Po tygodniu obserwacji wypuszczają mnie ze szpitala. A wiecie co jest najgorsze? Jedyne mieszkanie, do którego mam klucze, to NASZE mieszkanie. Nie chce go widzieć na oczy. Wyciągam z kieszeni telefon i wybieram numer Josh'a.
Po kilku sygnałach słyszę głos brata.
- Kto tu się do mnie odezwał, nie wierze. - słyszę śmiech brata, tak bardzo podobny śmiech do NIEGO.
- Ja, jak widać, a raczej słychać.
- No to w czym problem?
- Odbierz mnie ze szpitala i...
- ZE SZPITALA!? Jak to ze szpitala?! Co się dzieje?! - wybucha Josh a ja odsuwam telefon od ucha.
- Uspokój się, poprostu tu przyjedź.
Rozłączam sie i zaczynam płakać. Wszystko jest nie tak. Straciłam narzeczonego, straciłam dziecko. Straciłam wszystko co było dla mnie ważne. Oparłam sie o mur i zjechałam po nim plecami aż nie usiadłam. Ludzie patrzą na mnie ale nie pomogą. Poprostu idą.
Po chwili słyszę auto, które zatrzymuje się obok mnie, podnoszę głowę do góry i dostrzegam Josh'a wysiadającego z auta. Podnoszę sie szybko i biegnę do brata by szybko się w niego wtulić. Rozklejam sie jeszcze bardziej a blondyn gładzi ręką moje włosy.
- Cichutko... - uspokaja mnie. -... Chodź do auta, widzę, że musimy pogadać.
Odklejam sie od niego a wzrok brata spoczywa na moim brzuchu.
- Czy ty... - nie jest mu dane dokończyć bo znowu wybucham płaczem.
- cholera, przepraszam, nie wiedziałem. - bierze mnie na ręce a ja oplatam go nogami w pasie i kierujemy sie do auta. - mogę ci tylko powiedzieć, że jesteś bardziej lekko niż przed ciążą.
Spoglądam na niego jak na debila i zapinam pasy. Cała droga mija nam w ciszy i słychać tylko moje łkanie.
Gdy, w końcu wchodzimy do domu słychać śmiechy. Przyjaciele Josh'a tu są, czyli nie wyprowadził sie. Chce się wycofać do wyjścia ale ten bierze mnie za rękę i prowadzi do salonu. Gdy stajemy w miejscu chowam sie za blondyna lekko za niego wyglądając. Dostrzegam Cris'a, który stoi niedaleko mojego brata i trzyma kogoś za rękę.
Szybko wychylam sie zza brata i podbiegam do bruneta by się w niego wtulić. Ten natychmiast puszcza rękę swojego chłopaka i oplata mnie nią w pasie. Drugą ręką każe wszystkim wyjść, bo słyszę tupot nóg i otwieranie drzwi wejściowych.
Stoję wtulona w przyjaciela szlochając i mocząc jego koszulkę.
- Grace, słonko co się dzieje. - pyta Cris z wyczuwalną troską w głosie. Odsuwam sie od niego i biorę jego rękę przykładając do swojego brzucha.
- Czujesz? - pytam z ironią. - Nic tam nie ma! Nic! Rozumiesz!? Poroniłam!
Cris patrzy na mnie ze zdziwieniem i ponownie mnie do siebie przyciąga.
- W takim razie gdzie Kyle? Czemu go tu nie ma?
- Powiedział, że to dobrze, że poroniłam, bo on wcale nie chciał tego dziecka. - mówię, a raczej szlocham.
Słyszę jak Josh przywala w coś ręką i szepcze coś pod nosem. Stoję wtulona w przyjaciela, który mnie uspokaja.
- Posłuchaj mnie teraz słonko. - Cris podnosi mój podbródek i każe na siebie spojrzeć. - Musisz jak najszybciej zapomnieć o tych złych wydarzeniach. Jak będziesz płakać to nikt cie nie będzie chciał. A gdzie jest ta stara dobra Grace?