II. Jack
Kiedy kończą się zajęcia pośpiesznie próbuję zabrać ze sobą najważniejsze rzeczy, które przed lekcjami upchnąłem w szafce i wyjść ze szkoły, żeby zdążyć na autobus. I wtedy pojawia się Felix. To znaczy, pojawia się przy mnie. Musiałem nie zauważyć go wcześniej... Mówi coś do mnie, gdy zatrzaskuję drzwi szafki i wracam do rzeczywistości, trzymając plecak w jednej ręce.
- Tak?- Pytam.
- Masz długopis?- Uśmiecha się ciepło. Wiruje mi w głowie.
- Mam.
- Pożyczysz?
- Jasne. Zaraz.- Ponownie otwieram szafkę, trochę zbyt gwałtownie, bo zmięta kartka i żółta koperta wypadają na podłogę. Chcę je podnieść, ale Felix jest szybszy. Modlę się w duchu, żeby tego nie czytał i niczego sobie nie dopowiedział. Tłumaczy coś na temat tego, że nie ma naboju do pióra, ale nie słucham, próbując wygrzebać długopis upchnięty w kieszeni niedbale zwiniętej bluzy, wciśniętej w kąt szafki.
- Proszę.- Podaję mu znalezisko i wyrywam kartkę, którą wkładam do plecaka. Przygląda mi się przez chwilę. Pewnie ma mnie za kompletnego idiotę.
- Oddam ci jutro, bo wy chyba już kończycie.- Rzuca niepewnie, unosząc jedną brew.
- Tak. Muszę lecieć, bo autobus mi ucieknie.- Mówię, wymijam go pośpiesznie i oddychając nerwowo wypadam ze szkoły. Znowu muszę biec na przystanek. Nigdy nie potrafię sobie zorganizować czasu! Psuje się pogoda, niebo się zachmurzyło, marznę, kiedy pędzę w stronę przystanku, pod wiatr. Nie czuję nawet chłodu, podekscytowany tą pozornie błahą sytuacją. Wydaje mi się, że moje życie rusza naprzód, że rozpoczyna się jakiś nowy rozdział, choć przecież wcale nie mam racji. To nic nie znaczyło. Rozsądek i fantazja toczą we mnie walkę. Do autobusu wpadam w ostatniej chwili, zdyszany, ale na swój sposób szczęśliwy. Nie słyszę nic, poza pędem krwi w skroniach, próbuję uspokoić oddech. Muszę coś z tym zrobić. Zatrzymać chwilę, porozmawiać z nim jeszcze, spróbować chociaż. Kiedy docieram do domu, matki w nim nie ma, a w lodówce nie ma jedzenia. Idę więc do siebie, chowam list i kopertę do szuflady i opadam na łóżko. Wciąż wszystko się we mnie telepie, choć przecież nie zaszło nic szczególnego. Ale w końcu złapałem kontakt! Jestem bliżej. Będzie dobrze. Nawet nie wiem, kiedy zasypiam. Matka pojawia się po północy, robi mnóstwo hałasu, bo pewnie jest pijana. Tłucze się coś szklanego, a ona śmieje się głośno i zapala światło. Rozsądek podpowiada mi, że powinienem sprawdzić, czy nic się jej nie stało, ale po chwili słyszę jakiś męski głos i wiem, że nie jest sama. Nienawidzę tego. Odwracam się twarzą do dołu i przykrywam głowę poduszką. Ktoś szarpie za klamkę u drzwi mojego pokoju, matka woła, że to nie tu. Oddycham głęboko, próbuję się uspokoić. Nie chcę tego słyszeć. Staram się zniknąć. Znów śmiech matki, głos tego faceta, zgrzyt łóżka. Któreś z nich musiało gwałtownie upaść na materac... Robię wszystko, by o tym nie myśleć, odpłynąć, skupić się na czym innym, ale moje usilne starania nic nie dają. Dobrze, że jutro sobota, bo znów bym zaspał do szkoły. Głosy zza ściany nie cichną. Pewnie oboje są pijani, jutro nie będą nic pamiętać...Czasami tak bardzo nie znoszę życia tutaj, w tym domu, pod jednym dachem z tą konkretną kobietą. Ludzie mówią, że matkę zawsze się kocha, ale chyba sami w to nie wierzą. Nikt nie umiałby kochać takiej matki, jak moja. Jestem dla niej tylko problemem, ciężarem, utrapieniem. Gdybym zniknął wcale by się nie przejęła. Pewnie nawet by nie zauważyła.
II. Patrick
Kiedy wracam do domu Victor akurat dzwoni z informacją, że musi zostać dłużej w biurze. Rozumiem to. To nie pierwszy raz, ale w końcu z czegoś musi utrzymać to ogromne mieszkanie. Podziwiam jego odpowiedzialność i pracowitość. Kiedy wchodzę do kuchni pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to brak listu, pozostawionego rano na stole. Co się mogło z nim stać? Sprawdzam, czy Victor nie wyrzucił go do śmieci. Nie. Przecież nie wyparował! Zrezygnowany opieram się o blat i rozglądam dookoła. A jeśli Victor zabrał go ze sobą? Jeżeli coś knuje? Nie, on by nie był do tego zdolny. To porządny, rozsądny i naprawdę fantastyczny człowiek. Spoglądam na zegar. Wróci za jakieś czterdzieści minut. Zdążę przygotować coś szybkiego, na ciepło. Muszę mu jakoś pokazać, że mi zależy, że doceniam to, jak się poświęca. Siedzę potem przy zastawionym stole, mija kolejna godzina. Wiem, że nie mogę do niego zadzwonić, a boję się, że coś mogło się stać. Ale nie mogę nic zrobić z tą niepewnością. Mogę tylko czekać. Jestem coraz bardziej nerwowy i niepewny. Stukam palcami w stół, wpatrując się w zegar, potem krążę po mieszkaniu, próbuję przeczytać fragment rozpoczętej miesiąc temu książki, ale wszystko na nic. Moje myśli wciąż krążą wokół listu i tego, gdzie teraz jest Victor. Wszystko wyprowadza mnie z równowagi. Wgapiam się uparcie w sekundnik, odliczając kolejne minuty jego spóźnienia, wystaję przy oknie, wysyłam sms'y – wszystkie bez odpowiedzi. Wariuję, duszę się. Odchodzę od zmysłów. Wracam do cierpliwego czekania za stołem, potem przewalam do góry nogami całe mieszkanie, szukając listu. Nie znajduję go, ale w szufladzie nocnej szafki Victora zauważam wizytówkę jego firmy. Chowam ją do portfela, uznając, że może mi się kiedyś przydać. Może zrobię mu kiedyś niespodziankę, gdy będzie w nocy w biurze? O tak, by się upewnić, że na pewno tam jest... Nie chcę tego tak naprawdę robić. Prawda mogłaby mnie zranić, a nie chcę być nieszczęśliwy. Victor z pewnością się może podobać. Co do tego nie mam wątpliwości. Jest przystojny, inteligentny i nieźle zarabia. Próbuję po raz kolejny się z nim skontaktować. Ryzykuję i dzwonię. Jest sygnał, ale Victor nie odbiera. Sam nie wiem kiedy zasypiam, zmęczony czekaniem i domysłami.
CZYTASZ
Podpisane: Ty wiesz kto
General Fiction„Piszę tych kilka słów tylko po to, by ci powiedzieć, że cię kocham. Podpisane: Ty wiesz kto." Tajemnicze wiadomości, w żółtych kopertach wywracają do góry nogami spokojne życie kilkorga osób. Anonimowe wyznania miłosne zaskakują, prowokują, dają na...