Rozdział 5

8K 505 32
                                    

Po powrocie do Stark Tower od razu poszłam do siebie totalnie bez słowa. Zaraz po przekroczeniu progu drzwi zaczęłam płakać. Sama nie wiem czemu. Może dlatego, że czułam się nie w porządku co do Tony'ego? On powiedział wszystko co czuł, a ja? Stchórzyłam bo bałam się  wracać  do wspomnień. Ja po prostu nie chce przypominać sobie tej męczarni!  Opadłam na kolana na środku pokoju płacząc jak bóbr. Zakryłam twarz dłońmi przeklinając w myślach na samą siebie. Co się ze mną dzieje?!  Nie pamiętam kiedy ostatni raz płakałam, a teraz robię to z byle błahostki i to związanej z Tonym.
- Ario, czy wszystko w porządku?  Zawołać pana Starka?- Usłyszałam głos Jarvisa i prawie, że automatycznie wytarłam dłonią łzy z policzków. Na bank byłam cała rozmazana, ale to szczegół. Muszę przy najbliższej okazji zaopatrzyć się w wodoodporną maskarę.
- Tak Jarvis, jest dobrze. Nie mów nic Tony'emu. On jest w salonie?
- Nie, jest w pracowni.- Poszłam do łazienki by wytrzeć rozmazany makijaż, a potem wyszłam z pokoju by napić się czegoś. Zobaczyłam jak na kanapie siedzi jakaś dziewczyna. Była brunetką, ale niestety twarzy nie zobaczyłam, bo siedziała do mnie tyłem. Kiedy schodziłam cicho po schodach nagle jedna z desek zaskrzypiała. Dziewczyna zerwała się z miejsca i nim się obejrzałam wisiałam w powietrzu. Co do jasnej cholery?! Czemu jej ręce świecą na czerwony kolor, a ja wiszę pod sufitem na samym środku pokoju?!! Całe moje ciało było sparaliżowane tak, że nie mogłam się ruszyć nawet o milimetr.
- Ktoś ty?- Zwróciła się do mnie, a ja nie mogłam wydusić z siebie nawet słowa.
- Wanda!  Zostaw ją! - Do pomieszczenia wbiegła Natasha oraz Steve. Dziewczyna przestraszyła się i po chwili wylądowałam prosto na ścianie.  Poczułam olbrzymi ból z prawej strony głowy, ponieważ uderzyłam się w nią podczas zderzenia z zimnym murem. Nie wiem nawet kiedy to się stało.   Potem czułam jak spadam, ale nie spotkałam się z podłogą tylko czyimiś silnymi ramionami. Kapitan posadził mnie na kanapie, a Nat dała worek z lodem, który przyłożyłam sobie do głowy.
- Co to było?!  Mogłaś ją zabić. - Steve krzyknął na Wandę podpierając się rękoma w pasie. Czyli ma na imię Wanda, muszę to zapamiętać.
- Nie chciałam!  Zaskoczyła mnie!
- Mamy chronić ludzi, nie wieszać ich na suficie!- Natasha spojrzała na mnie przepraszająco, a ja posłałam jej blady uśmiech.
- Wiesz, że nie panuje jeszcze dobrze nad mocą!- To się naucz idiotko. Wyprostowałam się co spowodowało lekki ból w całym moim ciele. Skrzywiłam się i wtedy do pomieszczenia wszedł Tony.
- Co się tu dzieje? Czemu krzyczycie? Wanda spaliła paprykarz tak?- Podszedł do nas z uśmiechem na twarzy, ale gdy zobaczył mnie w dość kiepskim stanie, mina mu zrzedła.- Ktoś mi to wyjaśni? Czemu ona wygląda jak siedem nieszczęść i trzyma mój worek z lodem na głowie?- Dzięki Tony. Poprawiłeś mi humor. Siedem nieszczęść tak? Poczekaj aż wrócisz z misji, wtedy ja będę cię obrażać.
- To moja wina.- Wanda spuściła głowę, a potem odwróciła ją gdzieś w bok. Przypatrywałam się tej kłótni będąc nią już trochę znudzona, a znając życie to dopiero początek.
- Jak to twoja wina?!- Tony krzyknął na nią, a ja spojrzałam na niego znacząco żeby trochę się uspokoił.
- Skradała się, podniosłam ją do góry. Kiedy Natasha krzyknęła na mnie przestraszyłam się i uderzyłam nią o ścianę.
- Skradała się we własnym domu tak?! Trafiłaś w ścianę! A co by było gdybyś uderzyła nią  o okno? Sądzisz że ktoś zdążyłby ją złapać?! Ona nie ma czujników w rękach jak ja! Byłem na dole, Jarvis przechodził kalibracje, nawet nie zdążyłby pisnąć słowem, a ona byłaby już marmoladą!- Tony już nie panował nad sobą, Steve trzymał do za rękę, a ten krzyczał na dziewczynę. Nie pomagał mi tym bo od jego wrzasków głowa pękała mi jeszcze bardziej.
- Tony..- Szepnęłam cicho, a on podszedł do mnie zmartwiony.- Błagam przestań drzeć swoją cholerną jadaczkę bo głowa mi pęka. To nie jej wina. Daj już spokój.
- Jedziemy do szpitala.- Powiedział twardo, a potem chciał pomóc mi wstać.
- Nie. Nic mi nie jest.
- Zrób jej tomograf tutaj. Może mieć wstrząs mózgu.- Natasha dała krok w moją stronę,  a Tony przytaknął.
- Przestańcie, nic mi nie jest. Mam tylko nabitego guza.
-  Cicho bądź, potrącę ci z pensji.
- Wal się Stark. Wisi mi ta twoja pensja. Idę spać.- Wstałam jednak trochę się zachwiałam. Tony i Kapitan pomogli mi utrzymać pion. Nagle ktoś wziął mnie na ręce. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Steve'a.
- Ej! Jestem starszy, nie pyskuje się starszym.- Tony lekko poirytowany spiorunował mnie wzrokiem kiedy zostałam niesiona w stronę schodów.
- Spokojnie Stark, zajmę się nią.- Znad mojej głowy doszedł głos mojego "wybawcy". Byłam pod wrażeniem tego, jak dobrze jest zbudowany. Tony też przypakował, ale nie aż tak.
- Ja już wiem jak ty się nią zajmiesz. Jak przyjdzie mi z brzuchem to od razu mówię, że nie będę niańczył twojego dzieciaka Steve.- Przerzuciłam oczami, a Kapitan pokiwał głową z dezaprobaty nic więcej  nie mówiąc. Całą drogę do mojego pokoju niósł mnie w ciszy. Potem posadził mnie ostrożnie na łóżku.
- Dziękuję.- Odezwałam się prawie, że szeptem uśmiechając się przy tym miło.
- Nie masz za co.
- Mam, już drugi raz mnie ratujesz.
- Drobiazg.
- Jeśli mogę ci się jakoś odwdzięczyć to wal śmiało.
- Dobrze, pomyśle o tym. Teraz powinnaś odpocząć. Dobranoc. - Posłał mi swój piękny uśmiech po czym zniknął na drzwiami. Położyłam się na łóżku przykrywając kołdrą. Będę dziś spać w ubraniu. Fajnie nie powiem. Już trudno, jutro rano doprowadzę się do ładu.

Po otwarciu powiek od razu usiadłam. Byłam lekko obolała, ale to nic, przejdzie mi. Przetarłam oczy i podrapałam tył głowy. Na końcu ziewnęłam przeciągając się ospale.

- Dzień dobry.
- Cześć Jarvis.
- Jak się czujesz?
- Już dobrze. Dzięki, że pytasz.
- Dzwoni pan Stark, łączyć?
- Tak.- Już po chwili usłyszałam głos przyjaciela rozbrzmiewający po mojej sypialni.
- Jak się czujesz pierdoło?
- Odczep się co? Ale dzięki, już dobrze.
- Załatwiłem ci opiekę na dziś, bo niestety musiałem lecieć na misje. Sory, ale twojego ulubionego kapitana-mięśniaka musiałem wziąć ze sobą. - Pokiwałam głową z dezaprobaty wstając. Zaraz.. Wsłuchałam się dokładnie w głos Tony'ego.  Wydawało mi się jakby był czymś bardzo zmęczony. Strasznie dyszał i głęboko oddychał.
- Tony, co ty robisz?
- Walczę o życie.
- Co?! Gdzie ty jesteś?!- Czułam jak serce podchodzi mi do gardła. Bałam się o tego głupka. Dodatkowo dzwoni do mnie w takim momencie!
- w Afganistanie.- Powiedział to w tak potwornie olewający sposób, jakby to była norma i nic wielkiego. Okey, dla niego to może codzienność, ale mnie zatkało. Zrobiło mi się gorąco z nerwów i strachu o niego.
- Co proszę?! Tony uważaj na siebie.
- Tak tak, spokojnie maleńka. Słuchaj wrócę wieczorem to wyskoczyły na jakaś kolację czy coś.
-  Dobrze, tylko proszę, uważaj.
- Jasne, muszę lecieć, jakby co to dzwoń. Trzymaj się Aria.- Rozłączył się, a ja westchnęłam.  Poszłam do garderoby po ubrania, a potem skierowałam się do łazienki. Nalałam całą wannę wody dodając płynu o zapachu czekolady. Zatopiłam się w delikatnej pianie przymykając oczy. Nie pamiętam kiedy ostatni raz było mi tak przyjemnie. Mogłabym tu leżeć cały dzień, totalnie nic nie robiąc.

Każdy przypadek jest przeznaczeniem cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz