Rozdział 10

349 32 4
                                    

Jazmin

Wpatrywałam się w brata oniemiała. Zapanowały nade mną emocje, które tłumiłam w sobie od wyjazdu z Obozu. Rzuciłam mu się na szyję. Jason jak zawsze mnie przytulił a ja jak zawsze zaczęłam chaotycznie tłumaczyć coś czego nie mógł zrozumieć, tym razem tak cicho, że nawet nie próbował.
- Serio, fajnie, że przyjechałaś, w końcu ktoś znajomy, kto się na mnie nie rzuca.- spojrzał na mnie- poprawka, jednak się rzuca.
Wlepiłam w niego wzrok. Nie wyglądał, jakby w końcu znalazł kogoś, o kogo strasznie się martwił. On poprostu był szczęśliwy że go odwiedziłam. Olśniło mnie. On nie wiedział.
Jason mówił dalej.
- Wiesz może co u Piper? Nie mogę nawiązać kontaktu przez Iryfon. Głupiec ze mnie, pewnie dlatego tu jesteś. Skoro cię przysłali, to znaczy że wszystko w porządku, tak? Percy puścił cię samą? To do niego niepodobne.
- Tak, Chejron stwierdził że tak będzie bezpieczniej. I podróżowałam Rydwanem Potępienia, wiec nic mi nie groziło. Mam się tu uczyć. Nie miałam pojęcia że ty też- skłamałam pewna, że ktoś będzie się musiał gęsto tłumaczyć.
- Czyli zostajesz? Super! Gdzie się zatrzymałaś?
- U znajomego.- widząc spojrzenie Jasona natychmiast się poprawiłam.- Prowadzi ośrodek dla dzieci i młodzieży. Na miejscu uczę dzieci sztuk walki itd.
- W porządku. Znam go?
- Uczy się tu, a w instytucie zastępuje wuja.
- Co za samowolka. Jakbyś miała jakieś kłopoty zawsze dawaj znać.- zabrzmiał dzwonek.- muszę iść na trening. Widzimy się później!- powiedział odchodząc.

Sadie

Ruda wróciła do Nomu bardziej pochmurna niż zwykle. Zjadła obiad, a potem poszła trenować. Na sali zastałam ją otoczoną przez grupkę młodszych uczniów którzy naśladowali jej ruchy i uważnie słuchali rad. Oparłam się o drzwi i przez chwilę patrzyłam. To znaczy że już zajęła moje miejsce. Szybko poszło. Zatrzasnęłam drzwi wychodząc. I tak tylko wyszła bym na tą złą. Byla dobra w przeciąganiu ludzi na swoją stronę. Nawet mojego brata.

Kiedy wróciłam do sypialni ona leżała już w łóżku wyglądając tak niewinnie. Patrzyłam na nią w milczeniu. Wygrała. Ciekawe co powiedzą dziadkowie jak będę chciała wrócić.
Nie. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
Rzuciłam się na swoje łóżko i zasnęłam w ciągu pięciu minut.
A chwilę później wyleciał ze mnie kurczak z moją twarzą i odleciał w bliżej nieokreślonym kierunku.

Znajdowałam się w przestronnym pomieszczeniu, jak zawsze schowana w kącie. Nie docierało tu światło słoneczne, jedynym źródłem światła był... Miecz? Na to wygląda. Płonął żywym ogniem tak jasnym, że rozświetlał całą salę z wyjątkiem kątów, ponieważ miecz znajdował się na stojaku z czarnego metalu, przez co cień padał dokładnie w każdy róg pomieszczenia. Pod ścianą naprzeciw mnie znajdowało się coś, co kiedyś chyba było tronem. Obecnie przypominało raczej obdarte z tapicerki krzesło. Gustownie. Nagle tron, jak mi się zdawało, zaczął się palić, lecz po chwili zgasł a miejsce na nim zajął wysoki mężczyzna. Mimo że znajdował się w oświetlonym miejscu, jego twarz najwyraźniej była w cieniu, bo nie mogłam jej zobaczyć. Miał ciemne kręcone włosy oraz purpurowy płaszcz.
- Wejść!- wrzasnął. Obok mnie coś się poruszyło, odkryłam że to dobrze zamaskowane drzwi. Wszedł przez nie blondwłosy chłopak ubrany w T-shirt i zbroję. Zatrzymał się przed tronem i ukląkł na jedno kolano.
- Panie.
Mężczyzna ze zniecierpliwieniem machnął dłonią.
- Czego się dowiedziałeś?
- Obóz jest zablokowany. Nikt nie może się przedrzeć, nawet heros. Bogowie odzyskują pamięć.
- Oczywiście że tak, Brayanie.
Chłopak wydawał się zdezorientowany.
- Więc czemu mnie tam wysłałeś?
- Prędzej czy później komuś się uda. Jeśli komuś z wewnątrz, zyskamy zakładnika. Jeśli nam- oblizał wargi w przerażający sposób- urządzimy rzeź.
Chłopak wyglądał jakby się wahał.
- Och, mówże.
- Panie, czy jesteś pewny... To znaczy czy odzyskam Malię?
- To oczywiste. Przecież po to działamy.
- Ale skąd wiesz, że jest w Greckim obozie?
- Nie wiem. Sprawdzimy wszystkie.
- A czy to nie Potrójnego szukasz?
- Oczywiście! Myślisz że po co mi zakładnicy?
- A więc chcesz ich wszystkich zniszczyć żeby dotrzeć do niej.
- Albo do niego. Nie wiadomo czy zmienili planów.
Po twarzy Brayana przebiegł grymas nienawiści.
- Oby. Chcę ją własnoręcznie zabić. Ale...ale czy musimy zniszczyć obóz?
- Brayanie, czy muszę ci przypominać co zrobili? Chejron wysłał was na misję na której zginęła Malia. Z trudem udało mi się utrzymać ​ją przy życiu żebyś mógł jej obiecać, że ją odzyskasz. Co teraz zrobisz?
- Zabiję tych, przez których zginęła.
- Co?
Brayan podniósł głowę. W jego oczach nie było już wahania.
- Zabiję tych, przez których zginęła.- powtórzył z niezłomną determinacją.
- Zaczekaj. Chyba ktoś nas obserwuje.
Zdążyłam odlecieć sekundę zanim mnie zobaczyli.

Kroniki Rodu Kane. Dalsze losy Jazmin.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz