4. Ostatnie lustrzane odbicie

3.6K 483 60
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Pierwszy raz w życiu mogłem śmiało powiedzieć, że nienawidziłem otoczenia, w którym funkcjonowałem, choć w zasadzie powinienem to zrobić już dawno temu, jednak coś mnie przed tym powstrzymywało. Jakby niewidzialna siła wmawiała mi, że mam dać temu wszystkiemu ostatnią szansę, którą dałem już trzydziesty raz z rządu, a to za sprawą swojej naiwności.

Noc spędziłem poza akademikiem. A konkretniej na ławce przy boisku, które po zmroku poniekąd dodawało mi otuchy. Nawet nie byłem w stanie opatrzyć swojego nosa, więc gdy tylko rano się przebudziłem z i tak lekkiego snu, zakradłem się do pustego już pokoju, co mnie zdziwiło, ale w żadnym przypadku nie przeszkadzało. Można nawet powiedzieć, że odetchnąłem z ulgą, widząc, że nikogo nie ma.

Pierwszą reakcją po zobaczeniu opuchlizny i zaschniętej krwi, którą można było kruszyć, było wielkie przerażenie. Wiedziałem, że nieważne, jak wiele korektora użyję, to mój stan nie umknie uwadze innych. Możliwe, że gdybym zainterweniował wcześniej, to nos nie zmieniłby koloru na purpurę z miejscowymi zabarwieniami o odcieniu granatowym.

Ze stresem spowodowanym tym, że Park stwierdzi, iż potrzebuje czegoś z pokoju, więc postanowi do niego wrócić, pospiesznie się ubrałem (możliwe, że trochę niechlujnie, ale jakoś mi to nie przeszkadzało), po czym jeszcze raz przelotnie spojrzałem w lustro, aby nałożyć chociaż odrobinę pudru, a w następnej kolejności opuściłem pomieszczenie.

Zważając na to, że do rozpoczęcia zajęć miałem jeszcze sporo czasu, udałem się do pobliskiej kawiarni, aby wypić chociażby głupią kawę, która pomogłaby mi nie zasnąć na wykładach. Potrzebowałem jakiegokolwiek zastrzyku energii, ponieważ oczy zamykały mi się same wbrew mojej woli. Wszedłem do środka nieco zmieszany, bo szef owego lokalu znał moją matkę. Jednakże biorąc pod uwagę moje relacje z nią, nie musiałem martwić się o żadną interwencję i troskę z jej strony, bo zwyczajnie mogłem się przeliczyć. Nie chciałem zawieść się po raz kolejny.

Z niechęcią wymalowaną na twarzy podszedłem do kasy, by zamówić sobie kubek karmelowej kawy oraz jakieś nędzne ciastko, ponieważ na nic innego nie było mnie stać. Pieniądze miałem wyliczone co do jednego wona i nie mogłem przekroczyć budżetu, ponieważ jeżeli teraz bym zaszalał, jutro mógłbym nie mieć pieniędzy na głupi bilet autobusowy. Po otrzymaniu zamówienia od pracownika, który z pięć razy zapytał się mnie, czy aby na pewno mam czym zapłacić, zasiadłem przy jednym z drewnianych stolików. Poniekąd cicho liczyłem, by jakiś przy oknie okazał się wolny, ale na moje nieszczęście wszystkie były pozajmowane.

Rozkoszowałem się zapachem kawy. Moje kubki smakowe jak najszybciej potrzebowały poczuć ciemną, karmelową ciecz. I, gdy miałem wziąć łyk gorzkiego napoju, poczułem wibrację telefonu, który miałem w swojej kieszeni. Zbierając go wcześniej z podłogi, nawet nie zwróciłem uwagi na to, czy Park coś z nim zrobił, albo czy w ogóle nadaje się do użytku. Najwidoczniej wszystko było z nim w porządku, więc chociaż raz los postanowił się do mnie uśmiechnąć.

Paper Life | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz