Luna
Zaraz po przekroczeniu progu mieszkania osuwam się po najbliższej ścianie. Siedząc na podłodze, podkulam kolana pod brodę, oplatając je ramionami. Chowam twarz, nie kryjąc już swojego smutku. Nadal nie dociera do mnie, jak to się mogło stać. Mój synek..
Wzdrygam się na dotyk mego ramienia. Unoszę głowę, patrząc zapłakanymi oczami na Diego. Nie odezwałam się do niego słowem, kiedy Daniel obwieścił nam, że nie udało mu się odratować Cristóbal'a. Nie potrafiłam zrozumieć sensu i nadal nie potrafię.
-Powinnaś odpocząć. To był ciężki dzień. – mówi przyjaźnie, pomagając mi wstać. Nie opieram się, kiedy ciągnie mnie w stronę sypialni. Będąc już w pomieszczeniu, bierze się za rozpięcie zniszczonej sukni. Obracam się w jego kierunku, kiedy suknia luźno zwisa opina moje ciało.
-Idę pod prysznic. – mój glos wydaje się być pusty i odległy. Skinięciem głowy daje mi znać, że rozumie w ramach czego, oddalam się do łazienki połączonej z sypialnią. Po zakluczeniu zamka w drzwiach, wyswobadzam się z sukni. Nawet suma jaką wydałam na kreacje nie daje jej przywileju na specjalne traktowanie i już po chwili wrzucam ją do kosza na brudne ubrania, upychając siłą kiedy stawia opór. Podobnie postępuję z bielizną i już po chwili mogę czuć na swym ciele gorący strumień wodny. Unoszę twarz ku górze, wplątując dłonie w ciemne włosy. Poczynają piec mnie oczy, kiedy niewielka ilość wody wpada pod powieki. Załamana uderzam dłonią w ścianę prysznica, po której chwile później osuwam się. Nadal to do mnie nie dociera. Czym zawiniłam, że odebrano mi syna..
Nie wiem ile czasu siedzę pod natryskiem, ale najwyraźniej wystarczająco długo, by wzbudzić niepokój w duszy mego niedoszłego męża. Dlaczego życie nie ułożyła się tak, jak pragnęłam tego. Najwyraźniej historia lubi się powtarzać. Mając trzy lata, osierocili mnie rodzice, teraz kiedy myślałam, że wszystko się układa – odebrano mi potomka. Całe życie pod górkę.. Gdzie jest ta pieprzona sprawiedliwość..!
Nie chcąc zamartwiać Hiszpana, wychodzę z kabiny prysznicowej, owijając ciało jaskrawym ręcznikiem. Chwiejnym krokiem podchodzę do drzwi, które otwieram. Blondyn momentalnie porywa mnie do uścisku. Po raz kolejny tego dnia daję upust swym emocjom i wybucham gromkim płaczem. Nie życzę nikomu, by przeżył śmierć własnego dziecka. Przeżyć potomka jest uczuciem niestworzenie potwornym.
Mężczyzna zacieśnia uścisk i składa pocałunek na czubku głowy. Wtulam się w niego bardziej, jakby obecność w jego ramionach miała być rozwiązaniem. Dlaczego my, dlaczego ja..
-Powinniśmy się położyć. – szepcze łagodnie, odsuwając mnie delikatnie na odległość pozwalającą zajrzeć mu w me oczy. Przytakuję, choć tak naprawdę nie mam ochoty na sen. Pragnę jedynie na nowo przytulić Cris'a, przeczytać bajkę na sen, ucałować w czółko okazując, że ma we mnie wsparcie. Najchętniej zabrałabym jego ciało ze szpitala i tuliła tak długo, aż sama bym nie skonała.
Składa przelotny pocałunek na mych wargach i wychodzi z pomieszczenia, zostawiając mnie samej sobie. Mozolnymi ruchami wykonuje rutynowe czynności. Po dłużącym się w nieskończoność czasie, wychodzę z pomieszczenia. Z szuflady wyciągam czystą bieliznę oraz szare dresy. Przebieram się pod czujnym okiem Diego, rzucając mokry ręcznik na oparcie krzesła.
Hiszpan uchyla kołdrę z jednej strony łóżka, czekając aż dołączę do niego. Ja jednak biorę do ręki telefon, ekran rozbłysa ukazując naszą trójkę. Uśmiechniętych, cieszących się z życia. Zdjęcie zostało zrobione kilka miesięcy temu, podczas wyprawy urodzinowej dwulatka do Disneylandu. Zawsze chętnie ustawiał się do zdjęć.
-Idę do Cristóbal'a. Nie chcę by bał się spać sam. – mówię, chowając telefon do kieszeni spodni. Mężczyzna posyła mi jedynie zawiedzione spojrzenie, nim opuszczam sypialnie. Krocząc po mieszkaniu, nadal słyszę dźwięczny śmiech bruneta, który odziedziczył po ojcu. Czemu nie może być tak jak dawniej..
Popycham białe drzwi i na oślep odszukuję lampki nocnej znajdującej się przy łóżeczku malca. Światło w pomieszczeniu rozjaśnia me pole widzenia przez co przelotnym spojrzeniem ogarniam cały pokój. Siadam na kanapie w odcieniu bladego błękitu. Z oparcia zgarniam puchowy koc, którym szczelnie się owijam. Obok mnie leży książka z bajkami, którą jeszcze wczoraj czytałam dziecku. Przejeżdżam palcem po okładce. Łzy ponownie cisną mi się do oczu. Chwytam w dłoń książkę i otwieram na stronie, gdzie wczoraj skończyłam. Czerpię głęboki wdech i poczynam czytać na głos.
,,-A który wolisz? –zapytałeś Puchatka.
-Widzisz, to jest tak – odpowiedział Puchatek. – Kiedy się idzie po miód z balonikiem, to trzeba się starać, żeby pszczoły nie wiedziały, po co się idzie. Więc jeśli ma się z sobą zielony balonik, pszczoły mogą pomyśleć, że jest się częścią drzewa, i wcale nie zauważyć tego, kto idzie, a jeżeli ma się niebieski balonik, mogą pomyśleć, że jest się tylko kawałkiem nieba, i też nie spostrzec tego, kto idzie. A teraz chodzi o to, jaki balonik wybrać.
-A powiedz, czy pszczoły nie mogą Cie zauważyć pod balonikiem? – spytałeś.''
Zaprzestaję czytać, kiedy obraz rozmazuje się całkowicie przez łzy swobodnie uciekające z oczu. Pociągam nosem i opadam bokiem na siedzisko, szczelniej otulając się kocem i tuląc do siebie ulubioną bajkę Cristóbal'a.
CZYTASZ
no deseado II soy luna
Random[sequel APUESTA] Skoro nie kochany, to jaki [...] niepożądany. BY @mrsschanppi 2016©