W rozdziale występuje całkiem pokaźna liczba przekleństw, także ten.. ;3
Matteo
Zaraz po przekroczeniu mieszkania Luny, kobieta udaje się do jednego z pokoi, gdyż jak stwierdziła, pora by Cristóbal się zdrzemnął. To jest chore. Nigdy nie widziałem Valente w takim stanie. Boję się o nią.
-Luna, kochanie! Wróciłaś? - słyszę męski głos z piętra, a następnie donośny tupot na schodach. Do kuchni wchodzi blondyn, którego widziałem może dwa razy w życiu. Odstawiam kubek z parującą herbatą na blat aneksu kuchennego za mną i opieram się o niego.
-Co tutaj robisz? - pyta wściekle, mierząc mnie nienawistnym spojrzeniem. Jezu, gościu. O chuja Ci chodzi? Nie moja wina, że Twoja narzeczona nadal coś do mnie czuje - choć sam nie wiem co - i uciekła Ci sprzed ołtarza.
-Stoję. - odpowiadam spokojnie.
-Z łaski swojej wyjdź stąd.
-Wybacz, ale to Luna mnie zaprosiła, więc tylko ona może mnie wyprosić. - cyniczny uśmiech zdobi mą twarz, kiedy podchodzi do mnie. Mam się bać? Sorry, ale nie.
-Wynoś się stąd. - próbuje zachować spokój, ale słabo mu to wychodzi. Aktor z niego żaden.
-Nie?
-Trudno Ci przychodzi myślenie.. - kręci głową z dezaprobata. Serio? A co ja kurwa dziecko, byś próbował zgrywać przykładnego dorosłego.. -skoro nadal nie zrozumiałeś, że nic już dla niej nie znaczysz.
-Wow, odezwał się ten, któremu narzeczona sprzed ołtarza zwiała.
-Zważaj na słowa dzieciaku.
-Ty mówisz na poważnie? - kpię z niego. Co z nim jest nie tak!
-No ja pierdolę, wyjdź! - krzyczy wściekle wymachując rękoma. Weź Ty się kurwa ogarnij.
-No raczej nie pierdolisz. To mnie przypadł ten zaszczyt pieprzenia Twojej dziewczyny. Dodatkowo Ci powiem, że to ja jestem ojcem jej pierwotnego syna, także wal się. - gdyby to była jakaś denna kreskówka, to mogę się założyć, że dym to by mu uszami ulatywał. -Aj, wybacz. Uraziłem? Mogę się nawet założyć, że jeszcze Ci nawet nie dała.
-Wypierdalaj stąd, ale już! - oho, zaraz to mu żyłka pęknie ze złości.. Człowieku, trzymaj nerwy na wodzy.
-Diego! - uśmiecham się w duszy na to, jak ma była beszta swojego narzeczonego. -Matteo to nasz gość, a poza tym dopiero co Cristóbal zasnął.
-Do chuja nędzy, Luna! Weź Ty się ogarnij, Cristóbal nie żyje! Ile jeszcze będziesz udawać, że nic się nie stało?! To dziecko nie żyje, jutro jest pogrzeb, a Ty zachowujesz się tak jakby miał on tutaj zaraz wbiec.
-Nie chcę być teraz w Twojej skórze. - klepię go po ramieniu, próbując nie wybuchnąć gromkim śmiechem na jego bezduszne zachowanie. Jeszcze kurwa słowo, a nie wyjdziesz stąd na własnych nogach.
Chwytam w dłoń kubek z wystygniętą już herbatą i siadam na krześle barowym uważnie obserwując każdego z kolei. Tak się zastanawiam, dzwonić już po karetkę czy poczekać jeszcze chwilę..
***
Chwytam po kolejne już ciastko, nieprzerwanie obserwując scenkę rozgrywającą się przede mną. Uchylam się sprytnie, kiedy kolejny talerz leci w kierunku blondyna stojącego nieopodal mnie i roztrzaskuje się na szafce. Jak poparzony wstaję na równe nogi, kiedy brunetka chwyta w dłoń nóż. W wampirzym tempie staję przy niej, łapiąc za dłoń w której trzyma ostrze.
-Cristóbal by tego nie chciał. - mruczę wprost do jej ucha, nie zdejmując wzroku z rozhisteryzowanego blondyna stojącego w drugim końcu kuchni, ciężko dysząc.
Wypuszcza z dłoni przyrząd, chwilę później opadając na podłogę. Przytwierdza się plecami do szafki, tak że między nią a meblem nie ma żadnej przestrzeni. Kucam tuż obok niej, odsuwając z twarzy pojedyncze kosmyki włosów. Nie myśląc wiele, przygarniam ją do siebie. Tak cholernie brakowało mi jej obecności, dotyku, ciepła..
-Lepiej będzie jak wyjdziesz. - mówię zaczepnie w kierunku dyszącego ze wściekłości mężczyzny. Bez słowa opuszcza pomieszczenie, jedynie chwilę później słyszę trzask drzwi wejściowych.
Zacieśniam uścisk, jednak ona już po chwili próbuje się z niego wyswobodzić. Odpuszczam, skoro ona nie chcę, nie będę się narzucać.
Ciemnowłosa piękność wybucha gromkim płaczem, podkulając kolana pod brodę i chowając w nich twarz. Serce mi się kraja na ten widok. Najgorsze jest to, że nie mogę nic zrobić.
-Przepraszam.. - mówi między atakami płaczu.
-Nie masz za co przepraszać.
-Przepraszam,że nie pozwoliłam Ci walczyć.. o nas.
Przykładam dłoń do jej rozgrzanego policzka, kciukiem ścierając mokre ścieżki łez. Pochylam się i łączę nasze usta. Przez ten pocałunek pragnę jej powiedzieć jak wiele dla mnie znaczy. Nigdy nie przestałem jej kochać. Przez ostatnie trzy lata zadręczałem się myślą, a co by było gdyby. Teraz już wiem. On by tu był. Nasz syn by żył..
Powiem tak; przez połowę rozdziału śmiałam się tak mocno, że nadal boli mnie brzuch od śmiechu, a uśmiech odpadł od uśmiechania się. Natomiast na końcówce płakałam. Nie kontrolowałam nawet tego co piszę - po prostu palce stukały w klawiaturę, tworząc najróżniejsze uczucia. Liczę na szczerą opinię, nawet krytykę - chcę po prostu wiedzieć co muszę poprawić, a co wychodzi mi dobrze. Także, do następnego! ;3
P.s. Gratulacje dla wszystkich, którzy utrzymywali, że Cristóbal to syn Lutteo.
CZYTASZ
no deseado II soy luna
Random[sequel APUESTA] Skoro nie kochany, to jaki [...] niepożądany. BY @mrsschanppi 2016©