II

828 45 14
                                    

  Otoczyli mnie. Biłam na oślep. Czułam strzałę wbitą w nogę zapewne na wylot, ale nie martwiłam się tym. Ile już walczyliśmy? Na pewno z pół godziny już mnie kopią, może mniej. A może więcej? Rozejrzałam się lekko otumaniona po jaskini. Nigdzie nie widziałam Dicka.

 - Nightwing? – wyszeptałam, choć wiedziałam, że chłopak mnie nie usłyszy. – Jesteś tu?

 Nie mogę się poddać. Moim wujkiem jest sam Batman, prawda? Skopałam jednego, uniknęłam strzały drugiego. To wcale nie jest takie trudne. Oczywiście, jeśli się nie ma strzały w nodze. Zauważyłam, że stoję tuż przy biurku Batmana, na którym zawsze znajduje się klawiatura, jednak tylko nieliczni wiedzą, że mój wujek trzyma tam też pistolet pod biurkiem na specjalne okazje. I myślę, że to właśnie ta specjalna okazja. Wyciągnęłam rewolwer spod stolika i zaczęłam strzelać tak, aby nikogo nie zabić, a tylko jak najdotkliwiej zranić.

 Gdy skończyły mi się naboje, których Batman niestety nigdzie tu nie trzymał, nadal trzymało się dobrze jeszcze kilku zabójców, którzy znów zaczęli mnie otaczać. Byłam wykończona, nie miałam się już powoli, czym się bronić. Nie byłam taka jak Dick. On umiał sobie ze wszystkimi raz-dwa poradzić, jednak nigdzie go nie widziałam.

 Nagle obok mnie przeleciała jakaś czerwono-żółta smuga. Wojownicy wokół mnie znikli, razem ze smugą, jednak ta po chwili wróciła, łapiąc mnie, trzymając w ramionach i w sekundę, dzięki jakiejś dziwnej supermocy smugi znalazłam się na zewnątrz.

 - Hej, wszystko w porządku? – Smuga, która okazała się chłopakiem w czerwonym stroju ze znakiem błyskawicy na klatce piersiowej, puściła mnie, a ja szybko od niej odskoczyłam.

 - Nic mi nie jest. Co ty do cholery robiłeś w Batjaskini?! – wykrzyczałam ze złością, a chłopak zarumienił się lekko zakłopotany.

 - Wiesz, przyjaźnię się z Batmanem i pomyślałem, że go odwiedzę, i... - Nie dokończył, bo zdał sobie sprawę z wystającej z mojej nogi strzały. – Potrzebujesz pomocy lekarza. Strzała przedziurawiła ci nogę.

 Spojrzałam na strzałę wystającą z mojej nogi i nawet mnie nie zemdliło, gdy zdałam sobie sprawę, że jej bełt wystaje z jednej strony, a grot z drugiej. Przyzwyczaiłam się do podobnych widoków, gdy moja mama dostała pracę na ostrym dyżurze, a ja czasem byłam ją tam odwiedzić.

 - To? To nic takiego – prychnęłam, próbując wyciągnąć strzałę. Syknęłam cicho z bólu, jednak facet w czerwonym to usłyszał.

 - Muszę cię zabrać do szpitala – upierał się, a ja wywróciłam lekko oczyma.

 - Kim ty w ogóle jesteś? W tym stroju wyglądasz jak dzieciak, który idzie zbierać cuksy na Halloween. Totalnie mi się nie podoba.

 - Jestem Flash, i jestem najs...

 - A, ten z Central City? Ostatnio dużo o tobie w wiadomościach – przerwałam mu.

 Flash, gdy zauważył, że z mojej nogi leci coraz więcej krwi, wbił mi palce w ramię. Albo raczej złapał mnie za ramię, jednak trzymał mnie on tak mocno, że miałam dziwne przeczucie, że zrobi mi dziurę w barku.

 - Czerwony, ja na serio nie potrzebuję żadnej pomocy, dam sobie radę sama – warknęłam przez zaciśnięte zęby z bólu. Nadal próbowałam wyciągnąć sobie tę strzałę jak najszybciej, jednak nie jest to wcale takie łatwe.

- Jak chcesz.

 Gdy chłopak to powiedział, nagle strzała w mojej nodze znikła, a na jej miejscu pojawił się bandaż. Rana zaczęła okropnie piec, ale ja tylko zacisnęłam pięści ze złości na tego „Flasha".

 - Czemu to zrobiłeś?! – wykrzyknęłam mu w twarz, gdy ten przybiegł do mnie, łapiąc mnie za rękę na wszelki wypadek, gdyby coś mi się stało.

 - Ja tylko odkaziłem tą ranę, pożyczając od Batmana apteczkę i zabandażowałem, to nic wielkiego, nie musisz dziękować – powiedział prędko, abym nie mogła mu przeszkodzić w tym jego wielkim wywodzie.

 - IDŹ SOBIE STĄD – warknęłam.

 Tym razem Flash mnie posłuchał, spojrzał na mnie tylko ze współczuciem, jakbym go potrzebowała, chociaż jest mi ono całkowicie niepotrzebne i puścił moją rękę, odbiegając, przez co po chłopaku znów została jedynie czerwono-żółta smuga.

 I właśnie wtedy to się stało. Puścił moją dłoń, a wtedy moje palce przeszyła dziwna energia. Zauważyć można było nawet między naszymi opuszkami palców coś na kształt błyskawicy. To nie było coś takiego, jak na przykład na trampolinie, gdy dotkniesz kogoś, jak jest się naelektryzowanym. To było jak porażenie prądem.

 Chciałam się go spytać, co to było, jednak ten już zniknął. Nadal czułam coś jakby lekkie ukłucie w palcu. Niespodziewanie obok mnie pojawił się Dick. Miał jakieś powierzchowne rany i zadrapania, nic wielkiego.

 - Leen! Nic ci nie jest? – zapytał zatroskany, jednak ja tylko zaprzeczyłam, kiwając głową.

 - Gdzie ty byłeś?!

 - Walczyłem sobie z tymi z ligi i nagle do jaskini wpadł Batek, który pomógł mi ich pokonać. Chwilę potem mieliśmy ich z głowy, jednak nie mogliśmy cię nigdzie znaleźć. Więc powiedziałem Bruce'owi, że ja pójdę poszukać na dworze, a on niech szuka w jaskini. I tak znalazłem się tutaj razem z tobą.

 Nie powiedziałam Dickowi nic o spotkaniu z Flashem. Batman już pewnie wiedział, jednak ja nie chciałam martwić niepotrzebnie Nightwinga, który nawet nie zdał sobie sprawy z mojej zabandażowanej rany, tak się tym wszystkim przejął. Może kiedy indziej mu o tym opowiem, jednak teraz nie czas na jeszcze większe zmartwienia.

 - Czyli nic sobie takiego nie zrobiłaś? – upewnił się raz jeszcze.

 - Nie, nic takiego, serio.

 Dotarliśmy do jaskini. Batman siedział przed komputerem, próbując nie zwracać uwagi na leżące ciała wokół jego stóp.

 - Cieszę się, że daliście sobie radę z moim kodem. – Tu machinalnie Bruce spojrzał na mnie. – I nic wam nie jest. Zadzwoniłem już do Ligi Sprawiedliwych, zaraz powinna się tu zjawić.

 Siedzieliśmy obok Batmana z kubkiem kakao w ręku. Zawsze tak robiliśmy z Dickiem. Przyglądaliśmy się pracy mojego wujka z nieskrywaną ciekawością i jakimś napojem. Najczęściej było to oczywiście kakao, bo kto go nie kocha?

 Raz, gdy Bruce poszedł na chwilę po coś do góry, ja razem z Dickiem, który wtedy był Robinem robiliśmy sobie żarty z członków ligi. Zadzwoniliśmy nawet do Supermana, mówiąc mu, że coś nam tu śmierdzi kryptonem, a wtedy Dick wyciągnął krypton, który znaleźliśmy w pasie z gadżetami Batmana. Szkoda, że nie widzieliście jego miny! I chociaż Flash należy do ligi to w sumie ani razu z nim nie rozmawiałam. Dzisiaj to było pierwszy raz.

 Nigdy nie przepadałam za Flashem. Był okropnie irytujący. Moim ulubionym superbohaterem od zawsze był Green Lantern i to się nigdy nie zmieni! Kiedyś nawet z nim rozmawiałam w cztery oczy, jak Batman zwołał jakieś zebranie ligi, a chłopak nie mógł znaleźć drogi do salonu, w której miało się odbyć zebranie. Zaprowadziłam go tam, a on w tym czasie żartował sobie z Batmana i opowiadał jakieś nieśmieszne żarty, które były całkiem słodkie. Nie wiem, co wszyscy widzą takiego w tym Flashu.

 - Wiesz co? – spojrzałam na zakrwawiony już bandaż. – Chyba pójdę do mojego pokoju się przebrać, okay?

 Nighwing potaknął, czytając coś na ekranie w milczeniu, a ja wyszłam z jaskini. Miałam już trochę dość siedzenia tam, w ciemnościach. Po schodach weszłam do mojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Założyłam nowy bandaż i ubrałam się w piżamę, bo powoli zaczęło robić się późno. W sumie nie chciałam wracać na dół do Dicka, więc usiadłam tylko na łóżku z jakąś ciekawą książką i nim się obejrzałam, zasnęłam wyczerpana atakiem Ligi Zabójców oraz spotkaniem Flasha. Miałam nikłą nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie jednym z normalniejszych i będę mogła przeczytać do końca książkę. Taa, nie wiedziałam wtedy, jak zmienić się ma moje życie przez dziwne porażenie prądem i przez tego Trasha*.

* Trash - po angielsku badziewie, śmieć, szmira itp.

Córka Reverse FlashaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz