Wbiegłem do szpitala z jednej strony szczęśliwy, że za chwilę ją zobaczę, z drugiej strony przerażony, ponieważ w mojej głowie znów pojawiło się pytanie "co jeśli...". Nie chciałem teraz szukać na nie odpowiedzi, nie wyobrażałem sobie nawet co by było gdyby. Czułem, że ona jednak żyje. Że wszystko się ułoży. To niesamowite jak w jednej chwili wspaniałe, piękne życie, może stać się koszmarem. Ja ten koszmar właśnie przeżywałem i choć był to dopiero początek, już na starcie miałem dość. Chciałem tylko ją przytulić. Chciałem poczuć jej dotyk, zapach, usłyszeć jej śmiech, cokolwiek... Oby tylko żyła, oby tylko nie umarła.
- Na jakim oddziale leży Sara Needs? - zapytałem recepcjonistki, przyjmując z góry, że moja dziewczyna żyje.
- Jest Pan z rodziny? - zapytała starsza kobieta, mierząc mnie wzrokiem.
- Jestem bratem - wiedziałem, że jeżeli powiem prawdę, nie wpuszczą mnie do niej.
- Oiom, drugie piętro - sprawdziła w komputerze.
Na mojej twarzy przez ułamek sekundy zagościł uśmiech. Byłem szczęśliwy, że żyje. Szczęśliwy, że w końcu ją zobaczę. Wjechałem windą na piętro drugie, gdzie na korytarzu byli już jej rodzice. Mama Sary podbiegła do mnie, gdy tylko mnie zobaczyła.
- Josh, tak się cieszę, że nic Ci nie jest - uściskała mnie mocno.
- Co z Sarą? - zapytałem niemalże od razu, gdy tylko wypuściła mnie z uścisku.
- Jest nieprzytomna, przed chwilą przewieźli ją na blok operacyjny - zaczęła kobieta, a łzy spływały jej po policzkach strumieniem. - Dostała krwotoku wewnętrznego, lekarze mówią, że jeżeli w ogóle operacja się uda to dwie następne doby będą decydujące - wyjaśniła - Ona walczy o życie Josh - łkała kobieta
Moje chwilowe szczęście zniknęło z taką samą prędkością z jaką się pojawiło. Co ja sobie myślałem? Że ją znajdę i wszystko będzie dobrze? To nie film romantyczny z happy andem tylko popieprzone na tysiąc sposobów życie. Ona walczy o życie, walczy o życie, te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Miłość mojego życia, może umrzeć. Zsunąłem się zrezygnowany po ścianie, schowałem twarz w dłoniach i zacząłem płakać. A raczej wyć, bo płakaniem tego nazwać nie można. Boże błagam, nie zabieraj mi jej. Moje usta wypowiadały modlitwę, za modlitwą. Mijały kolejne godziny, ta operacja ciągnęła się w nieskończoność, w szpitalu zdążyli się już pojawić moi rodzice, oraz Brad i Lizy. W końcu drzwi od sali operacyjnej się otworzyły, wyszedł z nich jeden z lekarzy operujący Sarę. Poderwałem się z miejsca, żeby za chwilę stać przy ojcu mojej ukochanej dziewczyny i czekać na "werdykt".
- Udało nam się zatamować krwotok, operacja się udała - powiedział, po czym wypuściłem z płuc powietrze. - Ale dwie kolejne doby będą decydujące.
- Co będzie potem doktorze? - zapytałem, nie dopuszczając do siebie myśli, że mogłaby nie dać rady.
- Ty pewnie jesteś Josh? - zapytał, a ja spojrzałem na niego niezrozumiale - Wyznawała Ci miłość jeszcze na wpół przytomna w helikopterze - wytłumaczył, moje usta drgnęły w uśmiechu, żeby potem mógł zastąpić go słaby grymas. - Potem mój drogi młodzieńcze, jeśli oczywiście będzie chciała walczyć, wprowadzimy ją w śpiączkę farmakologiczną. Ma liczne obrażenia, nie wytrzymałaby bólu w innym przypadku.
Ojciec Sary poklepał mnie po plecach, po czym wszyscy zaczęliśmy się nawzajem przytulać. Znacie to uczucie, gdy pojawia się cień nadziei, a Wy macie ochotę płakać ze szczęścia i skakać z radości mimo, że sytuacja jest nadal beznadziejna? Ja je właśnie przed chwilą poznałem i przysięgam, że to jest okropnie przytłaczające. Ale cieszyłem się, cieszyłem się, że jest nadzieja, wierzyłem w nią, wierzyłem, że będzie walczyć. Kochałem ją całym sercem i nie wyobrażałem sobie jak wyglądałoby moje życie bez niej. Jesteśmy blisko od przedszkola, fakt, że nasze początki były ciężkie, ale przeszliśmy długą drogę, żeby mieć to, co mamy teraz, żeby mieć siebie. Nigdy nie zapomnę naszego pierwszego spotkania. To był mój pierwszy dzień w przedszkolu. Mała Sara podeszła do mnie i chciała mi zabrać samochodzik, mówiąc że ona lubi się nim bawić najbardziej, a jak powiedziałem jej, że dziewczynki bawią się lalkami to mnie wyśmiała i odpowiedziała że mamy dwudziesty pierwszy wiek, a ja się nie znam na prawdziwych kobietach. Roześmiałem się na samo to wspomnienie. Mama dziewczyny spojrzała na mnie zdezorientowana. Opowiedziałem więc jej ową sytuację.
- A więc to Ty jesteś tym chłopcem od samochodzika - pokręciła rozbawiona głową. - Nawet sobie nie wyobrażasz co my wtedy z mężem przeżywaliśmy. Wróciła z przedszkola i zagroziła nam, że jeżeli nie porozmawiamy z Twoimi rodzicami, na temat Twojego wychowania, ona się wyprowadza. - Roześmiała się Pani Needs - Dasz wiarę? trzy letnia dziewczynka chciała się wyprowadzić z domu, bo chłopiec w przedszkolu zwrócił jej uwagę, że niepowinna bawić się samochodzikami - dodała.
- Żebyś wiedział chłopcze, cały tydzień mieliśmy wojne w domu.- powiedział tata mojej dziewczyny.
- Od zawsze miała charakterek - zauważyłem
- Oj to prawda - powiedzieli równocześnie, po czym lekko się uśmiechnęli.
- Ciekawe kiedy będzie można do niej wejść? - zapytałem zaciekawiony.
Nie mogłem się doczekać, kiedy ją w końcu zobaczę, złapię ją za dłoń, powiem, że kocham. Chciałem z nią być, być przy niej. Potrzebowałem tego równie mocno jak powietrza, żeby po prostu oddychać. Z sali na którą ją przewieziono wszedł lekarz. Wszyscy poderwaliśmy się z krzeseł na równe nogi.
- Panie doktorze czy ja mogę już wejść do mojej córki? - zapytała mama Sary.
- Tak, podłączyliśmy już aparaturę. Proszę wchodzić pojedynczo i starać się nie zakłócać spokoju. Pacjentka musi odpoczywać.
- Doktorze, a czy ja mógłbym zostać z nią na noc? - zapytałem. Miałem świadomość, że każdy z nas chce do niej wejść, a nie chciałem spędzić u niej dziesięciu minut, to by było za mało, zdecydowanie za mało. Będąc przy niej, czuwając, będę spokojniejszy. Nie ma mowy, żebym ją zostawił. Nawet na chwilę.
- Jeśli rodzice się zgodzą to tak. - Powiedział lekarz, za co byłem mu na prawdę wdzięczny.
- Syn jest już pełnoletni - odpowiedziała moja mama - Jeśli rodzice Sary nie będą mieli nic przeciwko...
- Oczywiście, że nie Ana. - Odezwała się mama mojej dziewczyny - Sara by tego chciała. - Dodała po chwili.
Wszyscy wchodzili do Sary i siedzieli u niej po około pół godziny. Postanowiłem, że wejdę ostatni i już po prostu zostanę, ale nie mogłem się doczekać kiedy będzie moja kolej. To chyba najgorszy dzień w moim życiu. To czekanie mnie wykańczało. Moi rodzice weszli do Sary tylko na chwilę, właściwie nie poznają jej w zbyt ciekawych okolicznościach, pojechali już do domu i obiecali, że przyjadą jutro po pracy. Lizy też już wyszła, czekała teraz ze mną na korytarzu na Brada.
- Josh, Sara Cię bardzo kocha - powiedziała w pewnym momencie dziewczyna.
- Wiem - posłałem jej delikatny uśmiech
- To dobrze. Wiesz ja wierzę, że ona z tego wyjdzie - zaczęła, potrzebowałem tych słów, słów, które przynosiły mi chociaż cień nadziei.
- Idzie Brad - odetchnąłem z widoczną ulgą, co nie uszło uwadze dziewczyny.
- Nie możesz się doczekać co? - zapytała, na co kiwnąłem głową twierdząco - Są ze sobą bardzo zżyci, mogłeś się tego spodziewać, że będzie u niej siedział prawie godzinę.
Przyszła pora na rodziców mojej dziewczyny. Nie chcąc ich pospieszać powiedziałem, że idę na kawę. Posłali mi słabe uśmiechy i weszli do sali, gdzie leżała Sara.

CZYTASZ
Konwersacja Z Nieznajomym
RomanceOn wie doskonale do kogo pisze, ona niestety jest w gorszej sytuacji, ponieważ nie ma pojęcia kim jest jej cichy wielbiciel. Pierwsza część historii Sary i Josha. Ranking: #9 in Romans - 10.11.2016r.