Rozdział 1

665 46 9
                                    

Ola, Izuś, jestem z was dumna za ten dzień sportu i Sorry, że mnie z wami nie było. Współczuję tym biednym licealistom którzy od was oberwali. Kocham was wszystkich!!!

Carter

Zbiegłem ze schodów razem z Waltem. Nie miałem pojęcia, co się działo. Spojrzałem na Walta pytająco. Wskazał mi drogę na taras, gdzie zwykle jedliśmy śniadania. Przed szklanymi drzwiami zebrali się chyba wszyscy magowie z naszego nomu. I wszyscy stali wpatrując się w to co działo się za drzwiami. Przecisnąłem się pomiędzy Sadie a Julianem którzy stali najbliżej szyby. Zamierzałem zapytać co się dzieje ale na widok tego co się działo na zewnątrz zamarłem.
Na środku tarasu stała dziewczyna. Miała rude, kręcone włosy i szczupłą sylwetkę. Stała do mnie tyłem, ale już mogłem stwierdzić, że była bardzo ładna. Jej ręce były uniesione do góry i dopiero na ten widok zrozumiałem.
Nie była sama.
Przed nią, przodem do nas siedziała gigantyczna kobra. Szczerzyła kły, jakby miała lada chwila ugryźć lub plunąć trucizną. Na widok rozmiarów węża zwątpiłem czy nasza ochrona magiczna jest wystarczająca. Od drzwi węża dzieliła tylko ta dziewczyna. Byłem pewien, że potwór szybko sobie z nią poradzi. Poczółem irracjonalną potrzebę by pomóc tej dziewczynie. Z niewiadomych przyczyn jej sylwetka wydawała mi się znajoma.
Mimo swojej sytuacji sprawiała wrażenie spokojnej. Zdawało się, że mówi coś do węża. Po chwili opuściła głowę i ręce. Po sekundzie znów uniosła głowę. Dziwiłem się, że potwór jeszcze się na nią nie rzucił. Patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Osiągnąłem za klamkę. Ani drgnęła.
Sadie spojrzała na mnie.
- Zamknięte. Próbowaliśmy.
Przeniosła wzrok na dziewczynę. Poszedłem w jej ślady. Dziewczyna zaczęła chodzić przed kobrą poruszając rękami. Miała chyba otwarte usta. W pewnym momencie zatrzymała się i stanęła znów przodem do bestii i wyciągnęła dłoń w jej kierunku. Chyba krzyczała. Coś zaiskrzyło i na moment straciłem wzrok. Gdy znów mogłem widzieć dziewczyna stała dysząc i podpierając ręce na kolanach. Pociągnąłem za klamkę. Tym razem ustąpiła. Na dźwięk otwieranych drzwi dziewczyna odwróciła się. Na mój widok na jej twarzy odmalował się szok a po chwili uśmiech.
Stanąłem jak wryty.
To była Jazmin.

Kroniki Rodu Kane. Dalsze losy Jazmin.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz