quince

889 64 12
                                    

Nina

Czuję się jak wrak. Mam za sobą nieprzespaną noc. Nawet na dziesięć minut nie potrafiłam zmrużyć oka, bo cały czas miałam przed oczami zawiedzenie kryjące się w oczach Włocha, kiedy dowiedział się o ciąży Luny.  Z mojej winy Matteo upił się i prawdopodobnie wszczął bojkę. Prawdę powiedziawszy czuję się jakbym była między młotem, a kowadłem. 

Czuję się wykorzystana. Cały czas mam pełne ręce roboty. Powinnam planować ślub, wybrać kreację na dzień, w którym mamy z Simon'em przypieczętować naszą miłość, a tym czasem stoję w tym samym miejscu od kilku miesięcy.  Tak bardzo chciałabym się cofnąć do dnia ślubu Luny i Diego. Gdybym tylko wiedziała co przyniesie przyszłość, nigdy nie dałabym Lunie listu od Matteo. Wszystko by było inne.  

Po śmierci Cristóbal'a Luna oszalała. Za wszelką cenę chciała odzyskać syna; w dodatku ten idiotyczny pomysł, który został już w połowie zrealizowany. Na domiar złego jej kontakt z Peridą.. To jest beznadziejne. Gastón był moją pierwszą miłością - ale nikt nic sobie z tego nie robi. Oczywiście kocham Simón'a i nie wyobrażam sobie życia bez niego, ale Gastón.. Ta idiotyczna sprawa z zakładem sprzed kilku lat - Matteo wybaczyłam, Gastón'owi nie potrafię. Oddałam mu to co najważniejsze, a on miał to gdzieś. Żałuję każdej chwili spędzonej z szatynem i mogłabym rzec, że nic on mnie już nie obchodzi, ale skłamałabym. Boli mnie to, że utrzymuje specyficzny kontakt z mą najlepszą przyjaciółką. Śmiało mogę stwierdzić, że nikt nie liczy się z moimi uczuciami.

Serce mi się raduje na samą myśl, co Luna ma zamiar uczynić w najbliższym czasie. Jeszcze kilka tygodni - dam radę. Już nigdy więcej go nie zobaczę, a nienawiść i obrzydzenie jakim pałam do Argentyńczyka będę mogła w spokoju ducha zamknąć w skrzyni rzuconej na dno oceanu. 

Odkładam na biały stolik od kawy kubek z zimnym już napojem kofeinowym, kiedy orientuję się, że Matteo przygląda mi się.

-Co ja tu robię? - pyta wstając. Robi to dość nieudolnie, gdyż już po sekundzie leży na dywanie. Syknięcie jak i krótka wiązanka przekleństw ulatuje z jego ust. Śmieję się w duchu na jego niedolę.

-Mogłabym zapytać o to samo. - odpowiadam , pomagając mu wstać na równe nogi.

-Powiedz co odpieprzyłem. - prosi, kiedy odzyskuje równowagę. Załamanie jest aż namacalne w jego głosie. Nie dziwię się. Zapewne odczuwałabym to samo w podobnej sytuacji.

-Oprócz tego, ze schlałeś się do odcinki i prawdopodobnie z kimś biłeś, to nie zrobiłeś absolutnie nic. 

-Czyli równie dobrze mogę zmienić tożsamość, kupić sombrero i pędem czyhać do Meksyku.

-Dzięki, że obrażasz mój kraj. - tymi oto słowami Simón wita się z naszą dwójką. Balsano mierzy jedynie pogardliwym spojrzeniem, natomiast mnie całuje przelotnie nim wchodzi do kuchni.

-Będę się zbierać. - Włoch pośpiesznie wstaje z kanapy, zapewne chcąc uniknąć konfrontacji z mym narzeczonym. Bądź co bądź, ta dwójka chyba nigdy nie zapała do siebie sympatią. Na pewno nie po aferze z zakładem.

-Bez pośpiechu, Simón tylko żartował. - próbuję załagodzić sytuację, jednak wiem że będzie to trudne, gdyż Balsano jak i Alvarez są nieustępliwi i uparci jak mało kto. 

-Wystarczająco nadużyłem gościnność. - podążam za nim do przedpokoju. Chwyta za mosiężną klamkę, jednak ostatecznie odwraca się przez ramię.

-Dam sobie radę. Nie musisz mi pomagać. - doskonale wiem do czego nawiązuje. Jak ja mogłabym mu nie pomóc? Ugh! Dlaczego mam takie litosne serce..

Chłopak odwraca się i otwiera drzwi. Przymierza się do opuszczenia mojej posesji, ale zatrzymuje się w półkroku, kiedy kładę dłoń na jego ramieniu.

- Moja nienawiść jest zbyt wielka.

-To znaczy, że..

-Do później wspólniku.

-Do później wspólniku

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
no deseado II soy lunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz