Emi i Jara 4: Alarm, Tytan

29 1 0
                                    

Emilia Carry biegła korytarzem obserwatorium, w rozrzedzonym powietrzu oddychała tak szybko, że już po kilkunastu metrach miała mroczki przed oczami. Jednak jej ciało katowane na bieżni codzienną rutyną pokonywanych 20 kilometrów dawało radę i w szybkim tempie zbliżała się do drzwi, za którymi rozbrzmiewał cichy alarm. Błyski pomarańczowego światła rozświetlały szybkę drzwi. Musiała to zobaczyć na własne oczy!

Kiedy zadzwonił do niej dyżurujący przy komputerowym systemie pelengacyjnym, w pierwszej chwili odłożyła telefon z głupkowatym wyrazem twarzy. Na tyle głupkowatym że Jara, z którą właśnie rozmawiała zamarła w pół słowa.

Jara była jeszcze bardziej zdziwiona kiedy jej partnerka w jednej chwili siedziała przy stoliku w stołówce na dolnym poziomie budynku obserwatorium Chandra, a w drugiej już jej nie było. Dziewczyna przetarła oczy, bo Emi rzuciła się do drzwi co najmniej tak szybko, jak gdyby w telewizji zapowiedzieli inwazję UFO. Jara nawet nie wiedziała, jak bliska była tego, co Emilia usłyszała przed momentem w słuchawce telefonu. Usłyszała tylko ostatnie słowa - "...to musi być błąd..." a przecież wiedziała, że to prawda.

Wstała powoli, ale w tej chwili na sali zaczął dzwonić kolejny telefon, potem dwa następne, by w ciągu minuty rozdzwoniły się wszystkie komórki jakie naukowcy mieli przy sobie. Rozgorzał gwar, niektóre osoby szybko zmierzały do tego samego wyjścia, którym wybiegła Emi.

Zadzwonił telefon Jary, wolno uniosła go do ucha automatycznie odbierając rozmowę, dzwonił jej asystent, zwykle spokojny Sam Bauman krzyczał do słuchawki.

***

Sam przełączył widok na satelitę SOOHO, którego nazwa nie bez powodu przypominała nazwę dwudziestojednowiecznych satelitów SOHO krążących na orbicie słonecznej i obserwujących słoneczne rozbłyski. Ten satelita jednakże krążył w płaszczyźnie prostopadłej do ekliptyki, dlatego mógł obserwować zarówno Ziemię, jak i Słońce, a w określonych momentach swojego przelotu każdą planetę Układu Słonecznego, aż po metrowej średnicy brył lodu znajdujących się w pasie Oorta.

Jego potężne oczy skierowane były w tej chwili na Tytana i będące z nim w tej chwili w opozycji Enceladusa i Kalipso. Czujniki mnogich instrumentów analizowały widma promieniowania o długościach niemożliwych do zaobserwowania przez zawodne, ludzkie oczy.
Gruby paluch Sama Baumana, radioastronoma systemów wewnętrznych wskazywał Emilii obraz w promieniowaniu rentgenowskim, jaki od kilkudziesięciu minut odbierał przez rozległy system radioteleskopów obserwatorium Chandra.

Emi pierwsza odzyskała głos:
- Jakie ma opóźnienie? Wiązka z SOOHO jakie ma opóźnienie?

Sam szybko przeliczył w pamięci:
- Około 8 godzin. Teraz znajduje się bliżej. I wciąż wykonuje manewry...

W małej salce tłoczyło się kilkanaście osób. Jara zdążyła dołączyć do nich przed chwilą i razem wpatrywali się w małą, niepozorną kropkę, która miała zaraz zniknąć za krzywizną Tytana.

Nie było wątpliwości, waśnie patrzyli na coś, co ląduje na księżycu Saturna i z całą pewnością nie była to NASA, która w ogromnych bólach i potężnym kosztem zdążyła do tej pory wysłać człowieka najdalej na Księżyc i Marsa.

Każdemu z obecnych podniosła ciśnienie wiadomość o manewrach obserwowanej dotąd i zachowującej się zupełnie normalnie sporej planetoidy. Dotąd, bo od dwóch godzin zadziwiająco okrągła bryła metalu zmieniała położenie całkiem jak statek rodem ze starej bajki o Gwiezdnych Wojnach. I najwyraźniej właśnie wchodziła na orbitę stacjonarną Tytana.

Emi wciągnęła powietrze, trzeba coś robić, jakieś pomiary, czy coś... Jednak miała w głowie taką samą pustkę jak pozostali. Osłupienie zaczęło mijać i kilka osób ruszyło do przyrządów obserwacyjnych by skierować kamery satelit SOOHO na niewidoczną z Ziemi stronę Tytana.

Od ogłoszenia alarmu minęły dwie godziny milczącej obserwacji, od drzwi dał się słyszeć krzyk, szybkim krokiem weszło kilka osób w ciemnych garniturach i Emilia została odsunięta siłą od ekranu. Uzbrojona w taser ręka mocno ścisnęła jej ramię i razem z kilkoma osobami została wyprowadzona z labu. Słyszała jak ktoś, chyba Sam głośno protestuje, jednak po chwili była już ciągnięta wgłąb budynku a w końcu niezbyt delikatnie wepchnięta do dużej stołówki. Jarę schwyciła w ostatniej chwili, zanim tą upadła, objęły się nie rozumiejąc co się dzieje, ale po chwili popatrzyły na siebie że zrozumieniem. Sygnał. Chodziło o sygnał z Księżyca! Musiał mieć coś wspólnego z tym co stało się przed chwilą. Zamknięte z nimi były wyłącznie osoby zajmujące się radioastronomią księżycowo-słoneczną, bo wyłącznie one znały temat sygnału.

AQUARIUSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz