Obserwowałem przez szybę, jak dwóch ratowników medycznych przekłada nieprzytomnego Baekhyuna na łóżko, a następnie podchodzi do niego lekarz i sprawdza reakcje jego źrenic na światło. Odebrał kartę pacjenta od pielęgniarki, po czym coś do niej powiedział, a ona chwyciła igłę i wstrzyknęła jakiś płyn do kroplówki, która od dłuższej chwili była podłączona do ręki drobnego chłopaka.
Odwróciłem wzrok, czując nieprzyjemny ścisk w gardle.
— Jeżeli coś mu się stanie, to obiecuję, że będziesz wąchał kwiatki od spodu — wycedził przez zaciśnięte zęby Sehun, uprzednio chwytając mnie za szmaty i dociskając do bladej, szpitalnej ściany.
Odchyliłem głowę, napotykając tym samym zimną białą farbę, która wielokrotnie widziała umierających ludzi, po czym popatrzyłem na niego z kpiną w oczach i lekceważącym uśmiechem.
— Wtedy tylko ty pozostaniesz przy żywych, podczas gdy ja i Baekhyun będziemy świetnie się zabawiać w następnym życiu — parsknąłem śmiechem prosto w jego twarz. — I co mi zrobisz, Sehunnie?
— Zamknij się!
— Nic, ponieważ jesteś tylko zdradziecką szują, która złamała mu serce — wyszeptałem, jawnie bawiąc się wspomnieniami, które przelatywały mi przed oczami.
Wylądowałem na ziemi wraz z pulsującą od bólu wargą i posmakiem krwi.
Kciukiem przetarłem usta, na których pojawiła się czerwona ciecz, po czym prowokacyjnie, patrząc się mu w oczy, powolnie zlizałem ją z palca.
— Uspokój się — zawył zapłakany Luhan, obejmując mojego dawnego przyjaciela w pasie i uniemożliwiając mu tym samym ruch, choć wyższy miał zdecydowanie więcej siły i mógł bez problemu się uwolnić.
Patrzyłem na całą scenę, próbując się nie roześmiać. Obaj byli tacy żałośni, że aż siebie godni.
— Kurwa — sapnąłem pod nosem, podnosząc się do pionu.
Usiadłem na niebieskim krześle, które wydawało się tak samo żałosne, jak każdy mój gest skierowany w stronę Byuna.
Oparłem łokcie o swoje kolana, po czym schowałem twarz w dłonie. Na swoich plecach poczułem dłoń, która delikatnie mnie głaskała, starając się mnie uspokoić.
Wiedziałem, że Jongin był inny, lepszy od nas wszystkich. Pierwszy zdobył się na odwagę, aby przerwać całe to piekło i aby pójść wybraną drogą, którą chciał przebyć z Kyungsoo. Mogło się wydawać, że to Oh pierwszy zdecydował, ale wcale tak nie było. Udowodnił to swoją zdradą, wiedząc, że Baekhyun bez niego po prostu umrze. Że się rozpadnie.
Dzień, gdy zobaczyłem Baekhyuna po raz pierwszy był naprawdę okropnym, deszczowym dniem. Nienawidziłem tej cholernej daty, która kojarzyła mi się z drobnym chłopcem o psich oczach. Już wtedy wiedziałem, że będzie cierpiał. Nie sądziłem jednak, że jego cierpienie będzie aż tak dosłowne. Mówiąc, że kiedyś się spotkamy, a wtedy wszystko się zmieni, miałem nadzieję, że będziemy w sobie szaleńczo zakochani.
Jednak los miał inne plany.
Kochałem go tak cholernie mocno, że nienawidziłem rzeczywistości, w której należał do kogoś innego. Nie chciałem go widywać z Sehunem, słuchać, jak mówi, że go kocha i obserwować go w ramionach innego. On był przeznaczony mnie, nie Sehunowi.
— Nie płacz — westchnął Kai, delikatnie mnie klepiąc. — Mężczyźni nie płaczą, a Park Chanyeol już w szczególności, pamiętasz?
— A jednak on płakał — szepnąłem, kręcąc głową z niedowierzaniem, że byłem takim potworem — płakał, ponieważ przyczyniłem się do jego nieszczęścia.
CZYTASZ
Paper Life | ChanBaek
Fanfic» Znęcanie się, prześladowanie, stalking - nikt nie pomyślałby, że takie rzeczy mają miejsce na jednym z Seulskich uniwersytetów. Byun Baekhyun to jedna z najbardziej znienawidzonych osób w tej placówce, a to wszystko za sprawą Park Chanyeola, któr...