Matteo podjechał jeszcze bliżej, uniósł delikatnie jej podbródek po czym stanął tuż za nią. Poczuła delikatny chłód bijący od medalionu, który zapinał na jej szyi.
- Z tobą mogę dokonać niemożliwego - usłyszała tuż przy uchu.
- Luna! Luna, kochanie obudź się - Monica zaśmiała się pstrykając palcami tuż przed nosem brunetki- Masz tu śniadanie!
- Dziękuję. Hmm... dziękuję, wygląda pysznie - odparła cicho, lekko zakłopotana.
Zabrała się za jedzenie patrząc na mamę, siadającą tuż obok z kubkiem gorącej kawy.
- Jak było wczoraj na wrotkowisku?
- Tak właściwie to nie było do końca wrotkowisko. Ale było naprawdę świetnie. Jak Matteo cię przekonał?
- Słucham?
- Jak sprawił, że zgodziłaś się na to wszytko? - gestykulowała śmiejąc się.
- Kiedyś na pewno ci to opowiem, a teraz jedz - posłała jej uśmiech wstając od stołu.
- Mamo! To nie fair, ja chcę wiedzieć!
- Obiecuję, że prędzej czy później poznasz prawdę. A w tej chwili powinnaś się zbierać, panienka Ambar na pewno nie chce się spóźnić.
- Jasne, jeszcze przed chwilą kazałaś mi jeść - prychnęła rozczarowana podnosząc plecak z podłogi - To cześć.
- Kocham cię!
- Jak mi powiesz co on ci naopowiadał też będę cię kochać!
- Leć!
Nastolatka zatrzymała się tuż przed miejscem parkingowym limuzyny, którą zazwyczaj dojeżdżała do szkoły.
- Wracając do występu, przyjdziesz mnie zobaczyć? - spytała Ambar nie zauważając obecności szesnastolatki.
- Ambar, proszę cię! W tej chwili mam ważniejsze rzeczy na głowie niż te twoje wrotki. Dlaczego nie pojmujesz, że te sprawy nie mają praktycznie znaczenia? - Sharon Benson uniosła głos po czym najzwyczajniej w świecie odeszła.
Ambar zamknęła oczy wypuszczając ciche westchnienie.
- I po co ja się staram? - spytała sama siebie.
- Em... Ambar czy wszytko w porządku? - po odczekaniu niespełna dwóch minut Luna odważyła się odezwać.
- Lunita! - blondynka zdawała się być zaskoczona jej obecnością - Czy ty zawsze musisz się spóźniać? Staram się jak mogę, uczę się perfekcyjnie. Jestem najlepszą uczennicą w Blake, nie chcę przez ciebie stracić reputacji. Nie mogę się spóźniać i to w dodatku przez ciebie!
- Rozumiem, przepraszam.
- Nie potrzebuję twoich przeprosin, po prostu wejdź do tego auta.
Jazda do szkoły minęła szybko. Luna pozwoliła ponieść się w świat muzyki, opierając głowę o przyciemnioną szybę samochodu. Dopiero przed wejściem do Blake South College pomyślała o dziwnym zachowaniu Ambar. Z całą pewnością nie można było nazwać ich przyjaciółkami, jednak Luna chciała jej pomóc. Patrząc na blondynkę przypominała sobie słowa Matteo, może ona naprawdę potrzebowała kogoś kto jej pomoże. Kogoś kto ją zmieni. W każdym razie brakowało jej miłości. Takiej, którą zdobywamy z czasem, zyskując przyjaciół czy zakochując się w kimś. Lub tej, której zdawało się brakować jej najbardziej. Bezwarunkowej, otrzymywanej od najmłodszych lat. Takiej, która potrafi rozwiązać wszytko, jest przy niej w każdym momencie. Tej, bez której większość z nas nie potrafi żyć. Brakowało jej prawdziwej rodziny. A najgorsze było to, że najtrudniej ponownie otworzyć się na taką miłość. Już na zawsze w jej sercu może powstać uraz do rodziców, opuścili ją w momencie kształtowania charakteru, poznawania świata.
I chociaż w jej umyśle wygląda to strasznie, brunetka wie, że jeszcze można wszytko zmienić. Ona widziała Ambar z innej strony, każdy powinien poznać ją w ten sposób. Blondynka powinna poznać prawdziwą siebie. Przestać ranić innych a przede wszystkim siebie. Tak jak zrobił to Matteo.
Luna jednak nie miała pojęcia, że właśnie za jej sprawą.
♡
Po zakończeniu zajęć słońce nadal radośnie świeciło poza ścianami szkoły. Nina wracając z toalety spieszyła się na spotkanie z przyjaciółką. Rozglądając się na boki szukała Luny.
- Panno Simonetti! Czy może się panienka zatrzymać? - usłyszała za sobą męski głos.
- Oczywiście. Mogę w czymś pomóc? - spytała odwracając się w stronę nauczyciela historii.
- Pan Ferro prosił mnie bym przekazał pewnemu chłopcu listę, hmm... tematów? Tak, tak tematów na zajęcia z fotografii. Nie mogę go znaleźć, więc poproszę ciebie o pomoc. Słyszałem o zachwycie jaki wywarłaś na panu Ferro!
- Naprawdę? - spytała zdziwiona.
- Oczywiście, oczywiście! Żebyś ty wiedziała o czym my rozmawiamy w pokoju nauczycielskim - zaśmiał się pod nosem - a teraz wskakuj do klasy numer 12, na ławce są kartki, które miałem mu przekazać.
- Nie pójdzie pan ze mną?
- Och nie! W tej chwili mam zbyt wiele obowiązków - powiedział drapiąc się po głowie.
Nina powoli oddalała się od zakręconego nauczyciela. Wszystkich uczniów dziwiło jego zachowanie, Blake przecież szczyciło się nienaganną opinią. Skąd więc znalazło się tu miejsce na niezorganizowanego profesora? Najprawdopodobniej spowodowane było to wielkim talentem wpajania wiedzy uczniom. Historia była bowiem jednym z najbardziej lubianych przedmiotów w liceum.
Brunetka weszła do przestrzennej klasy odnajdując wzrokiem wspomniane arkusze papieru. Nie leżały one, jednak na jednej z ławek, tego mogła być pewna. Były umieszczone w dłoniach Gastona.
Szesnastolatka zapewne uciekłaby z sali gdyby ten jej nie zauważył. Uśmiechnął się i pomachał do niej.
- Cześć - powiedziała wycofując się.
- Hej, Nina podejdź tu! Zobacz jaki temat dostaliśmy!
W ten sposób zmuszona była przymierzyć całą klasę i znowu stanąć obok niego. Ostatnimi czasy zdarzało się to dosyć często, jednak nie mogła zaprzeczyć - podobało jej się to.
- Gdzie jesteśmy? - spytała patrząc na listę.
Oboje wyciągnęli dłonie w tym samym momencie znajdując swoje nazwiska. Ich palce zetknęły się wywołując dziwne napięcie. Gaston upuścił kartki po czym oboje schylili się by je pozbierać. Byli tak blisko siebie. Spotkali się wzrokiem, mimo woli uśmiechnęli się do siebie. Nie mówili nic, cieszyli się chwilą. Mogli by trwać tak w nieskończoność. Jednak jak zazwyczaj bywa, przyszedł czas, w którym wszytko wróciło do normy. Trzask drzwi doprowadził ich do tego. Podnieśli się wyprostowani, Nina spuściła wzrok.
- Chyba już pójdę - oznajmiła i z prędkością światła pojawiła się przy drzwiach.
Złapała za klamkę, nie mogła jednak ich otworzyć. Oparła głowę o drewnianą powierzchnię zamykając oczy.
- Chyba mamy problem - wyszeptała, zła na samą siebie.
W duchu kłóciła się sama ze sobą. Bała się tu zostać z nim sam, na sam. Z drugiej strony pragnęła tego najbardziej na świecie.~♡~
Witajcie moje Kwiatuszki! ♥
Jestem dzisiaj, chyba trochę wcześnie... Co tu dużo mówić. Rozdział jak zwykle nie wyszedł, do tego jest taką przejściówką.
Przewiduje, że historia będzie miała około 20/22 rozdziałów :) (miało być mniej ale okrojenie historii zniszczy ją już chyba doszczętnie :/)
Dziękuję, dziękuję za wszytko! ♥
Jesteście Cudowne! ♥
Trzymajcie się cieplutko Kwiatuszki!
CZYTASZ
Lutteo | Soy Luna ✔
Fiksi PenggemarWrotki - to one od zawsze były największą pasją Luny. Co jednak stanie się, gdy dziewczyna po przeżyciu wypadku zacznie miewać ataki paniki? Jazda samochodem, wrotki czy autobus, cokolwiek może przyprawić ją o ten stan. Przez to wszystko Luna zaczyn...