Szliśmy cały czas przed siebie z parę minut. Był początek grudnia, więc było mi trochę chłodno. W końcu dotarliśmy do małej wioski Hogsmeade.
— No i jesteśmy. — oznajmił Dumbledore.
Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam wiele sklepów pokrytych paroma centymetrami śniegu.
— Dokąd będziemy się teleportować? — zapytałam po chwili.
— Otóż. Teleportować będziemy się do Londynu, a dokładniej na cmentarz West Norwood.
Co? Na cmentarz? Czy...
— Panie profesorze... — zaczęłam.
— Tak, McKenzie. Odwiedzisz grób swojej mamy. Pomyślałem, że skoro minęło już kilka dni, to trochę się uspokoiłaś.
— Ale... Kiedy był pogrzeb? Kto zapłacił za nagrobek? — zaczęłam zadawać mnóstwo pytań, bo sytuacja wydawała mi się dziwna.
— Wszystko w swoim czasie. — oznajmił Dumbledore. — A teraz czas się teleportować. Złap mnie proszę za ręke.
Tak, jak dyrektor kazał, tak zrobiłam. Chwyciłam lewą ręke Dumbledore'a, po czym poczułam, jakby przepychano mnie przez grubą gumową rurę. Nie mogłam oddychać, myślałam, że się w końcu uduszę.
Po chwili czułam, że moje nogi stoją sztywno na chodniku. Uniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą cmentarz.— A więc jesteśmy w Londynie. — odrzekł Dumbledore, po czym przeszedł przez bramę cmentarza.
Ruszyłam za nim.
— McKenzie. Kiedy Lord Voldemort zamordował twoją matkę, byłem blisko twojego domu, gdyż wiedziałem, że tego dnia mija 30 dni. Niestety przybyłem za późno... Zauważyłem tylko błysk zielonego, więc ruszyłem od razu do waszego domu. — mówił cicho przechodząc koło nagrobków. — Schowałem ciało twojej matki w bezpieczne miejsce, po czym wysłałem list do twojego ojca. Po Voldemorcie nie było śladu, uciekł. Twój ojciec po paru dniach przyjechał do Londynu spłacić nagrobek, nie chciał bawić się w jakiś pogrzeb. Po tym wydarzeniu poinformował resztę rodziny o śmierci twojej mamy. — tu Dumbledore ucichł na chwilę. — Spotkałem się z twoim ojcem po jakimś czasie. Oznajmił mi, że mieszka aktualnie we Francji. Powiedział, że na wakacje możesz zamieszkać u niego, ale... — w tym momencie przerwałam Dumbledore'owi.
— Nie.
— Tak myślałem, że zareagujesz w ten sposób. Dlatego czy zgadzasz się mieszkać u Malfoy'ów przez okres wakacji? — zapytał patrząc na mnie.
Musiałam się zastanowić... Kocham Dracona, więc wakacje z nim mogłyby być cudowne. Nie darzę sympatią jego rodziców, ale skoro to byli przyjaciele mojej mamy. Nie chceli jej wydać. To nie ich wina, że moja mama umarła.
— Ja... Chyba tak. — rzekłam po krótkiej chwili.
— Świetnie. Jutro wyślę sowę do państwa Malfoy'ów z tą informacją. A jeśli chodzi o ferie. Zostajesz w Hogwarcie?
— I tak nie mam do kogo jechać... — rzekłam.
— Otóż masz. Państwo Weasley'owie zaproponowali abyś święta spędziła u nich.
— Weasley'owie? Oni mnie nawet nie znają...
— Niby nie znają, lecz o śmierci twojej matki wie wiele czarodziejów. Państwo Weasley'owie są dobrymi ludźmi. — powiedział.
— Muszę to jeszcze przemyśleć.. — odpowiedziałam.
Cały czas szliśmy przez cmentarz w poszukiwaniu grobu mojej mamy.
— I jesteśmy. — powiedział Dumbledore podchodząc do dużego, czarnego grobu.
Również podeszłam i ujrzałam w rogu małe zdjęcie uśmiechniętej kobiety. Na grobie było napisane:
Annie Elson
Żyła 37 lat
20.03.1955r. - 30.10.1992r.
Wpatrywałam się cały czas w grób wspominając mamę. Tak bardzo mi jej brakuje... Łza spłynęła mi po prawym policzku, a następnie do moim ust. Poczułam jej słony smak.
Staliśmy tak z dyrektorem przez dobre 10 minut. Nie chciałam odchodzić, czułam, że mama jest blisko mnie. Ciągle patrzyłam w jej zdjęcie. W końcu ciszę przerwał Dumbledore.— Trzymasz się jakoś, McKenzie?
— T-tak. — odpowiedziałam cicho krztusząc się łzami.
— Twoja mama była wielką czarownicą. — oznajmił cicho.
Nie miałam siły na to odpowiadać. Wróciły wspomnienia. Około półtora roku miałam z nią dobry kontakt, przez resztę życia prawie dla niej nie istniałam... Minęło parę chwil, a ja stwierdziłam, że możemy wracać.
Tak, jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. Przechodząc obok innych grobów zaburczało mi w brzuchu.— Przepraszam, nie pójdziesz przeze mnie na śniadanie. Ale mam tu coś dla ciebie. — powiedział Dumbledore, po czym wyciągnął z płaszcza drożdżówkę i mi ją podał.
Rzekłam ciche "dziękuję" i zaczęłam jeść.
Po paru minutach, gdy byliśmy już przed bramą cmentarza Dumbledore zapytał:— Wiesz McKenzie. Niedaleko stąd jest jakiś duży sklep z przeróżnymi rzeczami. Przejdziemy się tam?
Pokiwałam tylko głową dając odpowiedź "tak". Śnieg sypał we wszystkie strony, a ja zajadałam się drożdżówką.
Stanęliśmy przed wielkim sklepem. Nigdy nie byłam w tym miejscu.
Razem z Dumbledore'm oglądaliśmy w środku różne dziwne rzeczy.— Ach ci mugole. Oni to mają pomysły. — powiedział Dumbledore biorąc do ręki coś, co nazywało się "grabie".
Przechodziliśmy przez wszystkie alejki widząc coraz bardziej dziwniejsze rzeczy.
— To dopiero coś! — rzekł dyrektor biorąc do ręki jakiś sterowany samolot.
Powiedział to chyba troszkę za głośno, gdyż jakiś mugol obdarzył go dziwnym spojrzeniem.
Ta chwila zamieniła się w ponad godzinę. Wychodząc ze sklepu schowałam do kieszeni mugolskie słodycze, które zafundował mi dyrektor.— To co. Wracamy? — spytał.
— Wracamy. — odpowiedziałam krótko.
Złapałam za ręke dyrektora i znów poczułam, że się duszę... Na szczęście ta chwila nie trwała tak długo, po chwili znajdowaliśmy się z powrotem w Hogsmeade.
Szliśmy po obsypanej śniegiem dróżce w stronę Hogwartu.
Wchodząc do zamku rzekłam:— Dziękuję, że zabrał mnie pan w to miejsce. Czułam, jakby mama stała obok mnie... — prawie się znów rozkleiłam.
— Ja tobie dziękuję, że dotrzymywałaś mi towarzystwa w oglądaniu mugolskich rzeczy. — powiedział, po czym się uśmiechnął.
Idąc do lochów zegar wskazywał prawie 11:00 "Dobrze, że jest niedziela" - pomyślałam.
Na korytarzu nie było nikogo prócz mnie i... Pewnej osoby zmierzającej w moim kierunku.— Gdzieś ty do cholery była?! — krzyknął nie kto inny, tylko Draco jakieś 2 metry ode mnie.
Otwierałam usta, aby mu odpowiedzieć, lecz on mi przerwał stojąc już ze mną twarzą w twarz.
— Wiesz, jak się martwiłem?! Nie było cię na śniadaniu, w dormitorium, ani nigdzie indziej! Pytałem już każdego, nawet bliznowatego, czy wiedzą gdzie jesteś! — krzyczał wprost w moją twarz.
Nigdy tak na mnie nie podniósł głodu... Czułam, że łzy napływają mi do oczu.
— Draco, ja...
— Nie tłumacz się nawet! — machnął rękoma. — Bałem się o ciebie! Bałem się, że Sama-Wiesz-Kto cię porwał! Czy ty nie rozumiesz, że on w każdej chwili może cię zaatakować?!
Teraz łzy zaczęły spływać mi policzkach...
Draco nadal wściekły tylko spojrzał na moją/jego bluzkę, którą było widać przez lekko rozpiętą kurtkę, po czym odwrócił się i poszedł w stronę lochów ze zdenerwowanym wyrazem twarzy.
Ciągle łkając podeszłam do ściany i odwróciłam się do niej plecami. Usiadłam chowając twarz w dłoniach. Czułam się okropnie...
______________________________
I jak rozdział? ;) Gwiazdki i komentarze mile widziane.

CZYTASZ
Realistka w Hogwarcie #2 - KONIEC
Hayran KurguUczennica Hogwartu rozpoczyna drugi rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa, w Hogwarcie. Wiele przeszła w swoim życiu, a to dopiero początek. Jak dalej potoczą się jej relacje z Draco Malfoyem i innymi uczniami? Czy w końcu będzie miała spokojne...