Jack
Od tygodnia nie żyje moja matka. To dziwnie przytłaczająca, a równocześnie oczyszczająca wizja. Jakaś część mnie, może niesprawiedliwie, cieszy się, że już jej nie ma. A rozsądek podpowiada, że to dziwne i nie powinno tak być. Nakazuje rozpaczać, a przynajmniej o tym rozmyślać. Więc rozmyślam. I szukam chociaż jednego powodu, dla którego miałbym żałować. Za tydzień skończę osiemnaście lat, znajdę jakieś liceum dla dorosłych. Wszystko się ułoży. Z Indiany przyjechała ciotka, która widziała mnie po raz ostatni, gdy miałem trzy lata. Jest prawniczką i moją jedyną krewną. W moim imieniu chce walczyć o dom. W sumie jestem jej wdzięczny. Tylko co zrobię, jeśli go dla mnie wywalczy? Nie będę tam sam mieszkał. Jestem dzieciakiem bez szkoły, pracy i kasy. Potem rząd mnie sprzeda razem z całym budynkiem. Eric codziennie chodzi do pracy, a ja zostaję sam i tkwię tu bezczynnie i bezużytecznie. Czuję się sam sobie winien. Trzeba było nie przerywać nauki. Staram się ogarniać mieszkanie, gdy go nie ma. Sprzątam, bo pragnę się jakoś odwdzięczyć za schronienie i za wszystko. Stale wertuję podręczniki, uczę się na pamięć, szukam informacji w książkach z biblioteki i w internecie. Próbuję sam w pojedynkę wszystko zrozumieć. Chcę się uczyć. Naprawdę. Tylko sam nie daję rady. Jednak potrzebny jest nauczyciel, ktoś, kto potrafi to sensownie wyjaśnić. Zamykam podręcznik od angielskiego i rzucam go na stół. Mdli mnie od czytania brytyjskich poetów i od ich głębokiego, depresyjnego smutku. Dość mam własnego. Podchodzę do okna. Jakaś wysoka, szczupła babka wchodzi do drugiego wieżowca. Obejmuję ciało ramionami, stwierdzając, że robi się coraz zimniej. To już początek grudnia, ani się obejrzę, a już będą święta. Gdzie je spędzę? W noclegowni? Wzdycham. Dopiero w obliczu Bożego Narodzenia dostrzegam, że jestem na kompletnym dnie. Ale skoro nie mogę już spaść niżej, to chyba teraz powinno być już tylko lepiej, prawda? Przecież moje życie nie może być jakimś jednym wielkim pasmem nieszczęść. To się zdarza tylko w serialach, a nie w rzeczywistości!Patrick
Od tygodnia jestem w domu. Nie swoim, tylko Jamesa. Rzecz w tym, że jego tutaj nie ma, więc czuję się nieswojo. Boję się czegokolwiek dotykać, boję się zaburzyć jakąś równowagę. W końcu nie jestem u siebie. Staję przy oknie, gapię się w okno Victora. Trochę żałuję, że w ogóle nie próbował się ze mną kontaktować. Jego strata. Trudno. Rozglądam się dookoła. Łażę po mieszkaniu, przyglądam się grzbietom książek. Zwyczajna, ludzka ciekawość kusi mnie, by pogrzebać w jego rzeczach, ale rozsądek zakazuje. W końcu jednak, choć czuję się jak drań, ściągam z szafy tajemnicze, czerwone pudełko. Ostrożnie podnoszę wieczko i czuję, że pakuję się z butami, do czyjegoś życia. No ale muszę jakoś poznać tego faceta! Siedzę na podłodze, z kartonem między nogami i przeglądam zawartość. Zdjęcia, listy, jakaś chustka, flakon po perfumach, lewa rękawiczka, widokówka z Mediolanu, rysunek, zegarek...Rety! On ma tu niezłą kolekcję. Prawie jak te świry, które wypychają własne, zdechłe zwierzątka. Może to była jakaś obsesja i on sam zabił tego gościa? A teraz trzyma jego zwłoki w szafie? Podejrzewam, że to wszystko należało do tego faceta ze zdjęcia. Już wiem, dlaczego tak bardzo to przeżywa. Bo wciąż trzyma tutaj te rzeczy. Gdyby się ich pozbył łatwiej by mu przyszło pogodzenie się ze śmiercią. Tylko przecież mu tego nie zasugeruję... Nie może wiedzieć, że grzebałem w jego rzeczach. Odkładam wszystko na swoje miejsce. Rozumiem, dlaczego James tak bardzo cierpi. A ciekawe, jak zareagował by Vic, gdyby się okazało, że nie żyję? Wolę o tym nie myśleć. Pewnie nawet by nie zapłakał i pochowałby mnie w kartonie po jakimś długim meblu z IKEI, żeby nie wywalać kasy na trumnę i pogrzeb. Nie wiem, po kim on jest taki. Chyba nie po matce? Nidy jej nie poznałem, Victor sam nie miał z nią kontaktu od dziesięciu lat, ale czasami pozwalał mi czytać listy, które do niego pisała. Wyłaniał się z nich obraz naprawdę troskliwej, zakochanej w dziecku kobiety. A może Victor ukrywa jakąś traumę, o której mi nigdy nie mówił? Po raz kolejny przeglądam tekst Jamesa i dodaję swoje sugestie, bo o to prosił. Powinienem go odwiedzić w szpitalu, ale trochę się boję, bo nie wiem, czy ktoś tam jeszcze wierzy w te bujdy o rodzinie. Ale najpierw muszę wypłacić resztę kasy z konta i kupić nowy rower. Bez tego się nie obejdzie, bo kompletnie nie będę się miał jak przemieszczać. W sumie to Vic powinien mi ten rower odkupić, skoro on z niego zrobił metalową harmonijkę. Jutro pierwszy dzień grudnia, coraz bliżej do świąt. Cholera wie, gdzie je spędzę. No bo ten facet chyba ma jakąś rodzinę? Nie będzie mnie tu trzymał na stałe. Może wezmę jakiś kredyt? Albo sprzedam narządy? Jakoś trzeba żyć...
CZYTASZ
Podpisane: Ty wiesz kto
Ficção Geral„Piszę tych kilka słów tylko po to, by ci powiedzieć, że cię kocham. Podpisane: Ty wiesz kto." Tajemnicze wiadomości, w żółtych kopertach wywracają do góry nogami spokojne życie kilkorga osób. Anonimowe wyznania miłosne zaskakują, prowokują, dają na...