III

721 55 11
                                    

 Obudziłam się wcześnie rano, wszyscy jeszcze spali. Skąd to wiem? Gdy Alfred pierwszy wstaje, słychać, jak ktoś krząta się po całym domu, gdy mój wujek, czuć powiew zimna na plecach dochodzący z jaskini, a gdy moja mama wstaje, z salonu rozlega się odgłos telewizora.

 Zazwyczaj to Dick wstaje pierwszy, a gdy tak się dzieje, chłopak postanawia marudzić mi nad uchem, że czas na jakieś głupie, poranne ćwiczenia. Ta, nie jestem rannym ptaszkiem, czego nie można powiedzieć o Nightwingu (Nigtwing, Robin, ptaszek? Heh). Ogarnęłam powoli wzrokiem bałagan w moim pokoju, jakby ten sam miał się posprzątać. Westchnęłam i wstałam z łóżka.

 Nagle poczułam, że coś dziwnego dzieje się z moją ręką. Czułam, jak serce łomocze mi z prędkością światła i jak krew pulsuje mi w żyłach. Spojrzałam na moją dłoń. Poruszała się z zadziwiającą szybkością. Co się ze mną dzieje?! Po chwili ręka przestała dziwnie drżeć, a ja lekko rozhisteryzowana pobiegłam w stronę pokoju mojej mamy. Tylko że to nie był normalny bieg. Przebiegłam jak błyskawica przez całe pomieszczenie. Wszystko rozmazywało mi się przed oczyma, przez moją zadziwiającą prędkość. Już myślałam, że zapanowałam nad moją szybkością, jednak za późno zdałam sobie sprawę, że zaraz wbiegnę na ścianę i uderzyłam w nią głową. Tak, lepiej po prostu przejdę się do pokoju mamy.

 Sypialnia Althei Wells znajdowała się naprzeciwko mojej. Szybkim, jednak nie za szybkim krokiem, aby znowu nie włączyła mi się ta super prędkość, weszłam do pokoju. Moja mama o dziwo nie spała, a czytała znów jakiś kryminał. Spojrzała na mnie znad książki, po czym lekko się uśmiechnęła, jakby na myśl o jakimś miłym wydarzeniu.

 - Hej, Leen.

 Przegryzłam wargę, powstrzymując się przed wytknięciem Althei, że nie lubię, jak się mówi do mnie „Leen". Do niektórych niestety nadal to nie dociera.

 - Cześć mamo. Mam taką jedną sprawę... - spojrzałam ukosem na moje, trzymane za plecami, ręce ze strachem, że zaraz zaczną znów drgać. – Dziś, gdy wstałam, stało się coś dziwnego...

 - Błagam, powiedz, że nie jesteś w ciąży z Dickiem – roześmiała się mama, choć to wcale nie było zabawne.

 To, że spędzamy ze sobą prawie ciągle czas, nie oznacza, że z nim chodzę! Jesteśmy... przyjaciółmi. Bo kto powiedział, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje?

 - CO?! Nie, mam przecież dopiero piętnaście lat, fuj, nie! – wykrzyknęłam ze wstrętem. – Patrz.

 Znów dzięki mojej mocy przebiegłam się po całej sypialni w zaledwie dwie sekundy. Wróciłam na miejsce, gdzie przedtem stałam, tym razem z książką mamy w rękach. Althea, jakby nadal nie doszła do siebie, wpatrywała się w miejsce, gdzie przed chwilą była jej książka.

 - Jak ty to... - Po chwili, gdy moja rodzicielka doszła do siebie, ukryła swoją twarz w dłoniach. – Czyli jednak.

 - Co jednak? – zapytałam, nie za bardzo wszystko rozumiejąc.

 Moja mama spojrzała na mnie, jakby się nad czymś zastanawiała, jednak po chwili kiwnęła głową zdecydowanie.

 - Nie, nic. Tak się tylko zastanawiałam nad czymś – odparła, uśmiechając się lekko do mnie, jakby to miało mi poprawić humor.

 Czyżby mama coś ukrywała? Nietrudno się tego domyślić, dziwnie drgała jej powieka, gdy to mówiła. Tylko co? Czy to miało związek z moją mocą? Może wiedziała, co się ze mną dzieje, ale nie chciała mi powiedzieć? Już chciałam się o to zapytać, jednak Althea mnie wyprzedziła.

 - Masz taką samą moc jak ten superbohater z Central City?

 Przytaknęłam, wspominając moje i Flasha spotkanie. W sumie to mogłam dostać moc przez właśnie tego speedstera. Tylko to by się nie trzymało zbytnio kupy, prawda? Zamyślona nie zdałam sobie sprawy, gdy moja mama wyciągnęła komórkę, przeglądając coś szybko i przegryzając wargę. Czyżby szukała jakiegoś wolnego miejsca w psychiatryku?

 Podbiegłam do mamy moją super prędkością, tym razem w nic nie uderzając i próbując zobaczyć, co ona tam robi. Niestety nim udało mi się przeczytać choć jedno zdanie, Althea wyłączyła telefon trochę zdenerwowana moim szybkim przybyciem do niej. Udało mi się jednak przeczytać jedno nazwisko. Allen. Ma ono coś związanego z moją mocą? Nie kojarzę żadnych Allenów, ale warto to sprawdzić, gdy to wszystko się skończy, kim ten ów Allen jest. Teraz jednak muszę zastanawiać się nad moją mocą, a nie nad tym, co za sekret skrywa moja własna rodzicielka.

 Zaprzestałam sobie w końcu zawracać tym głowę i pomyślałam, że w sumie, jeśli teraz mam jakąś moc, to mogłabym być superbohaterem jak Flash lub Batman, prawda? Mogłabym być także pomocnikiem Bruce'a, takim jak Nightwing. W minutę pokonywałabym swoich wrogów! Znalazłabym sobie jakiś wypasiony strój i latałabym po mieście, pomagając różnym ludziom w potrzebie.

 - Trzeba jakoś pozbyć się tych twoich mocy, są niebezpieczne, a ja znam jedną taką osobę, która zna się na magii. – Althea złapała za telefon, wybierając numer, ale ja szybko jej przerwałam.

 - Ale jak to? Pomyśl, ile dobrego mogłabym uczynić z tą superszybkością! Byłabym jak ten Flash, pomagałabym Batkowi! Czemu miałabym się jej pozbywać?

 - Bo to niebezpieczne. Wplączesz się w coś, z czego już możesz się nie wydostać, i co wtedy?

 Nim zdołałam odpowiedzieć, drzwi sypialni otworzyły się na oścież. Do pokoju wszedł mężczyzna z blond włosami i zawadiackim uśmiechem na twarzy, z dymiącym się papierosem pomiędzy zębami. Na sobie miał koszulę z czerwonym, zawiązanym byle jak krawatem i czymś w rodzaju brązowego żakietu. Przypominał mi bohatera jakiegoś serialu, seksownego, niegrzecznego Bad boy'a.

 - Hej, nazywam się John Constantine i dostałem od kogoś SMS-a, że mam tu przyjechać, bo stało się coś dziwnego. To co jest? Opętanie przez demona? Duchy? A może problem z jakąś duszą? Mój Boże, ja na serio widziałem już na tym świecie wszystko. – Ostatnie zdanie wybełkotał jakby sam do siebie, opierając się o ścianę i gasząc papierosa.

 - Jak ty tu wszedłeś w ogóle bez włączania żadnego alarmu? I gdzie Alfred? – dopytywałam się, wpatrując się w ciemne oczy Constantine'a.

 - Jestem egzorcystą i okultystą, wbijanie się niezaproszonym na imprezy to pikuś w porównaniu z tym, co robię w pracy, skarbie. – Wzruszył ramionami, jakby to było nic i zdjął swój płaszcz, rzucając go na pobliską kanapę.

 - Egzorcystą i okultystą? Po co ktokolwiek z nas w tym domu miałby cię wzywać... - Chwilę się zastanawiałam nad jego słowami, jednak po chwili spojrzałam na mamę z czymś pomiędzy złością a zażenowaniem. – Mamo, ja nie jestem opętana...

 - Zaraz się przekonamy – wtrącił Constantine, stając koło mnie i podciągając rękawy koszuli.

 John wpatrywał się w moje oczy, znów na jego twarz wkradł się niespodziewanie figlarski uśmieszek. Mężczyzna położył mi rękę na czole i zaczął wymawiać jakieś dziwne, niezrozumiałe dla mnie słowa (wywnioskowałam z tego, że „kupa ma raka", co chyba nie znaczyło nic dobrego). Gdy John skończył, nagle moje oczy z niewyjaśnionych przyczyn zamknęły się, a ja zasnęłam.

_____________________________________________

 Jako, że jestem na wakacjach, nie wiem, kiedy pojawiać się będą następne rozdziały :/ I tak, musiałam dodać Constantine'a, bo ostatnio tak z mamą oglądałam serial no i on jest taki słodki...  :3 xD

Córka Reverse FlashaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz