Capitulo Doce

3.4K 198 36
                                    

**Przepraszam jeśli rozdział wyszedł jeszcze gorzej od pozostałych. Po tak długim czasie wypadłam z rytmu, trudno było mi zacząć ponownie pisać**

Ciemne chmury płynęły niespokojnie po niebie wypuszczając strumienie deszczu. Raz po raz w szarości nieba odznaczały się jasne błyski. Wiatr szalał porywając zielone liście z wysokich jak i niskich drzew.
Nie przeszkadzało to jednak w żaden sposób dwójce jeżdżących nastolatków. Oboje, ramię w ramię wykonywali ruchy na wrotkach najczęściej trzymając się za ręce. Zbyt szybkie tempo czy niespodziewane ruchy w dalszym ciągu nie służyły Lunie, jednak bała się ich już w znacznie mniejszym stopniu.
Minuty, kwadranse a nawet godziny mijały bardzo szybko, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Zapewne spowodowane było to miłością, jaką oboje darzyli owy sport. Do tego żadnemu z nich nie przeszkadzała obecność drugiej osoby. Właściwie było wręcz przeciwnie. Luna najprawdopodobniej nie chciałaby nawet założyć rolek gdyby nie on. Zresztą nawet teraz było jej ciężko, chciała jednak być silna. Matteo zaś pragnął jej pomóc. Czuł, że jest jej to winny. Coś w głębi serca podpowiadało mu, że to przez wpływ jaki na niego miała. Być może wiele osób tego nie zauważyło, lecz nastolatek naprawdę się zmienił. Stał się bardziej czuły, zależało mu na szczegółach i w końcu zaczął podejmować odpowiednie decyzje.
Szesnastolatka nie jeździła nawet w połowie tak jak przed wypadkiem, jednak oboje woleli stawiać małe kroki ku osiągnięciu celu. Zmęczona ciągłą jazdą zatrzymała się gwałtownie przez co wpadła wprost w ramiona chłopaka. Złapał ją delikatnie i pomógł odzyskać równowagę. Nie odsunęli się od siebie. Stali tak blisko, jak kilka dni temu w parku.
  -  Dziękuję - wyszeptała przerywając ciszę.
  -  Do usług, kelnereczko - powiedział bawiąc się brązowymi kosmykami jej włosów - Ale teraz znowu pobawmy się w twoją grę. Muszę się nacieszyć tą chwilą, a przyśpieszone bicie twojego serca jest doskonałą muzyką do tej sceny.
  -  Uważasz, że za dużo gadam? - zapytała śmiejąc się cicho.
  -  Nie, lubię się z tobą droczyć. Ale w tej chwili chciałbym stworzyć romantyczną atmosferę czy coś.
  -  No tak, że też nie pomyślałam! - szepnęła kładąc głowę na jego ramieniu.
Zamknęła oczy. Wiedziała, że to co robią jest w pewnym sensie niedorzeczne, ale kto by przejmował się tym w takiej chwili. Po za tym czuła, że od bardzo długiego czasu  potrzebowała właśnie tego, tego pragnęła.
  -  Skąd miałeś mój naszyjnik?
  -  Naprawdę dziwisz się, że go zgubiłaś? Jesteś chyba najbardziej zakręconą osobą na świecie - zaśmiał się.
  -  Wcale, że nie! - walnęła go lekko - Nadal nie mogę uwierzyć, że uciekliśmy z lekcji.
  -  To były tylko dodatkowe zajęcia! - w jego głosie nadal można było wyczuć rozbawienie.
  -  Nawet jeśli!
  -  Wiesz, co? Zdaje się, że oboje przegrywamy twoją grę - odpowiedział po chwili.
  -  O czym ty mówisz?
  -  Ja wiem, że moja osoba cię rozprasza, ale mogłabyś czasem skupić się na tym co mówię.
  -  Ale ja cię słucham!
  -  W każdym razie oboje powinniśmy być cicho, na tym to polega. A skoro przegrywamy będziemy musieli wymyślić jakieś kary.
  -  Mówisz poważnie?
  -  Jak najbardziej. Ja nawet już chyba wiem, co będzie twoją karą.
  -  Ach, tak? - uśmiechnęła się, w tym samym czasie rozległ się głośny grzmot pioruna. 
Podskoczyła i odruchowo przybliżyła się do niego jeszcze bardziej.
  -  Boisz się burzy?
  -  Zazwyczaj nie - odparła - Ale czasami to siła wyższa. A ty?
  -  Nie. Lubię kiedy pada.
  -  A jednak twoje serce bije bardzo szybko - mówi opuszczając powieki.
  -  To z powodu czegoś, a raczej kogoś innego - musnął lekko wargami jej ciepłe czoło, odgarniając wcześniej brązowe loki.
Dziewczyna znieruchomiała, zaskoczona i podekscytowana za razem. Nie wiedziała do końca jak ma się zachować, postanowiła więc to zignorować. Nie musiała się zbytnio wysilać, gdyż niespełna minutę później zadzwonił telefon chłopaka.
  -  To szofer zatrudniony przez mojego ojca - odezwał się zdejmując wrotki.
Luna siadając na podłodze zaczęła robić to samo, a gdy skończyła Matteo czekał tuż obok by pomóc jej wstać. Chwyciła jego dłoń a on pociągnął ja do góry. Ich twarze znalazły się na przeciwko siebie, a palce nadal były splecione. Matteo delikatnie przełożył dłoń Luny w drugą rękę i pociągnął ją za sobą.
  -  Odwieziemy cię - oznajmił.
  -  To nie jest konieczne, sama dojdę do domu. Nie chcę...
  -  Po pierwsze to nie będzie żaden kłopot. Skoro moi rodzice nie mają ochoty się ze mną widywać niech przynajmniej płacą za paliwo - posłał jej uśmiech - Po drugie nie sądzę byś była aż tak głupiutka. Przecież wiesz jaka jest pogoda!
  -  Hmm... fakt.
Znaleźli się na dworze, chłopak ponownie uniósł marynarkę do góry i oboje pobiegli do czarnego samochodu. Kiedy już siedzieli w środku siedemnastolatek postanowił dokończyć swoją wypowiedź:
  - A po trzecie... twoja mama by mnie zabiła gdybym cię nie odprowadził pod same drzwi. Tak właściwie to był jeden z warunków, dzięki którym zgodziła się na to i dała mi twoje wrotki.
  -  No właśnie, jak ci się to udało?
  -  To tajemnica. Zdradzę ci tylko, że pomógł mi w tym mój nieodparty urok.
  -  Tak, tak to na pewno dzięki temu - zaniosła się śmiechem szukając w kieszeni słuchawek od telefonu.
Kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma ich ze sobą a pojazd ruszył, ucichła. Przestraszyła się, gdyż od czasu wypadku nie jechała niczym bez muzyki. Zapewne wraz z mp3 zostały w jej szkolnej szafce.
Wszytko było dobrze dopóki naprzeciw nie wyjechał autobus. Oślepił ich swoim światłem, na co Luna zaczęła się trząść. Kolejny raz przekonała się, że tak naprawdę jest słaba, nie umie tego kontrolować. Nagle poczuła ciepło na nadgarstku, później na całej dłoni. Rozluźniła się pod wpływem dotyku Matteo. Trwali tak póki nie znaleźli się przed bramą posiadłości pani Benson. Deszcz osłabł na tyle by mogli spokojnie wyjść.
  -  Wiesz, że nie musisz mnie odprowadzać?
  -  Wiesz, że w takim wypadku twoja mama by mnie zabiła? - odparł naśladując jej głos.
Zatrzymali się kilka metrów przed drzwiami na wilgotnej trawie.
  -  Dziękuję. Dziękuję Ci za wszystko Matteo. Zaprosiłabym cie do środka ale jest już późno, a Ambar...
  - Luna. Ja i Ambar zerwaliśmy. Możesz myśleć co chcesz, ale to już dawno nie miało sensu. Nie pasowaliśmy do siebie...
  -  Przecież jesteście królami toru, jak możecie do siebie nie pasować?
  -  Byliśmy nimi, teraz jest inaczej. Po za tym wiem, że Ambar nie ma łatwo. Jej rodzice są daleko, tak samo jak moi. Ale ona musi znaleźć sobie kogoś innego, kogoś kto będzie umiał jej pomóc.
  -  Co masz na myśli?
  -  Ja potrzebowałem pomocy. Ona też jej potrzebuje. Kiedyś znajdzie kogoś kto ją zmieni, przy kim nie będzie musiała udawać.
  - Czyli ty znalazłeś już taką osobę? - podświadomie wstrzymała oddech.
  -  Tak - szepnął.
Ich spojrzenia skrzyżowały się na sekundę, po czym odszedł. Zostawił ją samą wśród tak wielu niepoukładanych myśli.

~♡~  Dzień dobry Kwiatuszki 💕Nawet nie wiecie jak bardzo za Wami tęskniłam! Powiem szczerze, że komentarze pod ostatnią notką dały mi niezłego kopa! Mega Wam dziękuję, za WSZYTKO co dla mnie robicie ❤ Cieszę się, że mnie wspieracie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

~♡~
  Dzień dobry Kwiatuszki 💕
Nawet nie wiecie jak bardzo za Wami tęskniłam! Powiem szczerze, że komentarze pod ostatnią notką dały mi niezłego kopa! Mega Wam dziękuję, za WSZYTKO co dla mnie robicie ❤ Cieszę się, że mnie wspieracie. Naprawdę.
Postaram się zmienić, poprawić to co robię źle.
Jeszcze kilka rozdziałów i koniec tej historii, jest duża szansa, że zacznę nową.
Kocham Was Kwiatuszki 💕

Ps: Ktoś z Was może umie robić okładki? Chciałabym, aby ta historia juz na sam koniec posiadała jakąś ładną okładkę ☺

Ps2: Musiałam to wstawić xd 

Ps2: Musiałam to wstawić xd 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Lutteo | Soy Luna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz