Rozdział 6

124 7 2
                                    

Jedziemy tak nadal,a ja się zaczynam niepokoić. Przejeżdżamy właśnie koło lasu. Jest jeszcze straszniej,bo jest ciemno.

Przez głowę zaczynają mi przelatywać najstraszniejsze scenariusze...

A co jeśli wjedziemy do tego lasu,on wyciągnie nóż i pokroi mnie na tysiąc kawałeczków?

A co jeśli przywiąże mnie do drzewa i zostawi?

A co jeśli zawiezie mnie do małego domku,który jest w głębi tego lasu i tam mnie zgwałci lub zabije?

Co mi strzeliło do głowy,żeby włóczyć się z jakimś nieznajomym po nocy? Ledwo go znam...

Jednak moje wątpliwości w momencie się rozwiały,bo Nathan po jakimś czasie skręcił w jakąś uliczkę i tym oto sposobem znaleźliśmy się w parku,który jest ozdobiony jakimiś światełkami. Miły widok,szczególnie że o tej porze są tu jeszcze jacyś ludzie. Czuję się bezpieczniejsza.

Zeszliśmy z motoru i znaleźliśmy wolną ławkę,na której usiedliśmy.

-Ładnie tu co?-Odezwał się w końcu Nathan.

Kiwnęłam tylko głową. To dziwne,że taki "rokowiec"zwraca uwagę na takie rzeczy. I to kolejny dowód na to,aby poznawać ludzi bliżej.

-Czemu mnie tu przywiozłeś? I to o takiej godzinie?-Spytałam.

-Żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać. No i żebyś zobaczyła jak to wygląda nocą.

Uśmiechnęłam się na jego słowa. Rzeczywiście to wygląda pięknie. Dookoła nas są ścieżki a na nich ławki. Drzewa są ozdobione światełkami,które dają niesamowity efekt.

Jeszcze nigdy w życiu nie byłam w takim parku.

-Nicole,mogę cię o coś spytać?

-Jane.

-Dlaczego udajesz,że boisz się jeździć na motocyklu?

Na jego słowa rozszerzyłam oczy i od razu zrobiło mi się gorąco.

-Co..ja nie...

-O nie udawaj. Czułem,że jak weszłaś ze mną po raz pierwszy na motor to czułaś się swobodnie...

-No wiesz...

-Dlaczego udajesz? Boisz się ze mną jeździć?-Spojrzał mi w oczy.-Boisz się mnie?

-No nie. Oczywiście,że nie. Chodzi o to ,że...-Westchnęłam.-Nie mogę ci powiedzieć. To są jeszcze dla mnie delikatne sprawy,a my jeszcze nie znamy się tak dobrze...

-Rozumiem.-Uśmiechnął się.-Trzeba było powiedzieć od razu...

-Myślałam,że uznasz mnie za wariatkę...-Wybuchliśmy śmiechem.-Okej...miałeś mi wytłumaczyć o co chodziło wtedy chłopakom...

-Bo...uznałem,że to głupie żebyś siedziała sama więc postanowiłem,że pojadę po ciebie a im ściemniłem że jadę po coś do domu.-Zakończył.

Parsknęłam śmiechem.

-I tym oto sposobem zepsułeś mi maraton filmowy.-Powiedziałam z wyrzutem.

-O tak. Tylko,że jak zobaczyłem cie zapłakaną i upaćkaną nutellą,pomyślałem że jednak dobrze zrobiłem.

-Kiedyś puszczę ci ten film i sam zrozumiesz,czemu się tak wzruszyłam.

-Myślę,że nie.-I znów wybuchliśmy śmiechem.

Potem siedzimy w ciszy i obserwujemy co się dzieje wokół nas. Zaczyna się robić mi zimno i niekontrolowanie się wzdrygnęłam.

Idealny stanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz