Część I

2K 76 93
                                    


I. Jack

O siódmej rano budzi mnie alarm w telefonie. By nie zbudzić matki wyłączam go, gdy tylko zaczyna dzwonić. Upewniam się, że rodzicielka śpi, bezszelestnie korzystam z toalety, ubieram się i idę sprawdzić, czy wczoraj przyszła jakaś korespondencja. Robię to codziennie po powrocie ze szkoły, ale wczoraj matka, zaabsorbowana swoim nowym kochankiem nawet nie zauważyła tego, że całkiem zapomniałem o zajrzeniu do skrzynki na listy. Tak lepiej. Wychodzę na zewnątrz i uciekając przed chłodem wracam do domu z plikiem kopert w ręku i bezgłośnie zamykam wejściowe drzwi. Chcąc nie chcąc, przebiegam wzrokiem po adresach. Kilka rachunków, jakaś prenumerata, oferta promocyjna banku... Moją uwagę przykuwa podłużna, żółta koperta. Sięgam po nią, choć doskonale wiem, że tajemnica korespondencji zobowiązuje. Ku mojemu zdziwieniu koperta nie jest zaadresowana, ani nawet zaklejona. Zagryzam wargę, walczę przez moment z sumieniem. Matka i tak się nie zorientuje! Upewniając się, że śpi wyciągam z koperty białą kartkę, z zapisanymi po środku kilkoma słowami: „Piszę tych kilka słów tylko po to, by ci powiedzieć, że cię kocham. Podpisane: Ty wiesz kto." Jestem zdezorientowany. Żaden z prymitywnych, grubiańskich kochanków matki nie zdobyłby się na taki gest. A jeśli to żart kogoś ze szkoły? Chcą mnie upokorzyć... Nikt z nich miał nie wiedzieć, że jestem gejem. Skrzętnie to ukrywałem. Jeszcze raz przebiegam wzrokiem po tekście. W sypialni matki słyszę rumor. Niewiele myśląc wpycham kopertę i list do kieszeni spodni. Oddycham głęboko, gdy matka wychodzi z pokoju, zapala papierosa i przygląda mi się badawczo.

-Jeszcze nie w drodze?-Pyta. Zawsze zwraca się do mnie bezosobowo, chłodno. Wracam do rzeczywistości.

-Tak. Muszę już lecieć. Autobus mi ucieknie.-Chwytam plecak i wypadam na zewnątrz. Matka kupiła domek jednorodzinny na obrzeżach miasta zaraz po śmierci ojca. Od tego czasu do szkoły zawsze docieram autobusem. Sprawdzam godzinę i dociera do mnie, że w tym tempie na pewno nie zdążę, więc zaczynam biec, starając się nie stracić oddechu. Pędzę pod wiatr, mijając nowoczesne, oddalone o kilka przecznic osiedle ładnych, eleganckich wieżowców. Wyjeżdża jakiś facet na rowerze, hamuje gwałtownie, mówi coś do mnie, ale unoszę tylko dłoń i biegnę przed siebie. Na przystanek docieram w momencie przyjazdu autobusu. Wskakuję do niego i przez szybę obserwując miasto, rozmyślam nad słowami zapisanymi na kartce zamkniętej w żółtej kopercie. Chciałbym, żeby istniała jakaś alternatywna rzeczywistość, w której to Felix, ten niezwykle sympatyczny, oszałamiająco przystojny chłopak z równoległej klasy, mógłby być nadawcą tego listu. I żeby ten list był adresowany właśnie do mnie... Ale to nie ma sensu i nigdy nie będzie prawdą. Przestaję rozmyślać o tym, kiedy dostrzegam, że autobus rusza spod mojej szkoły. Rzucam się do drzwi, kierowca spogląda na mnie we wstecznym lusterku, a ja dziękuję mu gestem i uśmiechem i wysiadam, spoglądając jeszcze raz na zegarek, a potem pędem udaję się w stronę gmachu liceum. Udaje mi się nie spóźnić na pierwszą lekcję. Stojąc oparty o ścianę przyglądam się ukradkiem uczniom równoległej klasy, wyszukując wśród nich Felixa. Przed dzwonkiem na lekcję nie odnajduję go pośród pozostałych nastolatków. Wzdycham ciężko, wyjmuję zmięty papier z kieszeni, wrzucam byle jak do szafki i idę na zajęcia. Zajmuję miejsce w ostatniej ławce, przy oknie, starając się ukryć, skulić, zamknąć w sobie, uciec przed spojrzeniami, bo jakaś cząstka mnie upiera się, że oni wszyscy już wiedzą. Nie wiem skąd, ale wiedzą. I na pewno pragną mnie zniszczyć, wykończyć, stłamsić. Mam wrażenie, że pewnego dnia po prostu to ujawnią, zaatakują mnie znienacka, gdy nie będę się spodziewał. Popadam w coraz większą paranoję. Oddycham głęboko, opieram podbródek na dłoni i staram się skupić na tym, co mówi nauczycielka geografii, wymachując wskaźnikiem na prawo i lewo. Bezskutecznie. Moje myśli znów wracają do listu zamkniętego w szkolnej szafce i do moich dziwacznych domysłów. A co, jeżeli to jakaś pomyłka, durny dowcip? Za bardzo się nakręcam, a potem już może nie być odwrotu.

Podpisane: Ty wiesz ktoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz