Rozdział jest dla IronManBox (bo ona chce więcej i to już!)
Wszyscy znajdowaliśmy się w laboratorium. Siedziałam z Bannerem przed komputerami, szukając sposobów na ulepszenie wewnętrznych sposób obrony Tarczy. Ten system, który mają, jest do kitu. Ktoś znowu włamał się na serwer. Tamci kłócili się o coś, a my po prostu nie zwracaliśmy na to uwagi.
- Bruce, według mnie tu nie chodzi tylko o problem z bazą danych. Tarcza ogólnie ma beznadziejną ochronę.
- Co masz na myśli?
- Zobacz, przyjmowani są nowi agenci. Ale czy oni naprawdę są wyszkoleni? Wątpię, według mnie trzeba znaleźć im lepszych trenerów i to takich, którzy mają doświadczenie w praktyce. - Bruce pomyślał chwilę po czym przytaknął. Spojrzał na nich, a potem znacząco na mnie. - Myślisz o tym co ja?
- Jak najbardziej. - Odpowiedziałam stanowczo uśmiechając się szeroko.
- Uważaj!!! - w moją stronę rozniósł się głośny krzyk, spojrzałam przed siebie i zobaczyłam jak prosto na mnie coś leci. Schyliłam się w dół, a potem usłyszałam dziwny odgłos. Odwróciłam się i zobaczyłam wielką dziurę w ścianie.
- E ty, Kowal! Uważaj trochę, bo to moja dziewczyna. Twoja może lubi takie zabawy, ale Aria nie.
- Wybacz, nie chciałem, celowałem w Starka. - Thor zwrócił się do mnie z przepraszającym wyrazem twarzy.
- Nie ma sprawy, następnym razem celuj lepiej.
- Ej! Powinnaś być po mojej stronie! - Tony spojrzał na mnie z wyrzutem, a ja podniosłam ręce w obronnym geście nic nie mówiąc.
- Jesteście idiotami. Nie umiecie upilnować bazy danych.
- Wybacz Stark, nie każdy jest takim wybitnie uzdolnionym dupkiem.
- Wolę być dupkiem, niż lalusiowatym staruszkiem. A jak tam z Sharon? Zaprosiła cię już na noc, czy boi się, że wypłowiałeś tam na dole przez tyle lat? - po tym tekście Tony'ego spojrzałam zrozpaczona na Bruc'a, który w tej chwili miał taką samą minę jak i ja. Zaczęłam walić czołem w klawiaturę. Nie mogłam, po prostu nie mogłam. Rozwój ich kultury osobistej zakończył się w przedszkolu. - Widzisz! Tak właśnie działasz na kobiety. - Mój geniusz wskazał na mnie palcem kiedy podniosłam głowę, by na nich spojrzeć.
- Ja? To ty nie umiesz się zachować! Dziś rano na tarasie ewidentnie w czymś przeszkodziłem, pewny jesteś, że ona tego chciała?
- Powiedziałaby mi gdyby nie chciała! W XXI wieku, kobiety mają prawo głosu oraz wolności słowa!
- Możesz przestać robić z siebie takiego snoba?!
- Snoba?! Ja jestem snobem?! ARIA, powiedz coś! - Stark krzyknął w moją stronę. Wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie. Chciałam coś powiedzieć, ale ciągle otwierałam i zamykałam usta.
- Co? Nie, nie jesteś. Może tylko troszkę, ale mi to nie przeszkadza. - Odrzekłam po chwili, a mój facet spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Co jest grane? - do pomieszczenia wszedł James. Spojrzał na całą zaistniała sytuację marszcząc brwi.
- Ten kółek twierdzi, że jestem snobem! - Tony krzyknął wskazując ręką na Kapitana. Rhodey pokiwał głową robiąc z ust wąską linię po czym wyminął ich i podszedł do mnie.
- Witaj Ar. - Pocałował mnie w policzek, a ja posłałam mu lekki uśmiech.
- Cześć Rhodey.
- Ile to już trwa? - James stanął obok mnie ze skrzyżowanymi rękoma na torsie.
- Ponad dwie godziny.
- No nieźle.
- Taki mocny jesteś?! To chodź na zewnątrz!
- Po co?! Bez tej twojej zbroi nie dasz sobie rady Stark?
- Ja? Oczywiście, że dam! Bardziej martwię się o ciebie, co zrobisz bez swojej tarczy.
- O mnie się nie martw!
- Więc na co jeszcze czekamy?! - nagle oboje wyszli, spojrzałam przerażona na James'a i oboje zerwaliśmy się ze swoich miejsc. Pobiegliśmy za nimi. Doszli na salę treningową. Było to ogromne pomieszczenie z materacami i innym sprzętem. Tamci stanęli na przeciw siebie patrząc na siebie złowrogo.
- Aria.
- Co James?
- Masz czujniki?
- Tak, a co?
- Załóż szybko zbroję Tony'ego, tak na wszelki wypadek. My zajmiemy się tarcza Steve'a. Nie mogą mieć broni przy sobie. - Przyjaciel posłał mi znaczące spojrzenie, na które przytaknęłam. Odeszłam parę kroków dalej chowając się za resztę załogi. Przybliżyłam nadgarstek z zegarkiem bliżej twarzy i nacisnęłam ekran.
- Jarvis zasilanie.
- Która zbroja?
- Tony'ego.
- Już się robi. - Nagle przez otwarte drzwi wyleciały części zbroi. Zakryły całe moje ciało zostawiając jedynie otwarty hełm. Podeszłam do reszty krzyżując ręce na piersiach. Tamci już okładali się pięściami. Tony przewrócił Rogersa i górował nad nim. Potem rolę się zamieniły. Czy głupio się czułam patrząc jak mój mężczyzna dostaje w twarz? Nie, obaj są dziecinni i może jak się wyżyją to im przejdzie. Tony'emu nic nie będzie, miał gorsze obrażenia więc mogę być spokojna. Worek treningowy leżak już na ziemi cały zniszczony, on oberwał za niewinność. Wszystkie przyrządy były już porozwalane. Wszystko było by w porządku gdyby nie to, że teraz znaleźli sobie broń, czyli jakieś metalowe rury.
- Koniec tego! Słyszycie! Uspokójcie się! Steve! - Clint krzyknął w stronę Kapitana lecz ten nie zareagował.
- Tony! Wystarczy! - James chciał do nich podejść lecz mało brakowało, a sam by oberwał.
- Chłopcy dajcie spokój! - Natasha patrzyła to na mnie, to na nich nie wiedząc co robić. Oni byli w totalnym amoku, a teraz robiło się naprawdę groźnie.
- Cholera jasna! Przecież oni się pozabijają! - James potarł nerwowo głowę widząc jak tynk spadł ze ściany po uderzeniu w nią sztangą. Dobra, teraz ja zareaguje. Zamknęłam hełm i uniosłam się lekko do góry.
- Jarvis zmniejsz moc tak żeby ich nie zabiło, ale zostawiło ślad. - Zwróciłam się do komputera, a potem wylądowałam pomiędzy nimi. Byli lekko zdziwieni, jednym szybkim ruchem skierowałam broń na nich. Jasne światło uderzyło w ich ciała. Oboje polecieli w dwa różne krańce sali. Podeszłam do jednego i drugiego zabierając im metalowe pręty. Zbroja jest na tyle genialna, że zgięłam jeden po drugim w półkole. Odrzuciłam rury na bok i odeszłam po drodze wychodząc ze zbroi. Spojrzałam na naszych "gladiatorów". Oboje nie mogli się pozbierać. Podeszłam do Tony'ego kucając przed nim. Na szczęście miał tylko podbite oko.
- Czas na nas. - Powiedział szybko po czym zaczął wstawać. Musiałam mu pomóc bo inaczej upadł by. Rogersowi pomagała Natasha i Clint. Rhodey podszedł by pomóc mi wyprowadzić stąd Starka. Kiedy prawie dochodziliśmy do drzwi Tony oczywiście musiał jeszcze coś powiedzieć.
- Powtórka za kilka dni! Runda jest nie rozegrana do końca! - krzyknął pokazując na Steva palcem. Co z tego, że ledwo słaniał się na nogach, przecież gdyby nie skomentował tego, to nie byłby sobą. James pomógł mi zapakować tego idiotę do śmigłowca. Byłam na niego tak potwornie wściekła... Jak zwykle musi coś odwalić, a ja muszę ratować mu tyłek. Gdybym ich nie rozdzieliła, to nie wiadomo jakby się to skończyło. Cała ta sytuacja pod koniec była naprawdę groźna i mocno przesadzona.
ZNOWU PRZYPOMINAM O LIŚCIE! PRZEWIŃCIE POST DO PRZODU
CZYTASZ
Każdy przypadek jest przeznaczeniem cz.I
FanficKsiążka w trakcie korekty Pierwsza część trylogii: Ariana Dejvies to piękna, młoda kobieta ze skomplikowaną przeszłością. Wraca do Nowego Jorku po paru latach życia na bagażach. Niestety już pierwszego dnia zaczynają się kłopoty. Ultrona już nie ma...