Minęło już parę dni, kalendarz wskazywał 20 października. Rana na mojej ręce układała się dziś w napis "18 dni". Sny zniknęły, lecz czułam, że jeszcze powrócą. Nie dostawałam ŻADNYCH listów od mamy, pewnie nie chce, abym się o nią martwiła. Ale ja naprawdę nie potrafiłam, z każdym bałam się, że mogło się stać coś strasznego. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Lockharta. Zapomniałam, że mamy teraz lekcje i powinnam słuchać. Brawo, 10 punktów dla McKenzie za inteligencję.
— Dixon, słuchasz mnie? — zapytał nauczyciel, ugh. Jak ja go nie cierpię, jakim cudem inni go uwielbiają?! — A więc się przekonamy. Jaki jest mój ulubiony kolor? — spytał.
Pogięło go. Mieliśmy niedawno już na jego lekcji arkusze testowe, gdzie były pytania typu "Ulubiony kolor Glideroya Lockharta?" lub "Skryte pragnienie Gliderya Lockharta?". Nie napisałam wtedy nic. Miałam to gdzieś.
— No nie wiem... Sraczkowaty? — odpowiedziałam zażenowana.
Sala ryknęła śmiechem, za to Lockhart zrobił minę szczerze obrażoną.
— Nie, Dixon. Liliowy, napisałem o tym w Roku z yeti. Lepiej uważaj, bo nie będę taki miły następnym razem. — odpowiedział, chociaż i tak miałam go głęboko gdzieś.
— Dogadujesz Lockchart'owi? No nieźle, nieźle. — szepnął siedzący ze mną w ławce Draco.
— Niech nie myśli, że jest kimś idealnym. Daleko mu do perfekcji.
Draco parsknął na to śmiechem przez co Lockchart zmierzył go groźnym spojrzeniem.
*
Po lekcjach siedziałam w Pokoju Wspólnym odrabiając zadanie z Transmutacji. Mogłam dokładnie zauważyć za oknem trening Quidditcha. Wiedziałam, że Draco stara się o pozycję Szukającego, lecz mi na tym sporcie aż tak nie zależało. Fajnie by było być Ścigającym lub Obrońcą, ale nie było mi to potrzebne do szczęścia.
Po pół godzinie drużyna Ślizgonów wparowała do pokoju zagłuszając spokój. Draco z uśmiechem na twarzy przysiadł się do mnie przy stole oznajmiając:
— Dostałem się! Jestem Szukającym.
— To gratulacje! — rzekłam klepiąc go po plecach. — Puchar w tym roku jest nasz.
— Jasne, że tak. Z Nimbusami Dwa Tysiące Jeden na bank wygramy. W ogóle Weasley to taka ofiara, że aż boki zrywać!
Odłożyłam pióro i popatrzyłam pytająco na blondyna.
— Chciał zaszpanować zaklęciem. Tylko coś go chyba różdżka nie posłuchała i zamiast trafić zaklęciem we mnie, trafił w siebie. I teraz wymiotuje ślimakami. — powiedział śmiejąc się.
Zrobiłam zkwaszoną minę. Fuj, wymiotować ślimakami?
— Z czego robisz zadanie? — zmienił temat przyglądając się mojej kartce.
— Z Transmutacji, już kończę z resztą.
— McKenzie... — objął mnie. — Bo wiesz, jak ja cię kocham.
Pokazałam mu jedynie środkowy palec po czym z uśmiechem na ustach wzięłam swoje rzeczy i wróciłam do dormitorium.
Po kolacji i tak dam mu spisać...Obudziłam się, jak codziennie o 24:00 w nocy przez ból. Z ręki zaczęła lać się krew, a rana ułożyła się teraz w napis "17 dni".
*
Następnego dnia od razu, gdy się obudziłam zmieniłam opatrunek na ręce.
— Znów zmieniasz ten opatrunek? Musiałaś mocno oberwać w te drzwi... — rzekła Emma widząc, że wstałam.
CZYTASZ
Realistka w Hogwarcie #2 - KONIEC
FanficUczennica Hogwartu rozpoczyna drugi rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa, w Hogwarcie. Wiele przeszła w swoim życiu, a to dopiero początek. Jak dalej potoczą się jej relacje z Draco Malfoyem i innymi uczniami? Czy w końcu będzie miała spokojne...