ocho

1K 75 11
                                    

Luna

Pierwsze uderzenia, drugie, trzecie.. Otulam się szczelniej kołdrą, ignorując osobę znajdującą się po drugiej stronie drzwi. Jedyne czego pragnę to chwila spokoju. Na Boga! Nie jestem aż tak zdesperowana, by uczynić głupotę, której potem bym żałowała.

Nagle wszystko ucicha. Przyciskam do siebie mocniej granatową maskotkę z serii Kubusia Puchatka. Pociągam żałośnie nosem. Czy to się kiedyś skończy?

Słyszę cichy trzask zamka i drzwi już po chwili otwierają się. Zaciskam powieki, imitując sen. 

Kroki na panelach wydają ciche skrzypnięcia. Czuję jak obok mnie ugina się materac, a po niewielkim odstępie czasowym czuję dłoń na mym okrytym ramieniu. Wzdrygam się zauważalnie, co niweczy mój plan.

-Możemy porozmawiać?

Jest ostatnią osobą, której się tu spodziewałam. Nie sądziłam, że po tym co wydarzyło się w przeszłości, przyjdzie tu, by porozmawiać ze mną. Zostaliśmy poróżnieni, straciliśmy kontakt. Niemożliwe by teraz zechciał go odnowić. Nie tak nagle.

-Nie mamy o czym. - nie odwracam się nawet w jego stronę, przez co czuję baczne spojrzenie na mych plecach. Najwyraźniej jemu to przeszkadza, gdyż już po chwili zostaję gwałtownie odwrócona. Z mych ust uchodzi syk, gdy dotykam obolałego ramienia. Jego delikatność najwyraźniej nadal nie wróciła.

-Proszę o jeszcze jedną szansę. - bacznie wpatruje się w mnie, oczekując reakcji z mej strony. Prycham cicho na jego słowa i z zamiarem ponownego odwrócenia się do niego plecami, poczynam czyn, jednak ponownie chwyta mnie z ramię, co komentuję głośniejszym syknięciem.

-Gastón, to boli.

-Proszę.

***

Wściekła wychodzę z łazienki. Z szafy wyciągam bluzę w stonowanym kolorze i zarzucam ją na ramiona. Staję przed brunetem, który szczerzy się jak głupi do sera, co chwilę przeczesując włosy dłonią.

-Zadowolony? - pytam z ironią, która jest aż namacalna w głosie.

-Nawet nie wiesz jak bardzo. - pogodny uśmiech nieprzerwanie zdobi jego twarz. Chwyta mnie za dłoń i pociąga w swą stronę przez co ląduję na jego kolanach. Jedną dłoń kładzie na mym udzie, a drugą trzyma mój podbródek, zmuszając mnie tym samym do wpatrywania się w jego tęczówki, z których bije radość. Za oknem burza jak nie wiem co, a ten szczerzy się jak jakiś nienormalny. To chore.

Pochyla się w przód składając pojedynczego buziaka w kąciku mych ust. Kiedy odsuwa się na wstępną odległość, gromię go wzrokiem.

-Nie chcę Cię zranić. - szepcze, gładząc kciukiem mój policzek. Kładę dłonie na torsie dwudziestojednolatka i tym samym odpycham się od niego na jeszcze większy dystans.

-Czego tak na prawdę ode mnie oczekujesz?

-Żebyś mi na nowo zaufała. Chcę odzyskać naszą przyjaźń. 

no deseado II soy lunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz