Rozdział 19 Maraton #3

5.9K 397 22
                                    

Kiedy wróciliśmy po naszej wyjątkowo udanej kolacji, Tony dopadł mnie zaraz po przekroczeniu progu domu. Całował mnie łapczywie i nachalnie, a ja odpowiadałam mu tym samym. Szliśmy po omacku do sypialni, po drodze gubiąc rzeczy. Kiedy napotkaliśmy schody, złapał mnie za pośladki i podniósł do góry. Oplotłam go nogami w pasie i tak doszliśmy na górę. Po wejściu do sypialni byliśmy już w samej bieliźnie. Opadliśmy delikatnie na materac, a Stark górował nade mną. Całował każdy milimetr mojego ciała zjeżdżając coraz to niżej. Jego zarost przyjemnie drażnił moją skórę. Czułam bijące od niego ciepło. Teraz dopiero czułam go wystarczająco blisko siebie. Jego dotyk wprawiał mnie w osłupienie. Trzymał moje nadgarstki tuż nad moją głową. Kiedy przygryzł zębami materiał moich majtek z boku uda, zamarłam. Wiedziałam, że chciał je ściągnąć, a ja miałam dość chytry plan.
- Nie. - Zastygł w bezruchu, spoglądając mi pytająco w oczy.
- Czemu?
- Jesteś poszkodowany i jeszcze bardziej coś sobie uszkodzisz.
- Ar, daj spokój. - Jęknął po czym znowu zaczął całować moją szyję. Odepchnęłam go, a następnie wstałam z łóżka. Wzięłam do ręki jedną poduszkę, koc z krzesełka i wcisnęłam mu ten komplet  w dłonie.  Patrzył się na mnie zdezorientowany.
- Po co mi to?
- Śpisz na dole.
- Co?  Niby za co?!  Aria to nie jest śmieszne. - Zaczął protestować. Położył koc i poduszkę, po czym podszedł do mnie. Stanęłam z założonymi rękoma, badając wzrokiem każdy jego ruch.
- Za to co zrobiłeś rano. Lepiej już idź, jestem zmęczona i chce mi się spać. - Zaczęłam poprawiać łóżko, a on patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Jesteś bardzo niemiła. Znęcanie się nad ludźmi jest karalne.
- Tak samo jak tortury psychiczne. Idź już, bo i tak mnie nie przekonasz.
- Kobiety. - Wymamrotał kiedy opuszczał pomieszczenie. Usiadłam na łóżku przykrywając nogi kołdrą. Pokiwałam głową z dezaprobaty. Ma za swoje i tyle. To co zrobił rano z Rogersem jest nie do pomyślenia. Nie dość, że zniszczyli pół sali treningowej, to prawie się pozabijali. Tak nie może być. Mam nadzieję, że co zrozumie co nieco. Położyłam się, okrywając szczelnie pościelą.
- Jarv, proszę zgaś światło.
- Oczywiście, czy mam cię jutro budzić?
- Nie, nie mam planów na jutro.
- Dobrze, dobrej nocy Ario.
- Dobranoc Jarvis. - Odpowiedziałam i zamknęłam ciężkie już powieki. 

Przewalałam się z boku na bok ponieważ miałam lekkie wyrzuty sumienia. Byłam ciekawa co robi Tony. Cholerna no.. Może jednak iść po niego? Jeśli to zrobię to wyjdzie, że nie umiem być konsekwentna.

- Jarv..
- Tak?
- Co robi Tony?
- Pan Stark położył się na kanapie i kazał zgasić światło. Myślę, że zaraz uśnie. - Trochę odetchnęłam, myślałam, że będzie coś grzebał w pracowni i zarwie nockę.
- Dobrze, gdyby wpadł na jakiś głupi pomysł, czy poszedł budować, to budź mnie.
- Oczywiście Ario.
- Dziękuję.



Otwierałam powoli oczy czując, że jestem sama w pokoju. Usiadłam zaczesując włosy do tyłu.

- Dzień dobry Ario.
- Cześć Jarvis.
- Dostałaś wiadomość od pana Roversa. - Ziewnęłam marszcząc pytająco brwi. Czego on mógł ode mnie chcieć? Przecież to z Tonym załatwia wszystkie sprawy. Wzięłam telefon z szafki nocnej i spojrzałam na wyświetlacz.

Od: Kapitan Ważniak

Witaj, mam do ciebie pewną sprawę. Czy moglibyśmy się dziś spotkać o 11:00 w central parku obok głównego wejścia?

Aha? Czego on może ode mnie chcieć? Trochę to podejrzane..
- Jarvis, która godzina?
- 09:07
- Dzięki.

Odbiorca: Kapitan Ważniak
O czym chcesz rozmawiać?  Jeśli o Tonym, to daruj sobie. Sami załatwiajcie sprawy między sobą.

Od: Kapitan Ważniak
Nie, spokojnie. Chciałem porozmawiać o czymś prywatnym, a sądzę, że ty znasz temat jak nikt inny.

Naprawdę nie wiem o co może mu chodzić, ale to w sumie może być dość ważne... Normalnie nie pisałby do mnie i nie prosił o spotkanie.

Odbiorca: Kapitan Ważniak
Dobrze, będę. Do zobaczenia.

Wstałam leniwie i skierowałam się do garderoby. Wzięłam czarna bluzkę która była zapinana na szyję, krótkie, jeansowe spodenki oraz czarne sandały na obcasie. Musiałam się streszczać jeśli chciałam zdążyć.

Schodziłam na dół dość szybkim krokiem. Stanęłam w progu kuchni gdy zobaczyłam jak Tony bawi się w kucharza.
- Niech to szlag! - Jego głośny głos rozszedł się po pomieszczeniu. Oparzył się chyba w palec, bo zacząć wymachiwać dłonią na lewo i prawo. Zaśmiałam się i wtedy odwrócił się w moją stronę. Podeszłam do niego rozbawiona obrazem, który tu zastałam.
- Uważaj bo sobie krzywdę zrobisz. - Wzięłam jego dłoń do ręki aby zobaczyć miejsce oparzenia. Na jego palcu wskazującym było lekkie zaczerwienienie.
- Chciałem zrobić ci śniadanie.
- Dziękuję. - Spojrzał mi prosto w oczy. Jego brązowe tęczówki hipnotyzowały mnie za każdym razem.
- Ar, przepraszam za wczoraj. Poniosło mnie. Nie chciałem aby tak wyszło, ani abyś musiała na to patrzeć. Naprawdę jest mi cholernie głupio. - Spuścił głowę i patrzył się na swoje palce u rąk, którymi aktualnie się bawił. Jego głos był pełen skruchy.  

 - Okey, zapomnijmy o tym. Tylko proszę cię abyś hamował trochę emocje. Rogers to idiota, nie musisz być jak on. - Podniósł na mnie swój czekoladowy wzrok z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Przyciągnął mnie delikatnie do siebie i pocałował namiętnie. Posadził mnie na blacie, a ja zarzuciłam ręce na jego szyję. Zszedł z pocałunkami na moją szyję, a z moich ust wydobył się cichy jęk. Usłyszał to ponieważ uśmiechnął się lekko. Nagle poczułam dziwny zapach.

- Tony.
- Nic nie zrobię bez twojej zgody.
- Nie o to chodzi! Stark coś ci się pali! - na moje słowa odkleił się ode mnie i rzucił w stronę opiekacza do kanapek. Odłączył go szybko od prądu i otworzył. Z środka buchnął czarny dym. Zniesmaczony Tony rozganiał dym rękoma, a ja patrzyłam na całą tą sytuację z rozbawieniem.
- Nie jestem najlepszym kucharzem.
- Wiem o tym, śniadanie zjem na mieście. - Zmarszczył brwi spoglądając na mnie pytająco.
- Wychodzisz?
- Tak, mam kilka spraw.
- Daj mi chwilę. Ogarnę się i podwiozę cię. Miałem zajrzeć do firmy więc nie ma sensu, abyśmy jechali na dwa samochody. - Przytaknęłam, a on zniknął za wejściem do kuchni. Zeszłam z blatu i podeszłam do lodówki. Wyjęłam z niej sok pomarańczowy i nalałam go do szklanki. Nie wiem czemu nie powiedziałam mu, że idę spotkać się z Rogersem. Chyba boję się jego reakcji na tą wiadomość. Jednak z drugiej strony nie mogę go okłamywać. Powinnam być z nim całkowicie szczera. On na to jak najbardziej zasługuje.

Każdy przypadek jest przeznaczeniem cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz