IV

659 52 4
                                    


 Otworzyłam oczy. Wszechogarniająca mnie nicość. I on. John Constantine w swojej koszuli i niezawiązanym do końca krawatem. Mężczyzna stał sobie obok mnie, jak gdyby nigdy nic wpatrując się w moje niebieskie oczy.

 - Gdzie jesteśmy? – spytałam, automatycznie łapiąc Constantine'a lekko za rękę.

 - Nie da się tu określić czasu i miejsca, więc na razie nie jest to ważne. Ważne jest to, co się z tobą dzieje. Nie masz problemu z żadnym demonem, bo gdyby był to demon, nie mógłbym z tobą teraz rozmawiać. Najprawdopodobniej twoja moc szybkości pochodzi, no nie wiem, od przodków lub Boga. Jak kto woli.

 Ale ja wiedziałam, że to nieprawda. Dostałam swoją moc poprzez dotknięcie tego Flasha. Przodkowie nie mają tu nic do powiedzenia. Nagle, jakby John zdał sobie sprawę z czegoś, co ciągle mu umykało, zamarł.

 - A co z twoim ojcem?

 Nie powiem, tym pytaniem trochę zbił mnie z tropu. Od kiedy mama go zostawiła, minęło sporo czasu. Słyszałam w wiadomościach, że mój tata, Harrison Wells, został uznany za winnego śmierci matki jakiegoś chłopaka, ale nim mój ojciec został zamknięty w pace – zginął przez tę dziurę nad Central City.

 - Co z nim? – odpowiedziałam, pytaniem na pytanie. – Przecież on zginął w czasie, gdy w Central City szalała ta osobliwość, a czemu pytasz?

 Constantine wyglądał na zdezorientowanego, lecz wzruszył tylko ramionami. Po chwili znów zaczął wymawiać jakieś dziwne zaklęcia.

 - Reditum ut domum. Ostende verum idem eius patrem.

 Poczułam nagły podmuch wiatru i magicznie znów stałam w sypialni z Constantinem i moją mamą. Złapałam się za głowę z sykiem, myślałam, że zaraz mi ona pęknie.

 - Nie martw się, za chwilę ci przejdzie – powiedział egzorcysta, gdy zdał sobie sprawę, co mi się dzieje. – Za pierwszym razem zawsze tak jest.

 Althea patrzyła ze zdziwieniem to na mnie, to na Constantine'a, jednak po chwili, jakby zdała sobie sprawę, że jej córka ma supermoc, więc nie może być nic bardziej nienormalnego, uspokoiła się, wstając z łóżka i podchodząc do Johna.

 - I co? Da się jakoś pozbyć tej mocy? – zapytała moja mama, przyglądając się Constantine'owi.

 - Czy ja wiem? Nie znam się na mocach niezwiązanych z aniołami i Bogiem. Ale wiem, kto się na takich zna. Mam takiego przyjaciela, który przyjaźni się z takim jednym, który przyjaźnił się z takim gościem, który bardzo dużo wiedział na temat tej mocy prędkości.

 - Kim jest ten przyjaciel tego przyjaciela, który... Och! Ta osoba! – wykrzyknęłam już totalnie zbita z tropu.

 - Mam przyjaciela, który przyjaźni się z Flashem. Może ci on załatwić z nim spotkanie w Central City, abyś dowiedziała się czegoś więcej o tej superszybkości. Co ty na to?

 No nie. Znowu ten Flash. Dlaczego to właśnie jego moc dostałam? A nie na przykład, no nie wiem, Supermana? To by było ciekawsze! Choć nie mogę marudzić, super prędkość też jest niezła. Ale dlaczego to musi być Flash?!

 - Jak muszę... - wysapałam z lekkim grymasem na twarzy.

 Constantine włożył swój płaszcz i znów zaczął wymawiać jakieś zaklęcia. Przed nami pojawił się obraz całkiem przystojnego mężczyzny z kapturem na głowie i przewieszonym łukiem na plecach. Green Arrow?

 - Hej, Ollie. – Pomachał mu John, ale Arrow posłał mu tak piorunujące spojrzenie, że ten szybko się poprawił. – Znaczy się... Hej, Arrow!

 - Co jest? – warknął, strzelając ze swojego łuku „Ollie".

 - Dałoby się załatwić pewnej pani spotkanie VIP u Flasha? – spytał Constantine, próbując utrzymać między nami połączenie, co niezbyt mu wychodziło.

 - Oczywiście. Jeśli to coś ważnego. – Znów postrzelił kogoś ze swojego łuku Arrow. – Nie mogłeś po prostu zadzwonić?

 - Nie-e. To nie byłoby aż tak kozackie. – Wyszczerzył się do niego egzorcysta. – To co? Jutro około dwunastej może być?

 Nagle ekran pobladł, a Constantine zakasłał krwią, przez co Green Arrow zniknął i znów zostaliśmy w trójkę w pokoju.

 - Cholera. Powiedzmy, że może – wymamrotał sam do siebie John.

 W końcu Constantine oznajmił, że nie może tu dłużej zostać, bo i tak nie ma tu nic więcej do roboty, więc wyszedł, wyjeżdżając z naszej posiadłości jakąś żółtą taksówką. Ta, to spotkanie było dziwne. Już nigdy więcej egzorcystów.

 - Czyli co? Jutro wyjeżdżam do Central City? – parsknęłam.

 - Wyjeżdżamy – poprawiła mnie moja mama. – Ja także jadę. Nie zostawię cię tam samej.

 - Mamo, dam sobie radę. Alfred mnie podwiezie, zostanę tam z tydzień i przyjadę, dobra?

 Po długich namowach, mama się zgodziła. Nigdy nie pozwalała mi nigdzie wyjeżdżać, a tym razem zgodziła się nawet na t y d z i e ń! Poprosiłabym Dicka, aby ze mną pojechał, ale on ma tu dużo pracy z Batmanem. Od kiedy Suicide Squad zaczął panoszyć się po ulicach Gotham, nigdzie nie jest bezpiecznie.

 Powoli zaczęłam ogarniać moją moc. Biegałam dwie godziny po całej rezydencji, próbując nic nie zepsuć i o dziwo nic się nie stało. To nie jest wcale takie trudne. Nie chciałam mówić jeszcze o mojej mocy wujkowi i Dickowi. Jeszcze nie.

 Gdy skończyłam biegać, pomyślałam, że pójdę odnieść do Batjaskini koszulkę Dicka, w której spałam. Zapomniałam mu ja oddać, ale znając Nightwinga, on nie będzie zły. On nigdy nie jest na mnie zły. Zostawiłam na półce Dicka jego koszulkę i nagle moją uwagę przykuł włączony komputer Batmana. Bruce pewnie nie zdążył go wyłączyć. Przypomniało mi się nazwisko, które przeczytałam na komórce mamy. Allen. Dlaczego by nie skorzystać? Na komputerze Batmana można znaleźć o wiele więcej niż na takim zwykłym gracie.

 Wpisałam w wyszukiwarkę nazwisko. Oprócz bardzo wielu „Woodych Allenów", na dole, ku mojemu zdumieniu, pokazało się „Barry Allen". Barry ten niby mieszka w Central City i jest jakimś kryminologiem wydziału policji Central City. Czyżby to jego sprawdzała mama? Tylko po co sprawdzałaby kogoś takiego? Wygląda na najwyżej osiemnaście lat, na zdjęciu, które znalazłam. Może mama kiedyś się z nim przyjaźniła? No bo także była naukowcem, a Barry najwidoczniej nim jest.

 Usłyszałam ryk silnika Batmobila i motoru Nightwinga. Szybko wyłączyłam stronę, którą przed chwilą przeglądałam i zaczęłam udawać, że odkładam koszulkę Dicka na swoje miejsce. Nim się obejrzałam obok mnie pojawił się Dick w swoim kostiumie Nightwinga i z najszczerszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widziałam.

 - Zapuszkowaliśmy dziś Boomeranga! Jeszcze tylko trzech członków Suicide Squad i koniec! – wykrzyknął Dick. – Może pojedziemy do jakiejś kawiarni, aby to uczcić?

 Nie odpowiedziałam. Miałam dużo na głowie, nie miałam ochoty siedzieć teraz z Dickiem w kawiarni i rozmawiać. Ale nie chciałam go zranić. To, że ja mam zły dzień, nie oznacza, że inni też muszą przeze mnie się tym wszystkim przejmować. Pójdę do tej kawiarni.

 - Wszystko w porządku? – Zapytał chłopak, machając mi ręką przed oczami.

 - Tak – odpowiedziałam. – W jak największym. To co, idziemy?

 Postanowiłam, że przez te kilka godzin zaprzestanę zadręczać się pytaniami, a wieczorem wyjadę z Alfredem do Central City. No bo co może pójść nie tak?

Córka Reverse FlashaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz