Mała podróż do czasów, gdy Michael żył, a James nie miał ani amnezji, ani depresji i był po prostu szczęśliwy. :)
Siedzę w drugim rzędzie na trybunach i pękam z dumy, obserwując jak Michael pokonuje kolejne długości basenu. W pierwszym rzędzie siedzi jego matka, która nie ma pojęcia o moim istnieniu. Prędzej czy później media pewnie i tak zwęszą trop, ale narazie cały świat, wliczając w to jego bliskich, żyje w błogiej nieświadomości. I jest nam z tym naprawdę dobrze. Nie potrzebna nam sensacja ani szum. Ktoś mógłby powiedzieć że ja promuję za pomocą romansu swoją powieść albo że, na odwrót, on promuje się na mnie, bo chce by o nim pisano... Nie chciałbym tego. Zresztą nigdy nie chciałem być rozpoznawany... Chciałem tylko pisać. Turniej się kończy, a ja wychodzę z budynku z resztą ludzi. Jest lato, prawie wpadam na dziewczynkę jedzącą lody, gdy widzę jak matka wiesza się na szyi Michaela, a on obejmuje ją i kołysze, uśmiechając się od ucha do ucha. Czuję coś dziwnego. Jakby połączenie żalu, irracjonalnej zazdrości i wyrzutów sumienia. Do domu wracam metrem, obserwując współpasażerów i kiedy już wreszcie wchodzę na górę, widzę że Michael siedzi na schodach, przed drzwiami mojego mieszkania.
- Byłeś tam. - Mówi. W oczach lśnią mu iskierki, a za długie włosy opadają na czoło. Jest piękny.
- Zawsze jestem. - Odpowiadam, otwierając drzwi kluczem i wpuszczam go do środka. Tutaj jesteśmy bezpieczni i całkowicie odprężeni. W zasadzie obaj ledwo weszliśmy w dorosłość, mamy po dwadzieścia parę lat, a już mówią o nas wszyscy. Mickey słyszał o mnie, zanim go poznałem, bo jego przyjaciółka czytała moje książki. Ja nie miałem pojęcia o jego istnieniu. Trudno się dziwić... Nigdy nie interesowałam się sportem, w szczególności pływaniem. Ale poznałem tego boskiego, inteligentnego, wrażliwego faceta podczas podróży samolotem do Włoch i uznałem, że dla niego mogę nad basenem spędzić resztę życia. Nie wiem czy to przeznaczenie, czy przypadek, że w samolocie dostaliśmy miejsca obok siebie i gadaliśmy przez całą drogę. A potem on, chcąc nie chcąc został moim przewodnikiem. On odwiedzał bliskich, ja promowałem książkę. On znał to miejsce jak własną kieszeń, ja po raz pierwszy byłem tak daleko od domu. Wymieniliśmy się numerami telefonu i naiwnie przysięgliśmy że będziemy wracać tym samym samolotem. I tak to już trwa, prawie pół roku...
- Napijesz się czegoś? - Proponuję, idąc do kuchni, a Michael podąża za mną, jak cień.
- Nie przywitałeś się ze mną... Tak bardzo tęskniłem. - Szepcze, obejmując mnie w pasie. Czuję że jestem wszechmocny, że mogę zdobyć świat, kiedy tylko on jest przy mnie. Powoli odwracam się do niego przede. Patrzę w jego piękne, ciemne oczy, zawsze pełne radości i światła. Niekiedy mam wrażenie że on nigdy nie traci energii. Wszędzie go pełno, szybko chodzi, głośno się śmieje, je za dwóch, równocześnie utrzymując smukłą sylwetkę zawodowego pływaka. I w tym wszystkim jestem ja. Niepozorny, samotny gość, który wypija hektolitry zielonej herbaty i pisze ckliwe, babskie romanse.
- Kocham cię. - Szepcze. Za każdym razem gdy to mówi, po moim ciele przebiega elektryczny dreszcz. Jestem zachwycony i rozedrgany. I jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.
- Ja ciebie też. - Odpowiadam, nie odrywając wzroku od jego oczu. Nawet nie mrugam. Michael ujmuje moją twarz w dłonie i drażniąco powoli się przysuwa. Czuję jego oddech na ustach, kiedy w końcu, koniuszkiem języka rozchyla moje wargi i całuje mnie. Powoli, celebrując jakby tę chwilę. Pocałunek jest słodki, mokry i bardzo leniwy. Michael całuje mnie bez pośpiechu, a mnie wydaje się że tak całować może tylko prawdziwy Włoch. Rozpływam się i chcę żeby ta chwila trwała wiecznie. Chcę uciec gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie i żyć z nim jak normalny człowiek. Kiedy się ode mnie odrywa, muska jeszcze kilkukrotnie moje wargi, a potem opiera czoło o moje i dzieli się ze mną oddechem. Kocham go. Mógłbym to powtarzać w nieskończoność i wykrzyczeć całemu światu. Ale wtedy ten świat mógłby nas zniszczyć. Nie chcę się od niego odsuwać więc trzymam mocno jego kark i drżę od wewnątrz. Wiem że to naiwne, dziecinne i durne, ale nie umiem nie chłonąć całym sobą, każdej wspólnej chwili..
- Mogę zostać na noc. - Pyta. Kiwam głową, oblizując usta.
- Byłeś dziś świetny. Widziałem twoją mamę... - Zaczynam.
- Powinniśmy jej powiedzieć. - Stwierdza, cofając się o krok. Nie. Zbyt wiele ryzykujemy. Kręcę głową i proponuję mu herbatę, żeby zmienić temat. Niepotrzebnie zacząłem... Przez cały czas, gdy czekam na gwizd czajnika i napełniam kubki, on obejmuje mnie w pasie. Siedzimy potem późnym wieczorem na sofie, naprzeciw okna i gapimy się w gwiazdy. Jest cudownie. Moje życie jest wspaniałe. Obcałowuję umięśnione ramię faceta, żeby rozproszyć jego uwagę, a kiedy wreszcie dopada moich ust, powtarzam że jest dla mnie całym światem, a on zartuje że musi w końcu nauczyć mnie pływać. Te chwile beztroski i prawdziwej, szczerej miłości i namiętności, są dla mnie bezcenne. Teraz, dziecinnie wierzę w to, że będziemy razem na zawsze. I pamiętam nasze pierwsze spotkanie, pierwszy pocałunek, pierwszy, wspólny raz... Wszystko koduję w pamięci, żeby na starość, siedząc wciąż w jego ramionach, móc wspominać. Bawię się jego włosami. Próbuje mnie pocałować, ale odsuwam się.
- Potrzebuję cię tutaj. - Przesuwam palcami po zarysie jego szczęki.
- Jestem tu. - Odpowiada i obejmując ją ustami, pociąga lekko za moją dolną wargę. Mickey jest moim ideałem, choć w żadnym calu nie pasuje do tego wyśnionego archetypu... I chyba to kocham w nim najbardziej. Jest prawdziwy. Ma lekko niesymetryczną twarz, przydługie włosy i zdarza mu się mówić z włoskim akcentem, gdy gada szybko i dużo. I między innymi to czyni go ideałem. Chcę z nim spędzić wieczność!
CZYTASZ
Podpisane: Ty wiesz kto
General Fiction„Piszę tych kilka słów tylko po to, by ci powiedzieć, że cię kocham. Podpisane: Ty wiesz kto." Tajemnicze wiadomości, w żółtych kopertach wywracają do góry nogami spokojne życie kilkorga osób. Anonimowe wyznania miłosne zaskakują, prowokują, dają na...