Chapter two.

5.1K 276 64
                                    

2. Downfall.

Moja praca nie należy do trudnych, ale też nie zawsze jest przyjemna. Ktoś mógłby okazać mi współczucie, wiedząc gdzie pracuję - inny nie.
Ja ją lubię, muszę być jej przecież wdzięczna za to, że mam gdzie mieszkać, za co opłacać rachunki, czy inne wydatki, typu zakupy.
Może zarobki nie są najlepsze, ale to wszystko na co mogę sobie pozwolić.
Na inne stanowisko raczej nie mam szans, dlaczego? Pewnie z powodu, iż zawiesiłam swoją edukację i rzuciłam studia po niecałym roku. Chciałam się usamodzielnić, dlatego postanowiłam wyprowadzić się od rodziców, ojciec zaoferował mi pracę w jego biurze, nie zgodziłam się jednak na tą posadę, gdyż chciałam zrobić coś sama. Oczywiście mogłam poszukać lepszej pracy, ale na razie ta mi wystarczała.

Z uśmiechem na ustach zeszłam do podziemnego parkingu, aby znaleźć swoje auto. Wsiadłam do samochód na miejsce kierowcy i tradycyjnie przyjrzałam się w lusterku, zawsze to robiłam chociaż nie mam pojęcia dlaczego. Po dziesięciu minutach byłam już przy mojej pracy, zaparkowałam na wolnym miejscu i powolnym krokiem skierowałam się do wejścia dla personelu z tyłu budynku. Czy wspominałam, że pracuję w hotelu?

- Dzień dobry - przywitam się z moim szefem, którego jako pierwszego zauważyłam.

Był to miłym mężczyzna w średnim wieku, mimo że na jego głowie, można było dostrzec ślady siwego koloru, absolutnie nie zachowywał się jak staruszek. prawda była taka, że przecież daleko mu jeszcze do podeszłego wieku.

- Witaj Naomi, dziś nie będziesz sprzątała, popracujesz na recepcji - zmarszczyłam brwi, zostałam nieźle zaskoczona, ale pokiwałam ochoczo głową.

- Mam nadzieję, że sobie poradzę, nigdy tego nie robiłam - przyznałam szczerze.

- Jestem pewny, że dasz sobie radę - uśmiechnął się do mnie, co z wahaniem odwzajemniłam - Coco jest już na miejscu, wszystko ci wyjaśni - przytaknęłam i wzięłam mundurek przeznaczony do wykonywania tej pracy.

W pośpiechu przebrałam się w szatni dla dziewcząt i szybkim krokiem ruszyłam w wyznaczone miejsce.

- O jesteś już - powitała mnie radośnie.

- Cześć - pomachałam jej i podeszłam bliżej - Nie wiesz dlaczego szef kazał mi tutaj pracować? Może i miałam szkolenie, ale jednak... - urwałam, ponieważ nie wiedziałam co powiedzieć dalej.

Dziewczyna spojrzała na mnie wyraźnie zawstydzona, jednak zdobyła się na mały uśmiech.

- To przeze mnie - westchnęła - naprawdę mi przykro, ale nie mogę zostać dzisiaj w pracy, a potrzeba było zastępstwa na recepcję i wypadło na ciebie - biła od niej szczerość i lekkie poczucie winy.

Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się dając jej tym samym znak, że nic się nie stało i nie ma czym się zamartwiać.

- W porządku, kiedyś przecież musi być ten pierwszy raz, prawda? - obie zachichotałyśmy cicho i już po chwili Coco przystąpiła do szybkiego przypomnienia mi na czym polega praca na recepcji.

- Mam nadzieję, że wszystko zrozumiałaś? - zapytała grzecznie, na co od razu przytaknęłam.

- Miałam świetną nauczycielkę - posłałam jej po raz kolejny, szeroki i szczery uśmiech.

- Nie przesadzaj - machnęła lekceważąco dłonią, ale zauważyłam w jej oczach iskierki dumy.

- Nic nie wyolbrzymiam - uniosłam dwie ręce do góry - po prostu jesteś niesamowita.

Taka była moja natura uwielbiałam prawić wszystkim komplementy i patrzeć jak ich usta rozciągają się w niewielkim uśmiechu. To naprawdę fascynujące, że taka drobna rzecz może poprawić komuś nastrój. Prawie jak czekolada.

It was a mistake ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz