Część 20

223 35 8
                                    



Jack

Leżę sam w szpitalnym łóżku i czytam otrzymaną na urodziny od Erica książkę. Na korytarzu jest kompletnie ciemno. W głowie krążą mi setki myśli i nie mogę skupić się na fabule. Nie wiem, czy powinienem zamieszkać z ciotką. Takie rozwiązanie byłoby pewnie bardziej rozsądne, ale nie mam pojęcia, czy tego właśnie chcę. Czy te najmądrzejsze rozwiązania zawsze są najlepsze? Czy powinienem zaryzykować? Odkładam książkę, wzdycham, wbijam wzrok w sufit. Mam nieodparte wrażenie, że po raz kolejny się poddam i przegram, bo zbyt mocno się boję. Czy nie lepiej postawić na to, czego chcę? A reszta się sama ułoży? Życie jest kompletnie popieprzone. Jeszcze ta cała sprawa z policją, z Felixem, ze zdjęciami. Nie zniosę tego, jeśli będę musiał łazić po sądach. Jestem na to za słaby i jestem tego świadom. Odwracam się na bok, zwijam w kłębek. Boli mnie twarz. Nie mam na nic sił. Wszystkiego mam dosyć. Chcę tylko wrócić do domu. Ale gdzie tak naprawdę jest mój dom? Chciałbym wiedzieć na czym stoję, mieć pewność czegokolwiek. Ale to nie jest łatwe i wymaga inicjatywy. A odwagi mi brak. Od zawsze. Jestem wściekły na samego siebie z powodu swojej durnej bezczynności. Mógłbym się postawić, zrobić wiele, sięgnąć po własne szczęście, gdybym tylko tak bardzo się tego wszystkiego nie obawiał. Nie chciałbym po raz kolejny w żadnej z sytuacji zrobić z siebie pośmiewiska. Zbyt wiele razy spotkało mnie to wcześniej. Cierpienie podobno uzależnia, ale ja wolę od niego uciekać. Bo nie mam nawet sił, aby z nim w jakikolwiek sposób zawalczyć.

Patrick

- Może gdzieś wyjdziemy? – Proponuję nieśmiało. James podnosi głowę z mojego ramienia.
- Teraz?
- A dlaczego nie? Film się skończył. – Rzucam, jak gdyby nigdy nic.
- Jest kompletnie ciemno. Gdzie chcesz chodzić?
- Jest ciemno, bo taką mamy porę roku. Chodź.
- Dokąd? – Spogląda na mnie z dozą lęku, wstaje powoli z kanapy, wygrzebuje się spod koca.
- Zobaczysz. – Oświadczam. Chcę go po prostu zabrać na świeże powietrze, a dodatkowo wrócić do bliskiego mi miejsca. Nie wiem, czy on też je zna, ale zawsze mogę mu to wmówić. Nie ma nic prostrzego. Ja je doskonale pamiętam. Z każdej nocnej eskapady z Victorem. Siedzieliśmy tam, odcięci od świata, w miejscu niedostępnym dla innych i rozmawialiśmy o przyszłości, albo po prostu milczeliśmy. Wydawało nam się wtedy, że możemy zdobyć cały świat i że nic nam nie grozi. Jestem przekonany, że kurs taksówką w dwie strony będzie kosztował fortunę, ale mam uzbierane oszczędności. Jeśli nie starczy, będę kombinować. Ale po prostu muszę jakkolwiek rozerwać Jamesa. Patrzy na mnie z niekłamaną i nieskrywaną ciekawością.
- No, chodź! – Ponaglam, wyciągam do niego rękę. Ujmuje ją, uśmiecha się. Chyba nie zamierza już protestować. Wzywam taksówkę.
- Ubieraj się! – Wołam. Spogląda na mnie przez ramię i znika w sypialni. Siadam na brzegu kanapy, czekam aż wróci. Znów wracam myślami do Victora. Chociaż go tu nie ma, nieznośnie nie daje mi spokoju. To chyba niewłaściwe. Ale nic nie poradzę, że nawet teraz tęsknię i pamiętam. Vic pewnie tego nigdy nie robi. Nie wspomina.
- Już? – Słyszę głos Jamesa. Odwracam się w jego stronę. Wygląda ślicznie, w bieli. Podchodzę do okna. Taksówka czeka.
- Tak. – Potwierdzam. Uśmiecham się do niego. Staram się zachować spokój. Boję się, że on coś w końcu wyczuje. Przecież nie jest głupi. Wkładamy buty i płaszcze i opuszczamy mieszkanie. W bloku panuje cisza. Nikomu się nie śni wychodzić o tej porze. Przed budynkiem panuje niezmącona niemal ciemność, przecięta tylko jedną, uliczną latarnią i światłami auta. Wsiadamy do taksówki. Kiedy informuję kierowcę gdzie ma jechać, spogląda na mnie zdziwiony, ale nie komentuje. James chyba nie zna celu naszej wyprawy. To nawet lepiej. Wpatruje się w mijany za oknem, nocny widok. Odnajduję po omacku jego dłoń, splatam jego palce z moimi. Spogląda na mnie, uśmiecha się. Z samochodowego radia cicho sączy się muzyka. A ja, mam wrażenie, jestem najspokojniejszym człowiekiem na ziemi. James mi ufa, nie sprzeciwia się, nie zadaje dziwnych pytań, więc wszystko powinno się udać. A jeśli kiedyś, pewnego dnia wspomnienia powrócą... Jakoś mu to wszystko wytłumaczę. Przecież zaczynanie nowego życia nie może być aż tak trudne. Spoglądam w okno po swojej stronie, gapię się na mijane drzewa i śnieg, który przysypał pobocza. Drogi są niemal całkiem puste. Tak, jak wszystkie rozdziały mojego nowego życia, w nowym roku. Ode mnie zależy, jak to wszystko rozegram. Muszę mieć konkretny, mocny plan. Taki, który nie zbudzi czujności Jamesa i nie zburzy jego zaufania, które udało mi się zdobyć. Potrzebuję go, mimo wszystko. Może powinienem zacząć odkładać pieniądze, szukać własnego mieszkania, ale... Tu mi się podoba. I chyba chcę z nim być. Nawet, jeśli nigdy nie zdołam go pokochać.

Podpisane: Ty wiesz ktoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz