dos

1.7K 121 37
                                    


Matteo

Z irytacja wymalowaną na twarzy,  łapię Ambar za nadgarstki, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Patrzy na mnie skonsternowana, jednak nie podejmuje żadnej próby wyswobodzenia się. 

-Błagam, skończ. - mówię, nim puszczam jej dłonie. Ona jednak ignoruje mą prośbę i ponownie szarpie się z czarną marynarką, która opina me ramiona. -Zaraz mnie coś jebnie. -wzdycham ciężko, na co momentalnie zostaję przez nią zdzielony w głowę. Wznoszę wzrok ku górze, prosząc o pomstę. Poprawiam dłonią włosy, które padły ofiarą frustracji blondynki.

-Najlepiej idźmy już usiąść. - rzuca Gastón z dłońmi wsuniętymi w kieszenie czarnych spodni. Wynagrodź mu to Boże w dzieciach..

-Gastón ma rację. Niedługo zaczyna się ceremonia. - dodaje Nico, który siłą odciąga swoją dziewczynę od rozmowy z Yam. Nadal nie wiem  co ja tu robię. Przecież ona mnie zabije, jak tylko wypatrzy wśród innych.

Po dłuższej chwili wchodzimy do katedry. Wewnątrz znajduje się już sporo ludzi. Przez krótki czas wypatrujemy wolnych miejsc. Ruszamy w stronę wolnych ław, ale zatrzymuje mnie uścisk na ramieniu. Zbity z tropu spoglądam na Smith.

Bez słowa ciągnie mnie w kierunku przednich miejsc. Nie protestuję, wiedząc dlaczego właśnie tak postępuje. Węzy krwi,  też coś. Nie wiem ile mija, nim cała budowla zapełniona jest w większości nieznanymi mi osobami. Z obojętnością skanuję miejsce w jakim się znajduje. Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy przenoszę swój wzrok na doskonale znanego mi bruneta z dzieckiem na kolanach. Najwyraźniej zorientował się, że jest obserwowany i począł rozglądać się wokół. Zatrzymuje swe poszukiwania odnajdując mnie wzrokiem. Nie jest nawet w stanie ukryć swego zdziwienia i możliwe, że nawet złości. W jego ślady idzie również chłopczyk znajdujący się blisko niego. Tudzież na jego twarzy widnieje przejęcie, ale nieprzerwanie zdobi ją szeroki uśmiech. Otrząsam się jednak i odwracam wzrok skupiając całą uwagę na wysokim blondynie stojącym tuż przy ołtarzu. Więc to jest ten szczęściarz..

Nagle rozbrzmiewają pierwsze takty Marszu Mendelsona. Wstaję wraz z innymi oczekując na pojawienie się kluczowej postaci. Wielkie, masywne drzwi otwierają się co zwraca uwagę wszystkich zebranych. W oczy rzuca mi się piękna kobieta przystrojona w białą suknię. Przełykam ciężko ślinę, uważnie skanując każdy jej ruch. Niewiele się zmieniła. Nadal na jej twarzy gości ten sam uśmiech, który potrafił wywołać te najbardziej pozytywne emocje. Kącik ust drga na samą myśl o niby niedawnych, ale strasznie odległych czasach.

Porusza się z gracją, patrząc na wszystkich z kolei. Końcem końców, jej wzrok pada i na mnie. Moje serce przyśpiesza swą akcję, w chwili gdy krzyżujemy  spojrzenia. Próbuje ukryć zaskoczenie pod płachtą serdecznego uśmiechu, choć wiem, że najchętniej to spaliłaby mnie żywcem.

 Próbuje ukryć zaskoczenie pod płachtą serdecznego uśmiechu, choć wiem, że najchętniej to spaliłaby mnie żywcem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ku zdziwieniu wszystkich zaprzestaje kontynuacji swej drogi. Z jej ust znika uśmiech, czerpie wdech i kiedy zdawało by się, że ponowi zaprzestany czyn, z dłoni, którymi badała mą skórę wywołując przyjemny płomień, wypada bukiet herbacianych róż. Patrzy na wszystkich przepraszająco i.. Patrzę na mężczyznę czekającego przy ołtarzu z zawodem wymalowanym na twarzy. Uprzedzając wszystkich wybiegam z katedry tuż za ciemnowłosą pięknością. To się nie dzieje naprawdę. 

Ambar, przysięgam.. będę wychwalał Cię dniami i nocami za to, że zaprosiłaś mnie jako towarzysza na ślub mej miłości.


Jeżeli pod rozdziałem pojawi się 20 komentarzy oraz taka sama ilość votes - rozdział jeszcze dziś!

no deseado II soy lunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz