Od jej przyjazdu nie minęło dużo czasu, a Sara była naprawdę wykończona. Sprzątała, czyściła, szorowała i wynosiła brudy. Dom wyglądał wreszcie jak prawdziwy dom i wszystkie meble na dole były w stanie używalności. Szyby zostały wstawione i Sara zaczęła się przyzwyczajać do życia na Żurawiej Wyspie.
W sklepiku, do którego jeździła na starym męskim rowerze dziadka, poznała przyjaciółkę ze szkoły - Matyldę. A ona zaprosiła ją na bal sylwestrowy, na którym właśnie kiepsko się bawiła.
Po raz kolejny przypomniała sobie, że źle się czuje wśród ludzi i pokręciła głową myśląc o swojej głupocie. A zaczynała czuć się naprawdę kiepsko, nie podobały jej się chamskie podrywki i to, że mężczyźni obmacywali ją w tańcu. Było już dawno po północy i noworoczne całusy i życzenia zostały rozdane komu trzeba, lało się coraz więcej wódki, a uczestnicy byli rozochoceni i jeszcze bardziej pijani, uznała, że czas się ewakuować do domu.
Przesunęła wzrokiem po tłumie nieznanych osób, z których przynajmniej połowa przyjechała tu z okolicznych Ośrodków Wypoczynkowych.
Raptem wciągnęła oddech i zastygła w bezruchu. Czyjeś spojrzenie smagnęło ją jak biczem. Coś znajomego w jego postaci uderzyło Sarę i skupiła się na stojącym w cieniu wysokim mężczyźnie. Po jej plecach ruszyły ciarki, a skóra pokryła się gęsią skórką, zdecydowała, że musiała przyciągnąć ją niezwykłość jego twarzy, spokojna pewność siebie i oszczędność w ruchach. No i zawsze podobali jej się bardzo wysocy mężczyźni.
Zauważyła też, że stroni od ludzi stojąc w głębokim cieniu. Zrobiło jej się gorąco kiedy wodząc leniwie oczami po tłumie ludzi przesunął po niej wzrokiem, potem dalej, ale zmarszczył brwi i wrócił do niej i ich spojrzenia się spotkały. Nie odwracał wzroku, wpatrzył się w nią na dobre.
Jego wzrok palił jej skórę, wolno przesunął wzrokiem w dół i w górę, czuła jakby ją tym pieścił. Wróciło zapomniane już trochę uczucie osaczenia przez widmowego kochanka.Speszyła się. Nie mogła znieść intensywności jego poważnego spojrzenia, więc utkwiła wzrok w kolorowych lampkach rozwieszonych tu i ówdzie na drabinkach gimnastycznych. Nadal czuła jego wzrok, kiedy podeszła do niej Matylda. Stuknęła ją łokciem:
- Pan architekt się na Ciebie gapi - machnęła piwem w stronę, w którą Sara nie chciała patrzeć.
- Pan architekt? - uniosła brwi zdziwiona.
- No - kiwnęła głową - tak mówią na Twojego sąsiada z jeziora.
Sara próbowała zwalczyć ciekawość, ale jej się nie udało więc zaczęła słuchać uważnie.
- Przyjeżdżał tu parę razy ostatnio, wiesz, kupił ten dom nad Białym po Marianie Gaziu. Ten z basenem, co zawsze mi się podobał. Ale zaraz potem wyjechał. No i ma obłędnego brata, chyba bliźniaka, bo są bardzo podobni do siebie - westchnęła rozmarzona taksując mężczyznę z daleka - tyle dobra się marnuje. W sklepie jak próbuję zagadać, to są super uprzejmi, ale nic więcej. Ojej co bym dała za noc z jednym z tych dwóch! - wyraźnie zadrżała na tą myśl.
- I we dwóch tu przyjeżdżają? - spytała niezrażona komentarzem Sara - tak sami? Nie mają rodziny?
- Sami, niezłe ciacha, co nie? Aż mi ślinka leci. Ale ty masz większą szansę, niż ja, chociaż jestem chuda i mam ładne ciuchy - posmutniała Matylda przesuwając zmysłowo dłońmi po skrawku materiału w jaki była ubrana, a Sara przyznała jej rację bo chociaż sama była całkiem zgrabna, jednak nie mogła się równać z koleżanką, niska, biuściasta i okrągła, a ubrana w obcisłe czarne spodnie i połyskującą turkusowo koszulę z cekinami czuła się jak grube, brzydkie kaczątko przy półnagiej modelce - zauważyłam go tu po północy, cały czas nie odrywa od ciebie oczu. A'propos oni chyba tam jakiś poważny remont robią, nie przeszkadzają Ci hałasy?
CZYTASZ
AQUARIUS
Ficção CientíficaUlga dla nerwów, oddech w pędzącym swiecie, goracy romans w klimacie science-fiction. Coś jak mleczna czekolada w ponury dzień, albo gorący pocałunek w najbardziej niespodziewanej chwili. Książka w trakcie reorganizacji rozdziałów, zmieniam kolejnoś...