Chapter Fifteen.

2K 146 11
                                    

15. I'm just saying.

- Mam tylko siedemnaście minut - przewróciłam oczami informując Ryana, o czasie jaki mogę przeznaczyć na zjedzenie z nim obiadu. 
 
- Tak krótko? -jęknął, a ja niechętnie pokiwałam głową. 

Jeśli doliczyć do tego czas w jakim dojedziemy do jakiejś restauracji i to ile będziemy czekać na posiłek - już jestem spóźniona. 

- Nie zdążymy - poprawiłam nerwowo swoją torebkę na ramieniu - możemy napić się kawy...

- Moglibyśmy to zrobić - powiedział, przerywając mi - ale znając ciebie, nie zjadłaś nawet śniadania - spojrzał na mnie, a ja zacisnęłam usta w cienką linię - no właśnie. 

- To nie moja wina, że rano nic nie przejdzie mi przez gardło - broniłam się, na co mężczyzna przewrócił oczami. 
 
- Przypomnij ile masz lat? - zapytał, ale nawet nie oczekiwał odpowiedzi - Mówiłaś, że nie lubisz jak mówię, że jesteś dzieckiem, a tak się zachowujesz - skarcił mnie. 

Pewnie miał poniekąd rację, ale nadal przesadzał. Może z perspektywy czasu, rzeczywiście niemądre było to, że nie jadłam najważniejszego posiłku dnia. Ale on, nawet jako przyjaciel nie miał prawa układać mi życia. 

- Po prostu nie chcę żebyś zachorowała - mruknął jakby od niechcenia. 

- Doceniam to, że się martwisz - powiedziałam szczerze - ale naprawdę niepotrzebnie. Wszystko jest w porządku - zapewniłam.

Chłopak po raz kolejny przewrócił oczami i wziął mnie pod rękę. Uprzednio mówiąc, że "najwyżej się spóźnię, ale muszę zjeść coś porządnego". Tak, więc postanowiłam się z nim nie kłócić i razem ruszyliśmy szukać jakiejś przytulnej restauracji. 

No dobra, nie było czasu na szukanie, po prostu poszliśmy do "pierwszej lepszej". 

Mimo pośpiechu podziwiałam przystrojone ulice Seattle, już na Boże narodzenie. Było niesamowicie. 

Nie lubiłam zimy, ale w tym dniu spadło odrobinę śniegu, a kolorowe światełka i inne akcenty świąteczne w mieście, wyglądały przepięknie. 

 
Przed naszymi oczami ukazał się szyld "Tasty dinner" [1], postanowiliśmy tam wstąpić.
Knajpka była o nietypowym wystroju, który nie bardzo przypadł mi do gustu. Ściany były pomalowane w stylu vintage, generalnie lubię to, ale w tym przypadku, nie było to w porządku. Według mnie wyglądało to zbyt obskurnie. Miałam jednak nadzieję, że chociaż jedzenie okaże się pyszne. 
Zajęliśmy stolik dla dwóch osób w kącie sali. Wydawało się nam, że tam będzie cicho i nikt nie będzie nas rozpraszał. 
Spojrzałam nerwowo na zegarek w telefonie, okazało się, że zostało nam zaledwie parę minut. Teraz to na pewno się spóźnię. 

- Co jest? 

Usłyszałam głos Ryan'a, który z pewnością wiedział "co jest". Prawdą było, że za nic w świecie nie chciałam - nie mogłam, stracić mojej pracy. Może nie należała do najlepszych, może nie miałam z niej kokosów, może i była wyczerpująca, ale tak jak wspomniałam już wcześniej: muszę być jej wdzięczna za to, że mam gdzie mieszkać. Jeślibym nie pracowała, nie ma szans, żeby było stać mnie na czynsz za mieszkanie. 

- Nie chce się spóźnić - westchnęłam i w tym samym momencie otworzyłam kartę dań. 

- I tak byśmy nie zdążyli, więc trudno - wzruszył ramionami i krzywo się uśmiechnął. 
 
Pokiwałam lekko głową i postanowiłam nie ciągnąć tego tematu. Nic dobrego by z tego nie wyszło. Z resztą właśnie przyszła kelnerka zebrać nasze zamówienia, Ryan poprosił ją, żeby dała nam jeszcze chwilkę. 

It was a mistake ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz