W terminalu bagażowym Sara z zaciśniętymi zębami ciężko dyszała, ręce jej mdlały, siedziała akurat na walizce, której wystrzelił cholerny zamek, kiedy zaczął się ruch na terminalu. Pas ruszył, a walizka przekręciła się tak, że zaczęły z niej wylatywać części garderoby i jakieś pomarańczowe sztuczne kwiaty łączone w girlandy. Tahiti tranzytowy - przeczytała na liście przyklejonym do rączki.
Zebrała połamane płatki i jak mogła najdelikatniej wcisnęła do środka. Owinęła walizę czarną taśmą i wyłożyła ją na pas transmisyjny. Była ostatnia z tej serii. Teraz trzeba spisać raport uszkodzenia i czekać na kolejną dostawę. Zrobiła to szybko, chociaż palce bolały ją od bezskutecznych prób zaciągnięcia uszkodzonego suwaka walizki.
Uff, przerwa. Rozprostowała zesztywniałe mięśnie i podeszła do automatu z kawą. Brązowy parujący płyn zabulgotał w kubku, kiedy podniosła go do ust owionął ją cierpki aromat arabiki i westchnęła z przyjemnością.
Grzejąc dłonie ciepłym kubkiem usiadła przy wąskim oknie, wokół hałasowały przeskakujące na rolkach walizki. Ale dziś ten znajomy hałas działał na nią kojąco.Patrząc przez zakurzoną szybę na chwiejące się na wietrze, oprószone śniegiem igły wielkiej sosny oświetlonej latarnią przypomniała sobie wczorajszą rozmowę z adwokatem. Nie miała dotąd czasu się nad nią zastanowić, przypomniała sobie wakacje w domu u dziadka i sięgnęła pamięcią do czasów dzieciństwa.
W jednej chwili otoczyły ją wspomnienia.
***
- Dziadziu, zobacz kakaczuszka, czuska jaka ładnna! - machając ramionkami w wodzie pięcioletnia Sara sunęła z chlupotem w stronę chylącego się ze starości pomostu. Starszy pan roześmiał się i poprawił wnuczkę:
- Kaczuszka, kaczka dziwaczka.
Dziewczynka zachwycona podchwyciła:
- Kaćka, waćka.
Dziadzio pokiwał głową i odwrócił twarz w stronę słońca. Dzień zapowiadał się piękny, wokół panowała cisza. Sara jak zwykle nie spała całą noc i nad jezioro przyszli wczesnym rankiem, po czym dziewczynka szybko rozebrała się i smyrgnęła do wody.
Stary Antoni nigdy nie widział dziecka, oczywiście ludzkiego dziecka, które byłoby tak uzależnione od wody jak jego wnusia. Sara mogła siedzieć w jeziorze od rana do nocy.
Dziś woda miała kolor srebra, żyjącego i pulsującego, a brak wiatru potęgował wrażenie dojmującego spokoju.
Nawet zwykle tak szumne olchowe zarośla w bezruchu okalały granice płytkiej zatoczki przynależnej do posiadłości.Na wyspie Żurawiej spokój był obecny w nadmiarze i przyjezdni po kilku dniach albo bezgranicznie zakochiwali się w tym miejscu, albo szybko wyjeżdżali do cna znudzeni.
A w jeziorze Białym mieszkał Wodnik.
Tak przynajmniej gadali staruszkowie ze wsi i śmiejąc się popijali piwo przed sklepem "1001 drobiazgów".
Tylko jedna osoba wiedziała, że to prawda. Mała Sara wiedziała, że tak jest.
***
Ktoś dotknął jej ramienia. To Brenda pokazywała na zegarek. Szybko dopiła zimną już kawę zdziwiona jak szybko może minął jej czas i widząc przez szklaną przegrodę nadjeżdżającego z pasa bagażowego meleksa wyładowanego walizkami, strzepnęła fartuch i pośpieszyła przez szklane drzwi oddzielające ją od hali w stronę stanowiska odbioru.
Zdjęcie pochodzi z sympatycznego serwisu unsplash.com i jest autorstwa Caroline Selfors
CZYTASZ
AQUARIUS
Science FictionUlga dla nerwów, oddech w pędzącym swiecie, goracy romans w klimacie science-fiction. Coś jak mleczna czekolada w ponury dzień, albo gorący pocałunek w najbardziej niespodziewanej chwili. Książka w trakcie reorganizacji rozdziałów, zmieniam kolejnoś...