Rozdział 18

634 36 4
                                    

Ana

-O której masz samolot? -dopytuje się Christian.

-No za godzinę...

-Polecisz zaraz, moim samolotem. Obiecuje, że nie polecę za tobą, ale muszę wiedzieć gdzie lecisz, żebyś była bezpieczna.-przerywa mi.

-Christian, nie jestem mała dziewczynka, mam 30 lat, chyba dam rade sama o sie...

-Tak, właśnie ty zawsze o siebie dbasz, a kończy się tak, że to ja cie ratuje, nie ma mowy. Mów albo cie tu zamknę na klucz. -grozi.

-Przestań! -krzyczę. -Zawsze tak jest! -płacze i wchodzę z hukiem do łazienki, za nim zdążył nacisnąć na klamkę ja się zamknęlam.

-Ana, przepraszam. Proszę otwórz drzwi...-Słyszę jak opiera głowę o drzwi. Moje serce bije jak oszalale... powoli przekręcam kluczyk, on gwałtownie otwiera drzwi i mnie przytula. -Przepraszam, nie chce się z tobą kłócić skarbie, chce żebyś była szczęśliwa.

-Chcesz? To pozwól mi samej lecieć. Chce pobyć sama.-szepcze w jego piers. On wzdycha.

-Dobrze, ale pozwól, że Cię odwioze dobrze? -mówi patrząc się w moje oczy. Ja kiwam pozytywnie głową i biorę swoje walizki, bierze je ode mnie. Nic się nie zmienił. We wszystkim chce mnie wyręczyć, jakbym była małym dzieckiem, które nic nie umie i może sobie zrobić krzywdę wszystkim. W milczeniu idziemy do garaży i samochodu.

-Dlaczego milczysz? -pyta się po chwili jazdy.

-Jestem zmęczona, przepraszam. -uśmiecham się do niego blado i opieram się o okno.

-Przespij się w samolocie dobrze? I napisz jak dolecisz... -szepcze ściskając kierownicę. Mrucze i zamykam oczy. Chce juz być na Florydzie u mamy. Poczuć cudowne promienie słoneczne, rozgrzany piasek pod stopami, ciepła wodę na ciele... Za kilka godzin tam będę, odpoczne, a potem wrócę i zniszcze Englanda... - o czym myślisz? -pyta się Christian gdy wjeżdżamy w bramy lotniskowe.

-O niczym. Jakoś tak się zadumalam. -kwituje. Jest mi strasznie niedobrze. Gdy podjeżdżamy pod lotnisko udaje, że czuje się świetnie. Christian otwiera mi drzwi od samochodu i podaje rękę, delikatnie łapię jego dłoń. Przytula mnie.

-Będę tęsknił...-szepcze.

-Ja też...-szepcze. Delikatnie masuje jego plecy i puszczam uścisk. Daje mi buziaka w czoło i odprowadza do samolotu.

-Witam pani, panie Grey.-kłania się pilot.

-Hej..-szepcze. Wchodzę niezdarnie do samolotu i siadam na środkowym siedzeniu, opieram się o okno i widzę jak Christian rozmawia z pilotem. Zamknęlam oczy i odpłynelam...

Grey

Spojrzałem się w okno samolotu, śpi... wspaniale.

-Lincoln, jest chora, ma cukrzycę niech stewardessa ja doglada i niech zmierzy co najmniej dwa razy poziom cukru we krwi. Błagam doprowadź ja szczęśliwie tam gdzie chce. I jeśli jej się coś stanie, już nigdy nie polecisz, aczkolwiek jesteś moim zaufanym pilotem.-mowie powoli i zwięźle, aby zrozumiał powagę sytuacji.

-Może latać? -pyta się patrząc w to samo miejsce gdzie ja wcześniej.

-Owszem, z tym problemu nie ma. Byleby ktoś o nią dbał. -mowie drapiac się po głowie. -Gdzie leci? -pytam się.

-Nie mogę powiedzieć...-szepcze Lincoln.

-Linc, proszę...-mowie z groźna mina.

-No dobra, Floryda. Jedzie do matki. -mówi.

-Wspaniale, z nią będzie bezpieczna.-uśmiecham się.

-Proszę, niech pan zostawi swoją żonę. Potrzebuje spokoju. Dobrze państwu to zrobi. Odstawie ja w niedziele wieczorem. -mówi spokojnie. Kiwam głową i podaje mu dłoń.

-Wysokiego lotu.-mowie i odchodzę. Wsiadam do auta i spoglądam ostatni raz na Ane..



Wiem mega krótki, miałam go kontynuować, ale tak to bym nic nie wstawila dzisiaj (zabiegana byłam, koniec roku itd), następny obiecuje będzie dłuższy :)
Nie wiem czy od lipca nie zmienić przypadkiem dni publikowania rozdziałów. Nie wiem ;) zobaczę :p

Chcę żebyś wróciła...#2✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz