Rozdział 28

5.4K 392 10
                                    

Nat jeszcze nie wróciła, a my siedzieliśmy przy ognisku. Rogers gdzieś polazł, a my tkwiliśmy w ciszy po całym tym zdarzeniu jakie miało dziś miejsce. Nagle krzaki zaszeleściły i wyłoniła się z nich rudowłosa. Spojrzała na nas i zmarszczyła brwi.
- Gdzie Steve?  O nie, nie mówcie, że dużo mnie ominęło. - Jęknęła i usiadła obok Jenny.
- Nawet nie wiesz jak dużo. - Wymamrotałam i sięgnęłam po kijek aby nadziać na niego kiełbaskę.
- O co poszło tym razem?  Wiem, że nie o tego dzieciaka. O właśnie, trzymaj. - Rzuciła  mi klucze kiedy oddałam patyk z jedzeniem Tonyemu.
- Chyba o wszystko. Zaczęło się od Peter'a, potem już..- Podniosłam na nią swój smutny wzrok, a ona zrobiła z ust wąska linie.
- Zaczęli sobie dogryzać, potem Steve powiedział coś o tacie Tony'ego i ten nie wytrzymał. - Wanda odezwała się w końcu po paru godzinach milczenia. Chyba po prostu nie chciała się wtrącać.
- Jak mam być szczery to Stark i tak długo utrzymał nerwy na wodzy. Sądziłem, że szybciej go dorwie. - Thor wtrącił się, rozrywając upieczoną kromkę chleba.
- Właśnie, nie wiem czy wypada w obecnej sytuacji, ale...- Clint podrapał się po karku patrząc na mnie niewinnie.
- No wal, przecież tobie nie naubliżam. - Zaśmiałam się lekko, a on uśmiechnął się szeroko.
- Howard był twoim wujkiem? - popatrzyliśmy z Tonym po sobie.
- Można tak to ująć. Nasi ojcowie byli najlepszymi przyjaciółmi. Znali się od dziecka, tak jak ja i Aria. On traktował ją jak córkę pomimo braku czasu. Do tej pory mam wrażenie, że kochał ją bardziej niż mnie. Dla mnie był zimny i oschły, a ona była jego małą Arianką. Dlatego nazywa go wujkiem. Zawsze zabierał ją z nami gdy gdzieś wyjeżdżaliśmy, potem pomógł jej rodzicom ze szkołą dla niej, a z czasem zaczął wprowadzać nas razem w firmę, projekty i ogólnie w to co robił. Ona wygłaszała ze mną mowę pożegnalną na jego pogrzebie. - Tony tłumaczył wszystko ze spokojem, a ja odwróciłam głowę w bok, ponieważ oczy mi się zeszkliły pod wpływem wspomnień. - Jakoś tak Starkowie mieli i nadal mają słabość do niej. Takie rodzinne to.- Na to ostatnie zdanie każdy z nas się zaśmiał.

Leżeliśmy we czwórkę w namiocie, ale nikt jeszcze nie spał. Mała latarka wisiała na środku, dając światło. Tony leżał na plecach i przytulał mnie do siebie, kreśląc kółka na moich plecach. Leżałam z głową na jego torsie co chwila spoglądając na niego. Nikt się nie odzywał, a gęsta atmosfera wisiała nad nami jak tabu.
- Nie rozumiem go. - Odezwałam się cicho, a Tony spojrzał na mnie.
- To młotek, jego nikt nie rozumie.
- Tony nie o to chodzi. Zobacz jak było gdy mnie uratował. Jeszcze kilka dni temu przepraszał mnie i prosił o pomoc.
- To jakieś skomplikowane jest. - James odezwał się, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Jest tak jak dziś powiedziałaś. Rogers nie lubi gdy ktoś krzyżuje mu planu i wchodzi w drogę. Jeszcze bardziej doprowadza go do szału fakt, że jesteś z Tonym, podzielasz jego zdanie, poglądy oraz, że stajesz za nim i bronisz go. Według niego nikt poza nim samym, nie może mieć racji.
- Cholerny pan nieomylny. - Tony przerwał monolog Bruceowi, a potem również usiadł. Złapał mnie delikatnie za rękę i podwinął rękaw mojej bluzy. - Zobacz Banner, nie powiesz mi, że mam nie reagować lub mieć to gdzieś. - Wskazał wzrokiem na zgięcie mojej ręki w łokciu. Miałam tam fioletowe odciski palców Rogersa. Chłopcy aby widzieć to lepiej  również lekko się podnieśli.
- Nie. Szczerze mówiąc miałem cholerną nadzieję, że dokopiesz mu już wcześniej. - Bruce zaśmiał się pod nosem, a ja przegryzłam dolną wargę. Opuściłam delikatnie bluzę i znów na nich spojrzałam.
- Miałem na to wielką ochotę, ale coś komuś ostatnio obiecałem. - Stark spojrzał na mnie czule z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Powiem wam, że sam miałem ochotę skopać mu tyłek. Co jak co, ale żeby tak wyskoczyć do kobiety?! - James pokiwał głową z niedowierzaniem gdy wypowiadał te słowa. - Przecież to jest Aria! Kto jak kto, ale ona jest najbardziej w porządku z nas wszystkich. - James zaczął się denerwować, a ja zaśmiałam się. On jest naprawdę kochany. Nawet w dzieciństwie stawał w mojej obronie.
- Pamiętam jak miałam 6 lat i jakiś chłopczyk w waszym wieku zabrał mi piłkę. Razem z Tonym poszliście ją odzyskać. On go popchnął, a ty zacząłeś krzyczeć, że mnie zostawić w spokoju,  bo to "wasza Aria", zabrałeś mu moją piłkę i oddałeś mi. - Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o tym wspomnieniu. Oni również się uśmiechnęli.
- Dużo razem przeszliście jak tak słucham. - Bruce spojrzał na mnie i Tony'ego.
-  W końcu ktoś musi być jej rycerzem w lśniącej zbroi. - Stark uśmiechnął się szeroko, a potem spojrzał na mnie.
- Dokładnie, choć teraz to bardziej żelazkiem niż księciem. - Zaśmieliśmy się oprócz mojego geniusza, który piorunował mnie wzrokiem.
- Żelazkiem tak?  Poczekaj aż wrócimy do domu. Będziesz miała żelazko, jak wymienię na nie twój samochód. Wtedy dopiero będziesz sprawdzać osiągi, ale swoje na desce do prasowania.
- Ha ha. Bardzo śmieszne. - Zakpiłam z niego, a ten przerzucił oczami.
- Kładź się spać gówniarzu. Słuchaj się starych. Dzieci głosu nie mają. - Wydęłam dolna wargę i "obrażona" położyłam się tyłem do niego.
- Starzejesz się Stark, robisz się strasznie zrzędliwy. - Rzuciłam oschle i zamknęłam powieki.
- Nie prawda!  Ej chłopaki!  Co ona gada?
- Zamknij się i kładź  spać. - James krzyknął na niego i chyba również się położył.  Nie wiem bo nie widziałam, jedynie słyszałam. Po chwili Tony położył się obok mnie i pochylił lekko nade mną.
- Mówisz serio, czy żartujesz? - wyszeptał mi do ucha, a ja z lekką irytacją odwróciłam się do niego przodem. Położyłam dłoń na jego policzku lekko pocierając kciukiem.
- Żartowałam. No może tylko trochę, ale w dobrym znaczeniu. Chodzi bardziej o to, że dbasz o mnie i niańczysz, a teraz proszę cię  chodźmy spać. - Powiedziałam bardzo cicho aby tamci nic nie słyszeli. Tony wpatrywał się we mnie swoimi pięknymi oczami, uśmiechając się przy tym lekko. Złączył nasze wargi, ale tylko na chwilę. potem uniósł lekko mój łokieć do góry i pocałował go przez bluzę.
- Kocham cię i więcej do tego nie dopuszczę.
- Ja ciebie też. Dobranoc Tony. - Posłałam mu lekki uśmiech, cmoknęłam go szybko w usta, a kiedy położył się, ponownie wtuliłam w jego tors. Zamknęłam oczy i wdychałam jego cudny zapach. Dopiero teraz czułam się wystarczająco bezpiecznie  aby zasnąć. Jego obecność uspokajała moje myśli i dawała błogi spokój. Wydarzenia z dzisiejszego dnia zagrały na nerwach nie tylko moich, Rogersa czy Tony'ego. Wzburzyły całą ekipę, no może prócz Natashy, bo jej przy tym nie było. Naprawdę chcę już wrócić do domu, ale jestem zbyt zawzięta, by teraz odpuścić. Przynajmniej nie temu dupkowi. Jeśli myśli, że teraz przestanę wtrącać się do Tarczy to grubo się myli. Mam gdzieś co o tym sądzi. Jestem potrzebna i wiem o tym. Jemu nic do tego.

Każdy przypadek jest przeznaczeniem cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz