Rozdział 18

353 34 32
                                    

Jazmin

Zostawiliśmy Walta daleko w tyle zanim zdążył zadać jakieś pytanie. Anubis delikatnie położył dłoń na moich plecach kierując mną w tłumie, zapewne miał już wypatrzone wolne miejsce na parkiecie. Kiedy dotarliśmy mniej więcej na środek przesunął rękę wzdłuż mojego kręgosłupa na pas, a drugą wyciągnął w oczekiwaniu. Po chwili wahania podałam mu jedną dłoń, a drugą niepewnie umieściłam na jego ramieniu. Zaczęliśmy powoli się kołysać. Przez cały czas starannie unikałam jego spojrzenia, wciąż nie byłam pewna, jakie emocje nim kierują. Czy był... zazdrosny? A może coś zaszło między nim a Waltem? Czyżby próbował trzymać go ode mnie z daleka z jakiegoś konkretnego powodu?
Z rozmyślań wyrwał mnie głos:
- Popatrz na mnie, proszę- powiedział  Anubis cicho. Powoli przeniosłam na niego wzrok. Był opanowany i pozornie rozluźniony, ale jego oczy były niespokojne. Westchnęłam cicho.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi że tu będziesz?- zapytałam szeptem. Muzyka grała głośno, ale my słyszeliśmy się doskonale. Chłopak odrobinę przychylił głowę.
- Jesteś na mnie zła?- zapytał jeszcze ciszej niż poprzednio.
- Przez chwilę.. przez chwilę myślałam że wydasz moją tajemnicę.- przyznałam. Anubis przez chwilę nie odpowiadał. Delikatnie podniósł dłoń i zaczął bawić się moimi włosami. Drgnęłam kiedy musnął palcem moje ucho.
- Nigdy bym tego nie zrobił- powiedział zamyślony i odsunął pasmo moich włosów z twarzy. Na moment jego twarz stała się posępna, lecz później jakby zdał sobie sprawę że nie jest sam. Jego oczy odrobinę pojaśniały. Pomyślałam że pewnie będzie się musiał przyzwyczaić.
- Dlaczego tu jesteś?- zapytałam.- Dlaczego ty i Walt się nie dogadujecie?
Anubis spojrzał w przestrzeń. W jego oczach zagościł smutek.
- Im bliżej jesteś niego tym dalej ode mnie. Kiedyś było całkiem odwrotnie, kiedy dzieliliśmy ciało. Później zaczęliśmy coraz częściej się kłócić. Głównie o Sadie- przyznał widząc pytanie w moich oczach.
- A teraz Sadie chodzi z Waltem- zauważyłam. Tym razem Anubis nie zdołał ukryć gniewu. Wbił spojrzenie w coś za mną. Nawet nie chciałam widzieć tej osoby żeby zrobiło mi się jej żal.
- Z Sadie nic mnie już nie łączy- powiedział w końcu. Cierpliwie czekałam spodziewając się że to jeszcze nie koniec.- Walt również się od niej odsuwa. I jednocześnie zbliża do ciebie- mięśnie jego szczęki lekko się napięły.
- Ale przecież on tylko próbuje być miły.
Anubis posłał mi spojrzenie wypełnione gniewem i niedowierzaniem.
- Tak ci się wydaje?
Zastanawiałam się nad jego słowami. Chłopak kontynuował.
- Nasze połączenie doprowadziło do tego, że niektóre z cech drugiej osoby nam się utrwaliły. Ja polubiłem kolor czerwony. On polubił ciebie- ostatnie słowa niemal wypluł.
- Przecież ty...
- Byłem przekonany o naszym małżeństwie jeszcze zanim straciłaś pamięć. Ty też. Z tym że ja nie zapomniałem co do ciebie czuję. A on mimo woli nie dość, że uważa Cię za piękną, to jeszcze chce mi dopiec.
Poczułam że na policzki występują mi rumieńce.
- Nie wiedziałam- wyszeptałam.Spojrzenie Anubisa odrobinę złagodniało. Musnął mój policzek wierzchem dłoni.
- Wyglądasz tak ludzko kiedy się rumienisz.- powiedział czule. Świadoma że za chwilę spiekę raka oparłam czoło o jego obojczyk. Po chwili chłopak oparł brodę na czubku mojej głowy.
- Przepraszam że Cię speszyłem- szepnął. Kołysaliśmy się jeszcze przez dwie piosenki jakby nie patrzeć przytuleni. Czułam się bezpieczna, odgrodzona od ciekawskich spojrzeń które mogły tylko zgadywać kim jest dziewczyna tulona przez przystojnego chłopaka który nawet nie uczy się w tej szkole. Kiedy piosenka dobiegła końca Anubis puścił mnie delikatnie i odsunął się. Posłałam mu pytające spojrzenie. Chłopak uśmiechnął się smutno.
- Trzy tańce- powiedział.- nie zamierzam dłużej Cię zatrzymywać- odwrócił się i zrobił krok.
W tym momencie zrobiłam coś czego sama się po sobie nie spodziewałam. Zanim zniknął w cieniu załapałam go za rękę. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. Wiedziałam że był przekonany, że go tu nie potrzebuję.
- Jeszcze trzy- poprosiłam. Anubis uśmiechnął się. W jego oczach mignęła radość. Jednak uśmiech natychmiast zniknął z jego twarzy gdy utkwił wzrok w czymś nad moim ramieniem. W sekundę znalazł się za moimi plecami zasłaniając mnie własnym ciałem. W jego dłoni zmaterializował się miecz. Odwróciłam się w porę żeby zobaczyć pobladłą dobrze mi znaną twarz i usłyszeć szept:
- Jazmin?

Kroniki Rodu Kane. Dalsze losy Jazmin.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz