26.

9.6K 487 37
                                        

Nie mogłem się doczekać kiedy w końcu ją zobaczę, a gdy przyszła moja kolej zwyczajnie się bałem. Bałem się tego w jakim stanie ją zastanę. Przerażała mnie wizja jakichkolwiek siniaków na jej kruchym ciele. Wziąłem dwa głębokie wdechy, po czym przekroczyłem próg sali, na której leżała moja dziewczyna.

Była blada, na twarzy i ciele miała liczne obrażenia, jej usta były suche i popękane, powieki zamknięte. Jej długie rzęsy rzucały cień na policzki. Do ciała miała podłączoną całą masę kabelków, które zaczynały się przy dwóch ogromnych, piszczących maszynach.

Pomieszczenie było białe, sterylne, miało specyficzny zapach szpitala, zapach, którego nienawidzę, z resztą jak większość ludzi, jeśli nie wszyscy.

Usiadłem na krześle i złapałem jej drobną dłoń, której wierzch ucałowałem. Serce łamało się wpół na widok tak bezbronnej Sary. Nie mogłem pogodzić się z faktem, że moja księżniczka musi walczyć o życie. Mógłbym przysiąc na wszystko, że wolałbym być to ja. Chciałbym, żeby czuła się bezpiecznie, żeby była zdrowa.

- Kochanie, nie wiem czy mnie słyszysz, ale chcę, żebyś wiedziała, że Cię kocham. Jesteś moją pierwszą miłością, pierwszą i ostatnią.... Pamiętasz jak Ci mówiłem, że niczego się nie boję? Ściemniałem. Na przykład teraz się boję. Cholernie się boję o Ciebie mój Skarbie. - Zacząłem mówić, mój głos drżał a z oczu płynęły łzy, których nie próbowałem tamować. - Skarbie, proszę nie zostawiaj mnie, nie odchodź. -Kontynuowałem. - Jesteś moim wszystkim. Sara błagam Cię, nie zostawiaj mnie. - Prosiłem całując wierzch jej dłoni.



Obudził mnie lekarz, starałem się czuwać całą noc, nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Spojrzałem na dziewczynę, a potem na doktora wyczekując jakichkolwiek informacji.

- Tak mi przykro, jak na razie jej stan się nie poprawił - powiedział z wyczuwalnym współczuciem w głosie

- Ale też się nie pogorszył - zauważyłem.

- To jedyna dobra wiadomość jaką mogę Ci teraz przekazać, jej stan wciąż jest krytyczny - powiedział po czym opuścił salę.

Spojrzałem na zegar wiszący na ścianie wpół do ósmej, za pół godziny będą tu rodzice dziewczyny, wiedziałem, że na ten czas będę musiał zostawić moją ukochaną z nimi.

- Cześć Skarbie - musnąłem ją delikatnie w usta, po czym przyłożyłem do nich gazik nasączony wodą, aby je trochę zwilżyć - W normalnych okolicznościach też byś teraz spała, a ja próbowałbym Cię budzić na tysiąc różnych sposobów, ostatecznie przekonałyby Cię naleśniki z MailsRogers. - Zaśmiałem się cicho. - Te przepyszne naleśniki, które tak uwielbiasz... . Jak już wstaniesz i wyjdziesz z tego szpitala zabiorę Cię na podwójną porcję.Co Ty na to?.... Kocham Cię moje słońce, wierzę, że wygrasz tę walkę, jesteś najlepsza. - Powiedziałem ocierając łzy. Ostatni raz płakałem w dzieciństwie, a teraz nie potrafię wytrzymać godziny bez urojenia łzy, może zachowuje się jak baba, a może jak facet, któremu los próbuje odebrać wszystko. Nie ważne jednak dla mnie było, co ludzie sobie pomyślą. Chciałem tylko, żeby ona z tego wyszła, żeby znów wtuliła się we mnie mocno i powiedziała, że tu jej najwygodniej. Tak bardzo tego pragnąłem. - Wiesz kochanie, będę musiał Cię na chwilę zostawić, ponieważ Twoja mama już do mnie macha przez szybę, wrócę niedługo. Bardzo Cię kocham. Walcz proszę, nie poddawaj się - powiedziałem drżącym głosem. Musnąłem delikatnie jej usta, na których wacik nasączony wodą, zdziałał cuda. Już nie były takie suche i popękane jak wczoraj gdy tu wszedłem.

- I jak ? - zapytała mama Sary, gdy tylko opuściłem jej salę.

- Nie polepszyło się, ale też się nie pogorszyło - powiedziałem wszystko co wiedziałem. Rodzice mojej dziewczyny wyrazili zgodę, aby lekarz mógł też udzielać informacji mi. Byłem im za to wdzięczny.

- To ja do niej wejdę - powiedziała, po czym weszła do środka. A ja zostałem sam na sam z ojcem mojej dziewczyny.

- Chodź Josh, musisz coś zjeć, napić się kawy, wykąpać się, przebrać w czyste ciuchy - zaczął wyliczać.

- Nie proszę pana, nie zostawię jej tu samej - zaprzeczyłem niemalże od razu.

- Bez dyskusji, jadę z Tobą ogarniesz się szybko i wracamy, a jedzenie zamówimy gdzieś na wynos - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Chcąc nie chcąc musiałem go posłuchać.


Wracaliśmy już do szpitala, kiedy zobaczyłem kwiaciarnie.

- Może się Pan na chwilę zatrzymać? - zapytałem ojca dziewczyny, który natychmiast spełnił moją prośbę.

Wróciłem do samochodu z storczykiem w ręce. Tata Sary posłał mi delikatny uśmiech.

- Josh, chcę, żebyś wiedział, że cieszę się, że Sara wybrała właśnie Ciebie - powiedział, a mi zrobiło się na prawdę miło. Nie liczyłem na takie słowa z jego strony.

- Dziękuję, ja też jestem szczęśliwy z tego powodu. - Przyznałem

- Ale jak ją skrzywdzisz, to utnę Ci jaja - Tata mojej dziewczyny był bezpośredni

- O to akurat nie musi się Pan martwić - Powiedziałem z westchnieniem.

- To silna dziewczyna, wyjdzie z tego. - powiedział jakby chciał pocieszyć nie tylko mnie, ale też siebie.


Wszedłem do sali gdzie leżała dziewczyna, jej rodzice przed chwilą pojechali, tak jak moi, Brada i Lizy. Przyjaciele mają przyjść do Sary wieczorem. Odłożyłem storczyka na szafce nocnej obok łóżka i przysiadłem na krześle.

- Hej kochanie - pocałowałem ją w czoło - Miałaś dziś wielu gości, nawet sobie nie wyobrażasz jakie bitwy toczyły się na korytarzu o to, kto w danym momencie wchodzi - ścisnąłem jej dłoń - już jutro przeniosą Cię na inną salę i być może nie będziemy musieli wchodzić pojedyńczo - na wierzchu jej dłoni złożyłem delikatny pocałunek - Kocham Cię Skarbie, niewyobrażalnie mocno... Wiesz co Ci przyniosłem? Storczyka. Wiem, że je uwielbiasz. - W moich oczach ponownie zaczęły zbierać się łzy - Kochanie proszę Cię nie zostawiaj mnie, musisz walczyć, musisz być silna. Wiem, że nie jest łatwo, ale nie poddawaj słońce. Tak bardzo się martwię - wydusiłem z siebie, po czym usłyszałem jeden głośny pisk.

Na ekrenie pojawiła się linia ciągła. Jej serce się zatrzymało, a moje razem z nim. Zawołałem lekarzy, którzy od razu wyprosili mnie z sali. Panie Boże proszę, nie zabieraj mi jej. Modliłem się, łkając jak małe dziecko. Sara błagam nie poddawaj się. Krzesło stojące na korytarzu stało się moją ofiarą. Zdenerwowany zacząłem w nie kopać, aż w końcu opadłem zrezygnowany na podłogę. Ona nie może odejść. Ona musi żyć. Sara walcz, proszę Cię walcz. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do mamy mojej dziewczyny.

- Reanimują Sarę...

Konwersacja Z NieznajomymOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz