19. Ostatni rozdział

2.9K 434 229
                                    


Ten dzień niczym się nie wyróżniał na tle pozostałych

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ten dzień niczym się nie wyróżniał na tle pozostałych. Zwykły październikowy poranek, który owocował niezbyt ładną pogodą, ale z pewnością idealną na jesienne spacery. Być może jeszcze kilka miesięcy temu łudziłbym się, że słońce wyglądające zza chmur wychyla się dla mnie, aby mnie rozweselić. Teraz niestety już rozumiałem, że to nie dla mnie świeci, ani to nie w moim kierunku się uśmiecha.

Smutno uniosłem kąciki ust, patrząc znad miednicy na Yifana, który przez cały czas starał się nie zwymiotować, podczas gdy ja walczyłem sam z sobą, aby nie zemdleć od widoku krwi.

— Lekarz powiedział, że to normalne i mamy mu nie zawracać głowy — sapnął zdenerwowany Kyungsoo, za którym podążał jego chłopak, jak i Suho.

Odebrałem od przyjaciela chusteczki, które mi przyniósł, po czym starając się zatamować obfity krwotok z nosa, skinąłem głowa w podziękowaniu.

— W porządku — mruknąłem, odkładając brudną od czerwonej cieczy miskę na stolik. — Nic mi nie jest. Krew jeszcze nikogo nie zabiła.

— Krew nie, ale jej brak, owszem — syknął poirytowany, siadając na krawędzi łóżka, aby następnie pogłaskać mnie wierzchem dłonie po policzku. — Musisz wytrzymać jeszcze trochę. Wyjdziesz z tego, obiecuję.

Nie wierzyłem w jego słowa, ale nie mogłem mu tego powiedzieć, więc w ostateczności jedynie po raz kolejny skinąłem głową.

Jeżeli pół roku wcześniej ktoś powiedziałby mi, że lustro, które zbił mi pewien (nie)potwór, przyniesie mi takiego pecha, nigdy bym mu nie uwierzył. Z biegiem czasu zauważyłem, że zacząłem szukać przyczyny mojego nieszczęścia w rzeczach materialnych. W rzeczywistości nie mogłem się pogodzić z tym, co przygotował dla mnie los.

Jak mogłem wierzyć w słowa mojego przyjaciela, gdy każdego dnia umierałem od nowa. I tak w nieskończoność.

— A tak swoją drogą — odezwał się Junmyeon, który niepewnie zerkał na mnie spod postawionych na żel włosów, bawiąc się w dłoni telefonem — jest ktoś, kto chciałby z tobą porozmawiać, Baekhyun.

— Kto taki?

I gdyby w tamtym momencie weszła do pomieszczenia Madonna, nie byłbym tak zdziwiony i zdezorientowany, jak w chwili, w której ujrzałem w progu drzwi swoją matkę.

Spojrzałem zdziwiony na Suho, który pomachał mi komórką, dając do zrozumienia, że to on do niej zadzwonił. Właśnie w tamtym momencie zrozumiałem, jak bardzo myliłem się w stosunku do osób, które cudzym bólem maskowały swoje dobre serce.

Nikt z nich tak naprawdę nie był zły. Byli zagubieni w świecie, który płatał nam wszystkim figle. Bawiąc się naszymi uczuciami, uczył nas życia. Uczył nas, jak cieszyć się ze zwykłego podmuchu wiatru i minut ciszy. Że pośpiech jest zbędny, a zaufanie może nas słono kosztować. Tego właśnie od dawna uczyło nas przeznaczenie.

Paper Life | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz