Chapter Twenty-one.

2K 118 11
                                    

Sprawdź czy przeczytałeś poprzednie rozdziały.
Niesprawdzony, ale wysłałam do korekty, za wszystkie błędy przepraszam. Niedługo pojawi się poprawiona wersja.

21. I'll tell him.

Kto ma największe szczęście na świecie? Tak, ja. Wyczujcie ten sarkazm, proszę. Mój samochód się zepsuł, ja tam się nie znam, ale to chyba coś poważnego. Tak mi powiedzieli, cóż... Na pewno nie przejęłabym się tym, aż tak, gdyby nie fakt, że za wszelką cenę, chciałam wrócić w ten dzień do swojego mieszkania. Oczywiście nigdzie się nie pali, a ja nie musiałam być, aż tak pilnie u siebie, ale kiedy się uprę, chciałabym dokonać wszystkiego. Tak, więc zadzwoniłam do Spenc i zapytałam, kiedy planuje powrót do siebie. Odpowiedziała, że dziś, tak jak mi o tym wspominała, jeszcze przed wyjazdem do rodzin na święta. Cóż, oczywiście poprosiłam ją o podwiezienie. Zgodziła się, jednak było z tym wszystkim tyle zamętu, że nie zdążyłam porozmawiać z jej rodzicami, zamieniłam z nimi dosłownie kilka słów. Po głębszym i nieco dłuższym zastanowieniu, stwierdziłam, że głupotą było wracanie do Seattle, bez samochodu. Kiedy ja go odbiorę z warsztatu? I co najważniejsze czym? Znowu będę musiała przemierzać ponad dwie godziny drogi do rodzinnego miasta.

Ale to było wczoraj.

Dziś, zajęłam się szukaniem nowej pracy, to koniec, chciałabym aby nowy rok był o wiele lepszy, a zmiana miejsca zatrudnienia, na pewno dobrze mi zrobi. Przeglądałam własnie oferty pracy, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Przewróciłam oczami i niechętnie podniosłam się z za biurka, po czym skierowałam się do przed pokoju.
Nacisnęłam klamkę i spojrzałam znudzona za drzwi. Jednak mój wyraz twarzy szybko się zmienił, kiedy spojrzałam kto za nimi stał.

- Kiedy wróciłeś? - pisnęłam i wpadłam w rozłożone ramiona przyjaciela.

Ryan mocno mnie do siebie przytulił i poczułam jak się uśmiecha. Ja też miałam rozciągnięte szeroko usta. Może nie było go, aż tak długo, ale wystarczająco abym się stęskniła. Czułam, że moje serce może zaraz rozerwać mi pierś, że szczęścia. Może to nic takiego, ale naprawdę cieszyłam się, że wrócił wcześniej.

- Niedawno, byłem tylko u siebie i przyjechałem do ciebie - wyjaśnił.

Delikatnie się od niego odsunęłam i spojrzałam na jego, radosną, twarz. Zaprosiłem to do środka, bo stanie w progu, nie było raczej najlepszym pomysłem. Usiedliśmy jak zwykle na kanapie w salonie, zaproponowałam mężczyźnie coś do zjedzenia i picia, ale wszystkiego odmówił.

- Mogłeś do mnie zadzwonić, przyjechałabym po ciebie na lotnisko - powiedziałam w pewnym momencie.

Ryan pokręcił jedynie głową.

- Chciałem zrobić ci niespodziankę - wyjaśnił.

Gdyby po mnie zadzwonił, na pewno też bym się zdziwiła. Rozumiem, jednak , że to nie to samo. W każdym razie cieszę się, że już wrócił.

- Wtedy, kiedy prosiłem cię o numer do Spencer, chodziło aby przekazała mojemu kumplowi, że powinien po mnie przyjechać - wyjaśnił.

Zrobiło mi się głupio, że o coś go podejrzewałam, a moje policzki, które usiłowałam zakryć włosami, przybrały czerwony kolor.

- Przepraszam - szepnęłam, mając nadzieję, że mężczyzna nie zapyta, za co.

Ku mojej uciesze, nie zapytał, jedynie się uśmiechnął. Od kiedy dzisiaj tu przyszedł, ciągle się uśmiecha. A ja oczywiście na to nie narzekam.

- Właściwie dlaczego wróciłeś tak wcześnie? - zapytałam w końcu.

- To długa historia, kiedyś ci powiem - mruknął niechętnie.

Wzniosłam swoje oczy do góry, czy on na prawdę musi być taki tajemniczy? Może w rzeczywistości wcale taki nie był, ale... Cóż byłam ciekawa a nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś stało się tam, w Anglii i dlatego wrócił nieco wcześniej.

- Mamy czas... - zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.

- Właściwie to nie mamy.

Spojrzałam na niego, autentycznie zdziwiona. Co chce przez to powiedzieć? Cieszę się, że coś zaplanował, ale... Co to takiego?

- Musisz mi pomóc zrobić imprezę na sylwestra - uniosłam brwi do góry.

Jutro kończy się rok, a on myśli o imprezie dopiero teraz? Dobra rozumiem, że był w Europie, ale nagle chce stworzyć niesamowitego sylwestra?

- Mówię poważnie Naomi, nie ma czasu. Jedziemy do mnie - zapowiedział i wstał z fotela, łapią mnie za rękę.

Możesz mnie tak trzymać zawsze, nie miałabym nic przeciwko - przeszło mi przez myśl.

- Myślisz, że uda ci się stworzyć w tak krótkim czasie, świetną imprezę? - zapytałam z powątpiewaniem, w czasie kiedy on ciągnął mnie do przedpokoju.

- Daj spokój - mruknął - zabawa zacznie się dopiero jutro wieczorem, a to tylko kolejna popijawa - przewróciłam oczami na jego dobór słowa.

- Po co ci jestem potrzebna, skoro masz tyle czasu? - zapytałam sarkastycznie, zamykając drzwi do mieszkania na klucz.

- Musimy zrobić zakupy i... To chyba wszystko - podrapał się po karku - właściwie mamy, więcej czasu niż mi się wydawało - stwierdził.

- Oczywiście - przewróciłam oczami - zaprosiłeś już ludzi?

- Mój kumpel się tym zajmie - wzruszył ramionami - no chodźmy.

Zeszliśmy po schodach i udaliśmy się do jego samochodu, otworzył mi drzwi - jak miał w zwyczaju. Czułam lekkie zdenerwowanie, ale też podekscytowanie, że zobaczę jak wygląda jego dom. Nigdy tam nie byłam, co może wydawać się dziwnie, z racji, że znamy się już kilka miesięcy. Zazwyczaj jednak spędzamy wolny czas u mnie w mieszkaniu lub na mieście.

- Jedziemy do sklepu, a później do mnie. Pasuje ci? - zapytał uprzejmie, w czasie, kiedy zapinał swój pas.

- Jasne.

Prawie przez całą drogę patrzyłam za okno, na spadający śnieg. Uśmiechnęłam się w duchu, już myślałam, że w tym roku biały puch nie pokryje ziemi. Ryan, był bardzo wypoczęty jak na tak długą podróż samolotem, wyjaśnił, że przespał się na pokładzie. Przez większość czasu, spędzonego w aucie, nucił pod nosem piosenki, które aktualnie leciały na płycie. Chłopak, przyznał, że nienawidzi radia i zawsze włącza płyty, ja nie mam nic przeciwko. Tak naprawdę było mi to całkowicie obojętne. Dowiedziałam się, że jedziemy głównie po alkohol. Nie spodobało mi się to, bo szczerze mówiąc, nie znałam się na tym. Uwielbiałam jedynie półsłodkie czerwone wino, od czasu do czasu wypiłam piwo, ale to nic takiego. Ryan zaproponował, żebym wybrała przekąski, oczywiście się zgodziłam. Minęliśmy już kilka sklepów, ale chłopak tłumaczył, że wstąpimy do tego, znajdującego się nieopodal jego domu.

Zaparkowaliśmy, blisko wejścia, nie było zbyt wielu samochodów, do około. Ucieszyłam się, bo nie lubię robić zakupów w tłoku. Na początku zaatakowaliśmy alejkę ze słodyczami. Wrzuciliśmy kilka paczek żelków, różnych ciastek i cukierków. Pewnie przesadziliśmy, ale mimo tego i tak udaliśmy się do strefy z chipsami. Ryan wrzucił parę paczek, nie patrząc nawet na opakowania. Następnie udaliśmy się do alkoholu, chłopak stwierdził, że w supermarkecie kupi tylko piwa, a resztę w monopolowym.

- Przez organizowanie tych imprez w końcu zbankrutujesz - prychnęłam widząc kwotę na rachunku.

- Możliwe - zaśmiał się - musimy kupić jeszcze kilka butelek szampana. Wódkę już mamy.

- Ty masz - poprawiłam go.

- Organizujesz tę imprezę razem ze mną. Jesteś gospodarzem - stwierdził, wzruszając ramionami.

Jestem zaproszona? To zmienia postać rzeczy, nie chcę iść, nie mam nawet w co się ubrać. Powiem mu o tym, ale jeszcze nie teraz.

Słowa: 1070

Mam napływ weny, więc jest kolejny rozdział :)
Komentujcie, a może wstawię kolejny ♡

Buziaki ♡

It was a mistake ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz